To chyba przez to ,że w końcu wróciłam do samotnych ,spokojnych wybiegań ... i wąłśnie przez to ostatnio jakoś tak analizuję. Głównie analizuję siebie ,a konkretnie od tych już niemal 3 tygodni zastanawiam się gęsto jak to się stało ,że tak bardzo straciłam formę. Generlnie uważam ,że treningi odpuszcza się bo coś się nie tak z głową dzieje - ale to mocno ogólne stwierdzenie. Ostatnie trzy misiące mojego życia to było naprawdę istne szaleństwo. I faktycznie taka maksymalna euforia połączona z lekkim jednak strachem przezd nieznanym bardzo dziwnie działa na człowieka :). Mówiąc dziwinie w moim przypadku trzeba chyba pomyśłeć "destrukcyjnie". Bo faktem jest ,że w lipcu nie mogłam biegać z powodu alergii ekstremalnie agresywnej tego roku. Nie jest jednak prawdą ,że się znajdowałam w takim stanie że nie mogłam robić nic. Czemu nie robiłam? Po tych 3 tygdoniach intensywych analiz doszłam do wniosku ,że w tym roku zaczęło mi sie przytrafiać coś na co chyba nie byłam gotowa. A mianowicie niekończące się pasmo sukcesów. Widzicie kiedy w 2013 roku w styczniu zaczynałam odchudzanie ,zmianę nawyków żywieniowych i przedewszystkim przygode ze sportem to na co starałam sie być najbardziej przygotopwana to porażki. Bo wiadomo ,ciężkie początki ,uwagi zazdrośników i głupoli ,upadki związane z zaniechaniem diety ,czy flustracja z powodu braku efektów swoich wysiłków na treningach. Ja na to byłam gotowa. Oczywiście jak zaczęły przychodzić suksecy nie umniejszałam ich ,ale nie zajmowałam sie tym nadmiernie. I oto nagle skończył mi się 2013 rok - ten niby rok porażkowy :) I już styczeń 2014 przyniósł pewne dziwne zmiany - pierwszy jakby sukces. Odnalazłam Truchtaczy ,zostałam prawdziwym biegaczem .... potem treningi z nimi w 17sto stopniowym mrozie. No już prawie ze mnie była IRONWOMAN :). Potem półmaraton na wiosnę. I w czerwcu złamałam magiczną 60 na 10km - no poprostu pasmo sukcesów. I chyba jakoś tego nie udźwignęłam. Nie mówiącu już o tym ,że na wiosnę - dokładnie dzień po przebiegnięciu półmaratonu - odebrałam telefon z propozycja wymarzonej pracy w Holandii. To już był poprostu sen ,który nie mógł być prawdą. Byłam IRONWOMAN ,dostałam pracę wymarzoną i w ogóle. I gdzieś tak właśnie od czerwca od tego biegu na 10 km jakoś tak mi się przestało troszkę chcieć. No bo jak już jestem taka super to nie musze tak charować - oficjalnie tak nie myślałam. Ale patrząc z perspektywy czasu na to jak potem coraz łatwiej rezygnowłam z treningów na rzecz np. wyjścia ze znajomymi to chyba tak właśnie było. W czerwcu coś tam jeszce robłam ,a w lipcu to już w zasadzie tylko imprezowałam. I generalnie chyba nawet nie było by w tym nic złego ,tylko że ja się z braku ruchu i takiego "dbania o siebie" zaczęłam momentalnie przepoczwarzać w tą strasznie zapomnianą osobe jaką byłam dwa lata temu. Jedzącą w zasadzie ciagle ,trochę opryskliwą ,natychmiast też z tego nic nierobinia tracąca taką jakąś pewność siebie. Efekt był taki ,że kiedy w końcu przyjechałm do tej Holandii to zamiast się czuć jak mistrz świata mnie się chciało płakać - czort wie jeden z jakiego powodu. Że co ja tu robie? Sama nie wiem. A teraz ,po trzech tygdoniach biegowej terapii chyba znowu jestem sobą - tą sobą którą strasznie lubię. Pogodną ,wychodzącą bez gadania na treningi :) ,wstającą rano z energią ... i wielką ochotą na śniadanie :) Coś mi się pokiełbasiło na jakiś czas ,ale jak zwykle dzięki terapii endorfinowej już jestem znowu na fali - swojej własnej fali zadowolenia. I teraz to dopiero naprawdę mogę się przygotowywac do czegokolwiek ,bo znowu czerpię z biegania najwyższej jakości radość. Jeśli ktoś dotarł do tego momentu to ...gratuluje wytrwałości ...ot człowiek od czasu do czasu musi się wywnętrznić :)))
MllaGrubaskaa
