Test trenera zamiast mnie zmobilizować, dziwnym trafem, wywołał we mnie strasznego lenia. Cały tydzień treningów zawaliłam i teraz mam co odrabiać.
Codziennie trenować i wtedy wyjdę na prostą.
Spacerować, spacerować... bo też nie było codziennie.
Bawiłam się za to nieźle. Szkoda, że mi kota nie towarzyszyła, jak ten na załączonym zdjęciu.
Od poniedziałku jest już dobrze. Oprócz porannych ćwiczeń na rozruch, ponad godzinny trening. Przeszłam też na dietę wegetariańską opartą głównie na surówkach i sokach, które sobie codziennie przyrządzam. Właściwie jeszcze jest to dieta semi- wegetariańska, bo jadłam też jajka, minimalną ilość masła i pieczywa. Od następnego tygodnia postanowiłam wykluczyć jajka i pieczywo. Na razie czuję się bardzo dobrze i jem swoje zieleninki ze smakiem. Miłego...
rozanaa
21 maja 2013, 21:54Ja też jestem na warzywkach, i czuję się świetnie:))