Tak sobie pomyślałam, że w tematach będę wagę wpisywać, to będzie mi się łatwiej zorientować ile było kiedy.
Dzisiaj waga znowu pokazała mniej. Jest coraz lepiej. Równe 115 to wynik całkiem całkiem. Coraz bliżej do wagi minimalnej z 2011. Na pewno chcę ją przebić w tym roku, bo w dwucyfrówkę już niespecjalnie wierzę, ale to nie szkodzi. Byle było coraz mniej, tempo mnie nie obchodzi.
Jutro zapewne troszkę waga podskoczy, bo dzisiaj był piknik, także tego.. Nie żebym się jakoś specjalnie obżerała. Jak na mnie to było naprawdę ładnie i grzecznie. Ale, że ostatnio jem mniej niż zjadłam dzisiaj to pewnie jutro waga podskoczy, a pojutrze, czy po-pojutrze spadnie, bo metabolizm się ruszy. Tak to miewam.
Ruszyłabym się do callaneticsu jeszcze dziś, ale nie wiem czy mój leń mnie nie przytłoczy.
A w ogóle przeszło mi moje "zadowolenie" z określonej wagi i brak potrzeby chudnięcia. Hip, hip - hurra! Bo jak chcę chudnąć to jakoś leci, a jak mi na tym nie zależy to tyję. A że koniecznie schudnąć trzeba, żeby dożyć tej trzydziestki (lol) to nie ma rady. Trza walczyć.
Więc pewnie zaraz ruszę zadek i pójdę poćwiczyć.