2 września 2014, 22:00Super że już wszystko Ci się ustabilizowało i jest tak jak powinno być ;))
Mileczna
3 września 2014, 09:35zdecydowanie wróciłam już "do siebie" :)))
gruszkin
26 sierpnia 2014, 07:35I tak samo jest z dietą, jak się osiąga sukces to zaczyna się sobie odpuszczać i trzeba się szybko ogarnąć żeby nie wszystkiego. Uczy pokory taka sytuacja. A co do szybkiego powrotu formy to przecież ci pisałam o pamięci treningowej czy mięśniowej (nadal nie wiem jaka to jest :P)
Mileczna
26 sierpnia 2014, 08:37chyba mięsniowa :))) i bardzo mi ten artykuł pomógł :) - otrzec łzy :) ...żart - jest w sumie ok
KotyDwa
25 sierpnia 2014, 08:49Tak...wiem o czym mówisz...tez się zapomniałam, zapuściłam , zgubiłam...szukam drogi powrotu, ale jest ciężko. Zaglądam do Ciebie regularnie. Też niby wiem, że bieganie zawsze pozwalało mi wrócić do siebie. Ile ja ważnych życiowych decyzji podjęłam podczas biegu...Muszę ruszyć dupę. A jednocześnie być dla siebie dobra. Bo nie o przymus tu chodzi przecież. Tylko o wyjątkowe poczucie że idziesz właściwą drogą, robisz coś (bardzo wiele) dla SIEBIE. To chyba nie przez przypadek "sam" włączył mi się CapsLK jak pisałam siebie i wyszło dużymi literami!
Mileczna
25 sierpnia 2014, 10:10tak właśńie będzie!
butterflyyyyy
23 sierpnia 2014, 20:47U mnie wypróbowane zostały wszystkie możliwe sporty i nic na moje wielkie udziska nie działa, na wagę też nie... Ktoś mi powiedział, że bieganie jest najlepsze, żebym spróbowała... Zrobiłam to dziś i przebiegłam (nie to był marszobieg!) 2km w 20 minut... Ale pomyślałam w parku o Tobie, o tym, że tobie się udało, że pokochałaś bieganie ! Że mi się też może uda ! Ech..
Mileczna
25 sierpnia 2014, 10:14no to start masz rewelacyjny! trudno cos ogólnie poradzić ,ale fakt jest fakte że bieganie zmniejsza wszelkie obwody - no ud pewnie całkiem nie zniknie ,ale napewno poprawi kształy
Agnes2602
23 sierpnia 2014, 20:37Właśnie byłam ciekawa czy juz jestes w Holandii.Dawno mnie tu nie było.Byłam ponad miesiąc w Polsce i wyjeżdżając wazylam 65. Przez 2tygodnie i jeden dzień chodzilam na siłownię po czasem 3 godzinki ale potem maz przyjechał i kolejne 2 tygodnie rozpięty nad morzem ,gdzie sobie niczego nie zalowalam.Dziś wrocilismy i jeszcze drinkuje i jem,ale jutro się postaram ograniczyć trochę.W poniedziałek się zwaze bi mam nadzieje ze dużo nie przytylam.Czuje duży brzuch,ale tez ciężko 2 tygodnie pracowała na siłowni na te rozpięte,myślę zecza dużo nie będzie,pozdrawiam i Milo ze się opamietalas.
Mileczna
25 sierpnia 2014, 10:14dla mnie to jednak szkoda ,że tak późno - ale i tak bywa w tej drodze całej :(
Agnes2602
25 sierpnia 2014, 11:19Pisałam przez tableta ha ha ile błędów ,miało być rozpusty a nie a nie rozpięty i ważyłam 68,5 a nie 65!!!!!Niestety dziś się zważyłam i jest aż71,nie chce mi się wieżyć,że aż tyle.Głupia szklana.Jeszcze się raz zważę za parę dni ,pozdrawiam.
Mileczna
25 sierpnia 2014, 11:26może się opamięta ta waga:))) na juz na to nie liczę niestety - sama się musze opamiętać
Milena.milena1
22 sierpnia 2014, 22:30W takim razie teraz juz tylko do przodu :-) Zawsze ciezko jest wrocic na dobre tory ale kiedy juz sie to zrobi to juz wszystko wraca do normy. Twarda kobieta z Ciebie ;-) oby tak dalej w koncu jestes moja motywacja :-)
Mileczna
25 sierpnia 2014, 10:15no to juz napewno nie mogę zawieść!
Pokerusia
22 sierpnia 2014, 10:23świetna analiza i dająca dużo do myślenia...ja niestety też całe lato zawaliłam i zbieram się zbieram....powodzenia!:-)
Mileczna
22 sierpnia 2014, 10:24trzymam kciuki za nas wszystkie :)
Niecierpliwa1980
22 sierpnia 2014, 08:53niestety mamy też swoją wytrzymałość i czasem jesteśmy po prostu zmęczeni tematem .Ważne ,żeby nie stracić z oczu celu i mimo wszystko coś robić. Forma wróci bardzo szybko!
