Od dziś będę tytułowała swoje posty w pamiętniku liczbą pozostałych do mojego sukcesu dni oraz pozostałych do zrzucenia kilogramów :) To taki mały chwyt motywacyjny dla mnie samej i być może dla Was Dziewczyny...
Ale do rzeczy. Wczoraj wieczorem wskoczyłam na steper - niby od niechcenia, a tu pękło 700 kcal spalonych i około 5000 "depnięć". Wysiłek nie był taki wielki, jak mogłabym się spodziewać po miesięcznej przerwie. Owszem, spociłam się ale było to raczej przyjemne uczucie. Biorąc pod uwagę fakt, że mam anginę - strasznie boli mnie gardło, ale nie mam gorączki, a mój organizm jest nieco osłabiony, to 700 kcal wyszło całkiem nieźle! :) Dziś zamierzam to powtórzyć - może nawet zaraz zabiorę się do deptania, żeby nie zostawiać wszystkiego na wieczór. Jutro idę do pracy na 12h prawdopodobnie, więc będę musiała uważać na regularność posiłków.
Jeszcze słów kilka o motywacji. Jeżeli macie Dziewczyny z nią problem, to wystarczy włączyć tv i popatrzeć, na pierwszym lepszym kanale muzycznym, na dziewuchy z teledysków: piękne, szczupłe, uśmiechnięte u boku przystojnych mężczyzn - czyż tego właśnie nie chcemy? Czy właśnie takie nie chcemy być? TAK - i to powinna być najlepsza motywacja. Mi mój "nowy" związek nie wyszedł, więc szybciutko odpuściłam. Wiem już dziś, że nie ma sensu pakować się w coś, co od początku nie jest dla nas przynajmniej w 99% zadowalające. Oczywiście, trochę mi żal, ale życie toczy się dalej i ma dla każdej z nas jakiś plan :). Sądziłam, że będę tę sytuację postrzegać jak kolejną swoją porażkę, ale na całe szczęście widzę, że tylko mnie wzmocniła. W myśl zasady: "Co nas nie zabije, to nas wzmocni" - podnoszę głowę wysoko i idę do wyznaczonego sobie CELU!! :D
kamila.wagrowiec1980
8 kwietnia 2011, 17:17głowa do góry i na przód - świetna myśl.Życzę samych sukcesów nie tylko w odchudzaniu , ale także w życiu prywatnym , pozdrawiam.