Szwedzki bufet zawsze, wbrew najwyższej próby staraniom, wyciąga ze mnie wewnętrznego Janusza. Zawsze zeżrę za dużo, zbyt wiele wszystkiego, "o kurde, mam jeszcze prześwit w żołądku, zapchajmy go szybko sałatką z majonezem". O morzu wyżłopanego alkoholu nie wspomnę. Tak, byłam na szkoleniu integracyjno-edukacyjnym; tak, śrutować można było do woli, bo był wybór; tak, dieta poszła się czesać; tak - miałam zerowy praktycznie ruch i aktywność. Nie,nie wlazłam po tym wszystkim na wagę- słabam nerwowo. Od wczoraj wsiadłam ponownie na tego konia zwanego odchudzaniem, przebiegłam 6 i pół kilometra i zjadłam 1500 kalorii. I tak życie płynie.