Mileczna
22 sierpnia 2014, 09:02wraca - juz to wsłaśnie widzę ,ale złość jest że się to zatraciło nei wiadomo po co ... ale tak jak mówisz jest pewna granica wytrzymałości.
jovanka28
22 sierpnia 2014, 08:06jak Cię czytam, to sie zaczynam zastanawiać, czy ja jestem przygotowana na sukces - ciekawa jest ta Twoja teoria :) z drugiej strony wywróciłaś swoje życie do góry nogami, przeprowadzka do innego kraju to jednak jest stres nawet jeśli to spełnienie marzeń, więc może po prostu musiałaś zrobić sobie przerwę. Grunt że jesteś z powrotem na dobrej drodze!
Mileczna
22 sierpnia 2014, 09:01szczerze to zaczynam uważac ,że wszystkie komplementy ,które usłyszałam bardzo mnie zdeprawowały :))) jak ciagle słyszałam docinki o wygląd ,o jakieś głupie bieganie to miałam owszem łzy w oczach ,ale nie było opcji że odpuszczam i dam im satysfakcję ... a tu jak wszyscy chwalą :)
MargotG
22 sierpnia 2014, 07:48Paulinka, jak już doszłaś do tego, co jest nie tak, i co zawaliłaś, to teraz na pewno wszystko pójdzie jak z płatka!!! Run Paulinka! Run!!
Mileczna
22 sierpnia 2014, 09:04:)
lukrecja1000
21 sierpnia 2014, 22:11Jestes wlasnie na swietnej drodze! Pierwszy szok po z mianie kraju i zycia oraz srodowiska mina..to naturalne.A co do wyjsc ze znajomymi ,bedziesz to milo wspominac z perspektywy czasu.Zanim zawiazesz nowe znajomosci w Holandii troche odczujesz samotnosc w tlumie.Ja wczoraj wreszcie poznalam Polke na kursie jezyka niemieckiego i bardzo sie zb tego ciesze..Pozdrawiam serdecznie Jula
Mileczna
22 sierpnia 2014, 08:59No dokładnie masz rację - mija pomału szok :))) A ja jestem w sumei w tym szoku od prawie pół roku - od kąd dowiedziałam sie ,że mam te robotę. Ja tu mam dwoje Polaków w pracy - m.in. mój szef :) Więc jest mimo wszystko softowo. ALe faktem jest ,że cztery lata zycia zostawiłam w Garwolinie i powstała po tym lekka luka :)
Kenzo1976
21 sierpnia 2014, 20:04Masz sposób na siebie, znasz swój cel, osiagasz go, brawo :)
Mileczna
22 sierpnia 2014, 09:05z nieustannymi upadkami :)) ale grunt ,że ciagle do przodu:)
holka
21 sierpnia 2014, 15:17Jak to dobrze,że sama bez niczyjej pomocy potrafisz sobie zrobi analizę psychologicznę i odnaleźc motywację do życia :)))) A najważniejsze,że masz na te smutki złoty środek jakim jest bieganie i że to wciąż działa...Jesteś bardzo dzielną i wytrwałą dziewczyną :) i podziwiam Cię za to!
Mileczna
21 sierpnia 2014, 15:21Och jak ja lubię to Twoje wesołe jabłuszko :)))) SZkoda ,że nie jestem dzielna i wytrwała wtedy kiedy .... nie jestem :))) bo juz dawno miałabym upragniona wagę i sylwetkę ,a zajmowałabym się pieczołowicie stabuilizacją
cambiolavita
21 sierpnia 2014, 15:01Najwazniejsze, ze sie tak szybko ogarnelas. Mi to zajelo duzo wiecej czasu, by zaczac wracac do siebie takiej, jaka lubie...
Mileczna
21 sierpnia 2014, 15:07ale wracamy - i to jest naważniejsze!
Agnes102
21 sierpnia 2014, 14:28Myślę, że upalne lato to nie jest czas na intensywne treningi biegowe. Wydaje mi się, że po krótkiej przewie i tak jest łatwiej się wraca do biegania niżby miało się zaczynać. A przerwy w bieganiu i odpoczynek też jest potrzebny aby chociażby docenić ile pozytywnych emocji to nam daje.Wytrwałości życzę jak najbardziej :)
Mileczna
21 sierpnia 2014, 15:00Oj tu sié zgodzę ... teraz bardzo doceniam :))) i może tak byc ,że przerwy poprostu nam sa potzrebne ,a kiedy sami śwadomie ich nierobimy organizm robi je za nas :)