Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
7/80: Tydzień upływa - dumna!


Wczoraj moje megaważne rzeczy pochłonęły mnie po całości - do północy nie miałam chwili wytchnienia. Skończyło się na tym, że w międzyczasie wypiłam tylko kawę z mlekiem i cukrem, napój oparty na yerba mate (mało kaloryczny, bez gigantycznej ilości dodatków) - ostatnio czułam się ospała i zastanawiam się czy to nie przez to, że nagle odstawiłam czarną herbatę prawie po całości - a na kolację, już koło 20:00, talerz barszczu ukraińskiego. Dzień na plus, chociaż chyba zaczynam znów jeść za mało - moja zmora, gdy próbuję jeść zdrowo, bo często zapycham się warzywami i niskokalorycznym twarogiem/mięsem i nie dobijam 1000kcal. No ale na plus, cieszymy się! 8)

Szczególnie, że: moja kochana Mama przesłała mi wczoraj w paczce kawałek ciasta drożdżowego z bananami i kruszonką oraz 8 muffinów kakaowych w białej czekoladzie... Miałyśmy się razem odchudzać, a tu takie wsparcie. </3 Ale opanowałam się wczoraj i nie ruszyłam tego ciasta - nawet patrząc, jak mój luby pałaszuje porcję drożdżowego. Ba! Nawet przeżywając stres koło północy, który sprawił, że 2h nie mogłam zasnąć, nie rzuciłam się na babeczkę, a czułam się i głodna, i wściekła na siebie (ile z nas zajada te momenty, hę?), i załamana... BA! Nawet pomyślałam wtedy, że poćwiczyłabym, żeby się odstresować, tylko luby spał w pokoju i nie chciałam go budzić... To był WYCZYN, ja Wam mówię i jestem z niego dumna! :D

Po nieprzespanej nocy wstałam dopiero po 9:00. Miałam mieć bardzo krótko wolną chatę i tak mi się nie chciało ćwiczyć... Do tego spojrzałam wstecz, na miniony tydzień, większość dni bez ćwiczeń - okej, może część przechorowana, ale jednak - i zaczęłam się demotywować, że pewnie znów nic z tego nie będzie, że się zaraz poddam, to tylko taki krótki zryw... Ale, ale! Wściekłam się na siebie, przebrałam w dres i przećwiczyłam 3 serie ćwiczeń z MelB (2 chyba były na całe ciało i do tego ramiona), o! Nie przerwałam ćwiczeń nawet jak przestałam być sama w pokoju, tylko dokończyłam dzielnie ramiona wiedząc, że jestem obserwowana - ha! <achievement unlocked> Dotąd nigdy nie odważyłam ćwiczyć się przy kimś z filmikiem, jakieś własne kilka dyskretnych ćwiczeń to był maks...
Przed ćwiczeniami pół talerza barszczu ukraińskiego, po: 2 łychy twarogu z odrobiną miodu, mały grejpfrut, kawałeczek ciasta drożdżowego.

Także dziewczyny! Nie wiem, czy schudłam, bo się nie mierzyłam i nie mam na co dzień wagi, ale JESTEM Z SIEBIE DUMNA i jadę z drugim tygodniem! Nie ma to-tamto!:D

A Wy? Jakie pokusy, trudności czy zahamowania pokonałyście ostatnio, hmm? Która mnie przebije? ;)Jak brak osiągnięć, to brać się za swoje małe wyczyny i chwalić później koniecznie!

  • inez201

    inez201

    7 maja 2014, 09:47

    Hejka! fajnie ,że sie nie poddajesz,ale zeby chudnąc trzeba jeść !. Ja jak próbowalam diete 1000-1200kcal to całkiem zwolnił się metabolizm.. i nie oddał ani grama.. Wiec zwieksz kochana kalorycznośc ,bo krzywde sobie robisz,a zwłaszcza ciwcząc. Powiem Ci ja codziennie gotuje dla mojego przyszłego męza inny obiad , inny dla siebie. W domu pełno śłodyczy, bo on lubi i codziennie mam wyzwanie. ALe jak mocno sobie cos postanowie to się tego trzymam. :)

    • nicky13

      nicky13

      7 maja 2014, 10:04

      Mój problem jest taki, że ja najpewniej już mam spowolniony metabolizm (albo taka moja uroda) - normalnie nie jem więcej niż te 1600kcal i nie chudnę, tylko utrzymuję wagę. Nie wiem, może rozbija się o skład - wtedy zwykle jest tam sporo węglowodanów. Moje tycie jest zwykle spowodowane okresowym "zajadaniem" - nawet wtedy jednak nie brzmi to jak wielgachny kompuls, jak niektórzy potrafią - sprowadza się to, np. do wieczornej paczki wafelków, albo 2-3 miseczek płatków z mlekiem, albo całej czekolady. Ewentualnie mam jakiś okres, kiedy jem więcej domowych zapiekanek (pieczywo + ser) i od tego powolutku nabieram ciała. Kiedy próbuję jeść zdrowo 1500kcal to pochłaniam ilości, których nie jem normalnie. :/ Z drugiej strony w listopadzie jechałam na ok. 1200kcal i nie działało... Rozważę to - a co Ty sądzisz po tym, co napisałam teraz w komentarzu? :)