Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
nie poddam się bez walki


taaa... były wielkie plany,wielkie założenia i jak zwykle nic z tego nie wyszło. No nic, upadłam już chyba po raz setny ale mam taki charakter, że pomimo tylu porażek i tym razem mam nadzieję, że się uda. Przez ostatni czas nie było mi łatwo. Ale nie będę się usprawiedliwiać. Teraz będzie nowy rok, mam nadzieję lepszy i jedyne co bym chciała to więcej cierpliwości. Jak zobaczyłam mój grafik na styczeń to nogi mi się ugięły, dzień w dzień po 10 h, za to wypłata w lutym będzie miodzio. 3 dni temu sobie postanowiłam, że 2 stycznia stanę na wagę i będzie 1 kg mniej, miałam nie jeść słodyczy i fast foodów i ćwiczyć codziennie. No więc tak: słodycze zawitały nawet dzisiaj, co prawda w mniejszej ilości niż zwykle ale jednak ;/ fast foody niestety też, spotkałam sie ze starym znajomym na %% no i wiadomo gastro się włączyło na szczęście zjadłam niewiele tego syfu a ćwiczyć też nie dałam rady, bo zachorowałam i czułam sie okropnie a jak trochę podreperowałam zdrowie to dostałam @ i takie boleści z tym związane, że ledwo przeżyłam wczorajszą noc. Teraz sobie leżę i czuje, że jestem głodna ale nie, nie dam sie, po pierwsze to mi sie już nie chce wstawać, po drugie i tak już dałam popis jak o 21 zjadłam kawałek ciasta. 3 dni temu ważyłam 57,7 czyli 2 stycznia powinno być 56,7, no zobaczymy :) od tych trzech dni bardziej sie pilnuje z jedzeniem ale wpadki niestety też zaliczam. Musze sie ogarnąć póki jeszcze nie jestem gruba, bo jak nic z tym nie zrobie to niedługo będzie 75 a nie 57. Czyli co ? Styczeń uznajemy za miesiąc intensywnej walki z obżarstwem. ! Najgorszym moim koszmarem byloby to, gdybym w przyszłym roku wróciła do starych, okropnych 60 kg i 70 cm w talii, teraz brakuje mi 3 kg a w talii też nieciekawie bo dzisiaj jak się mierzyłam to było 67 cm, a latem było 62 :( :( Moje nowe imie to PORAŻKA, dzień dobry, 
ale nie ma sie co martwić, schudnę po raz drugi ,już raz mi się udało, czułam się fantastycznie szkoda że nie utrzymałam tych efektów. 
teraz moge sobie tylko oglądac zdjęcia z moją przemianą i płakać


nie ma co płakać, trzeba ruszyć zadek, teraz wyglądam tak jak drugim zdj od lewej, to było w kwietniu i tez ważyłam wtedy 57 a na ostatnim zdj. 54

Idę spać jutro obmyśle jakiś sprytny plan i już na wiosnę wrócę do formy jak na ostatnim zdjęciu :)