To już piąty dzień, nie mogę się doczekać poniedziałkowego ważenia i mierzenia:). Zaczyna się weekend i będzie trudniej. Tu piwko, tu coś mocniejszego i człowiek myśli, a co tam i po powrocie do domu chwiejnym krokiem podchodzi do lodówki i przygotowuje sobie przekąskę z miliona kalorii o czwartej nad ranem, po to by zaraz pójść spać na jakieś 10 godzin:). Budzi się chamskim świtem o czternastej, nie ma siły na żadne ćwiczenia i wieczorem sytuacja się powtarza. No i jest niedziela. Zmęczenie weekendem daje o sobie znać, nie ma się siły gotować, więc zamawia się pizze przez internet, bo gadać też się z nikim nie chce. oczywiście zero ćwiczeń. Potem jest poniedziałek, ważenie, mierzenie i pada pytanie jakim cudem nie schudłam?
Może tym razem będzie inaczej :)
Trzymać kciuki i udanego weekendu wszystkim! :)
so.imperfect
28 września 2012, 16:15ojj weekend jest prawdziwą zmorą dla osób na diecie;) ale wystarczy mieć głowę na karku i silną wolę a wcale nie trzeba sobie odmawiać piwka żeby potem nie pochłaniać wszystkiego co leży w lodówce, ja tak robię i potem nie mam wyrzutów sumienia