Byłam wczoraj na spotkaniu z współpracownikami w knajpce. No i oczywiście obiadek był smakowity choć w normie i bez szaleństw. Siedzimy, śmiejemy się, całkiem miło ale oczywiście wszyscy piwkują, drinkują, whiski się leje. No i w końcu nie wytrzymałam i stwierdziłam że jak inni szaleją to ja też i zamówiłam lody!!
Wszystko dlatego, że w karcie deserów przeczytałam lody smażone!! Nikt nie chciał ich zamówić a mnie ciekawość zżerała jak można smażyć lody??!!
Zamówiłam i to była kulka lodów waniliowych w skorupce z wiórek kokosowych, podpieczonych pewnie z dodatkiem mąki i innych takich, podana na musie z brzoskwiń i mandarynek. Całkiem smaczne choć już w oczekiwaniu na to danie miałam wyrzuty sumienia!!
Ogólnie cały tydzień zapi..al taki że szkoda gadać. Obiady jadłam u różnych osób i wszędzie dawali ziemniaki z ciemnym sosem i mięskiem. Pyszne ale absolutnie nie w mojej diecie ale jak się nie ma wyboru i coś obłędnie pachnie to się je...
Efekt pewnie nic nie schudłam a w poniedziałek wizyta u dietetyczki i to po 2 tygodniach. Strach się bać...
Na szczęście od poniedziałku zaczynam urlopik to może jakiś ruch będzie. Dziś nawet zaliczyłam woskowanie u kosmetyczki:)
Pozdrawiam dziewczyny i czytam co u Was:)
Airiana
11 lutego 2012, 22:08no cóż, ja też nie lubię dni, w których nie decyduję o moim menu.
anetalili
11 lutego 2012, 17:14Ciekawie brzmią te lody, nie spotkałam się jeszcze z takimi.
kobaltka
11 lutego 2012, 14:53miłego dnia :)