Jestem pełna obaw co do nadchodzącego ważenia i mierzenia. Weekend to była katastrofa!
W piątek zorganizowałyśmy sobie z koleżankami babski wieczór. Najpierw spotkanie w domku u jednej z nas. Wszystko pięknie ładnie, a tu na stół wchodzi zapiekanka z makaronu, z mięsem, sosem pomidorowym i serem. Masakra. Milion kalorii. Ale oczywiście zjadłam i do tego piłam, wino, białe, tak z butelkę. Po takim miłym spotkaniu ruszyłyśmy w radosnych nastrojach do klubu. Tam wódka, piwo i zabawa. Wracając chwiejnym krokiem do domu (cud, że na nogach a nie taryfą) zahaczyłam o Macdonald i tam pochłonęłam jeszcze dwa hamburgery, dodam, że są w promocji za 2 zł:)
Sobota troszkę lepiej, ale tylko troszkę. Znajomi zaprosili nas na leczo. Było pyszne. Do lecza podano znów, o zgrozo wino i nalewki własnej roboty. Dobrze, że jako przekąskę podali świeże warzywa i do tego lekki dressing na bazie jogurtu.
Niedziela to wizyta w pierogarni, nie było sił na gotowanie. Później dwa pyszne piwka w Zakładzie Usług Piwnych Wszystkim Wrocławiankom serdecznie polecam to miejsce. Piwo maja rewelacyjne.
Nie wiem jaki cud musiałby się stać, żebym po czymś takim nie zaprzepaściła straconej już wagi