Hej Vitalijki
Mamy poniedziałek, nowy tydzień, nowe możliwości.. Bla, bla, bla..
Znów zaczynam swoją walkę, jak co poniedziałek... Zapału wystarcza mi do czwartku, zaś od piatku nadrabiam to, co udało mi się zgubić... I tak w koło... Zaczyna mnie to irytować, bo takim sposobem tkwię w tym samym miejscu, a wręcz się cofam, zamiast iść do przodu. Już miałam piękne 52 kg w piątek, , a dziś znowu na liczniku 52,6 kg. No i jak tu się nie wkurzyć? No jak?
Z pozytywniejszych rzeczy - byłam na rowerze dwa razy :) Znów poczułam tę wolność i wiatr we włosach :) Cudowne uczucie. Pierwszym razem udało mi się przejechać jedynie 6 km, bo po 10 minutach od mojego wyjscia synek tak się rozżalił, że ciężko było go uspokoić, więc mama musiała szybko wracać do domu. Zaś drugim razem dystans był już odrobinę dłuższy, zrobiłam 11 km. Szału nie ma, ale nie chcę się jeszcze zbyt mocno forsować. Wolę wolniej, ale bezpieczniej wracać do formy. Zwłaszcza, że mięsień brzucha nie zszedł mi się jeszcze do końca, więc na mocniejsze treningi muszę troszkę poczekać.
Z energią dziś u mnie słabo.. Nie czuję kolejnego zrywu, ale postaram się w końcu ogarnąć i wytrwać jak najdłużej.
Za miesiąc będziemy chrzcić synka. To dodatkowa motywacja do działania, by wyglądać i czuć się w tym dniu dobrze :)
Miłego i aktywnego dnia :)
***
NEVER _LOSE_HOPE
aniapa78
9 lipca 2018, 13:57Dobra motywacja. Często tak jest że na początku tygodnia dobrze nam idzie a im bliżej weekendu to gorzej. Też tak mam. Ale powoli dojdziesz do celu. Przecież niedawno urodziłaś.
Never_Lose_Hope
10 lipca 2018, 11:24Tylko że ja zamiast iść do celu to się cofam... Ale co się dziwić, skoro zamiast działać to sobie folguję i liczę na jakieś magiczne moce :P Miłego dnia :)