Heh, od paru dni waga nie chce spaść, mimo tego, że nie jem za dużo i nie jadłam słodyczy. Nie mam ich wcale w domu, żeby nie kusiły, bo nie umiałabym się powstrzymać, ale wczoraj odwiedził mnie Mikołaj mój Kochany, który to jak na prawdziwie Mikołaja wspierającego przystało uraczył mnie jakże zdrowymi m'n'msami w paczce 200g. Paczka została pochłonięta prawie w całości, dorzuciłam do tego czekoladowego mikołaja i w ramach kary nie zjadłam nic już od godziny 16.00. Wyrzuty sumienia dopadły mnie już jakoś w połowie paczki, ale zagłuszałam je gryząc głośno orzeszki. Wieczorem stwierdziłam, ze jestem grubym spaślakiem, pożaliłam się Mikołajowi, który wrócił z pracy, że na drugi raz niech mnie uraczy porem albo zgrzewką wody i poszłam spać. Rano z rezygnacją stanęłam na wadze, pewna, że znów 7 na początku zobaczę, a tu pół kilo mniej. Ja wiem, że to nie jest żaden dowód na właściwości odchudzające czekolady w ilościach przeogromnych, że przemiana materii, i że ilość pozostałych posiłków, i ruch, i że wszystko to trzeba wziąć pod uwagę, ale mimo wszystko cieszę się, że mój dzień słabości nie cofnął moich dotychczasowych sukcesów.
Dostałam karnet na 8 wejść na VACU ACTIV od moich świetnych kumpeli i jeszcze w grudniu powinnam je wykorzystać. Po wczorajszym dniu wiem jedno - jestem czekoladoholikiem i muszę pilnować, by odległość ode mnie do najbliższej czekolady wynosiła minimum 100m i nigdy nie mogę sprowadzać jej do domu. A tu święta za pasem... co to będzie, co to będzie...
MCDDS