Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jutro też jest dzień


Hej Vitalijki :*

Dziś krótko, zwięźle i mało optymistycznie. Dopadł mnie jakiś kryzys, dołek... Po bardzo udanym weekendzie dziś wstałam chyba lewą nogą, bo od rana towarzyszył mi jakiś dziwny nastrój. Nic jednak nie wskazywało na tak beznadziejne zakończenie tego dnia. Rano owszem, miałam w sobie taką wewnętrzną niemoc, zawładnął mną leń, jednak punkt po punkcie realizowałam zaplanowane na dziś działania. Wstałam, ogarnęłam się, zjadłam śniadanie, poszłam z psem na spacer, a później pojechałam na trochę do pracy. Po powrocie do domu ogarnęłam szybki obiad, a później zamuliłam przed kompem. Także jak widzicie, póki co nic szczególnego. Akcja rozkręciła się po kolacji. Uśpiony do tej pory Wilk powrócił, zaskoczył mnie, nie byłam na to gotowa. Zaczęło się niewinnie od dwóch bułek z pasztetem i musztardą. To zapoczątkowało lawinę. Pochłonęłam całą tubę Top Chipsów, później czekoladowego Mikołaja i jakby tego było mało, na koniec pożarłam jeszcze pół opakowania Ptasiego Mleczka. I nie były to bynajmniej żadne ciążowe zachcianki czy buzujące hormony... Samopoczucie po całej tej akcji paskudne... Ale cóż, jutro też jest dzień. Nie dam się już tak łatwo. Wszak muszę teraz myśleć nie tylko o sobie.

Menu dziś bez fot i podsumowania. Nie chcę się dodatkowo dołować. Zjedzone dziś:

- placki owsiane z dżemem brzoskwiniowym i porzeczkowym

- 2 bułki z serem żółtym i szynką wędzoną

- kasza bulgur, 2 jajka sadzone, buraczki

- jaglanka na mleku z bananem, żurawiną i orzechami laskowymi

- 2 bułki z pasztetem i musztardą

- tuba Top Chips

- czekoladowy Mikołaj

- pół opakowania Ptasiego Mleczka.

W ramach aktywności dziś jedynie 4 km marszu. Wpadło 10377 kroków, co wg apki daje 6,67 km i 334 spalone kcal.

Kupiłam ostatnio bardzo ciekawą książkę Alexandry Burt "Gdzie jest Mia", poczytam jeszcze na rozluźnienie i lepszy sen. 

Mam nadzieję, że u Was tydzień rozpoczął się lepiej. A jeśli nie to głowa do góry, jutro też jest dzień.

***

NEVER_LOSE_HOPE

  • Nattiaa

    Nattiaa

    19 grudnia 2017, 07:56

    Wiem dobrze, o czym piszesz....Będzie dobrze, trzeba tylko zjeść wszystkie słodycze w domu i więcej nie kupować haha ja tak zrobiłam i kilka dni jest ok, dopuszczam tylko jednego ludzika piernikowego dziennie upieczonego przez mojego małego Master Chefa hhaha trzymam kciuki :*

    • Never_Lose_Hope

      Never_Lose_Hope

      19 grudnia 2017, 18:02

      Przed ciążą to byłoby jedyne słuszne rozwiązanie, ale teraz słodycze nie kuszą mnie aż tak bardzo, potrafię się pohamować. Wczorajszy dzień uznaję za wypadek przy pracy ;) Dziś już lepiej. Apetyczne Twoje pierniczki :) Nie można nie docenić pracy małego kucharza, więc jeden dziennie wręcz wskazany :) Pozdrawiam :)