Żarciowo strasznie.
Jednak stwierdziłam, że się przenoszę od rodziców. Zaraz się pakuję i zbieram do siebie. Już zamówiłam na jutro zakupy z masą zdrowego żarcia. Hurra!
A dzisiaj? Aż się wstydzę, ale cóż. Miałam pisać to piszę.
-owsianka
-4 kanapki z margaryną i: salcesonem, szynką drobiową, pasztetem
-duża porcja krupniku (takiego mega gęstego z ziemniakami jak to tato lubi robić - takiego pewnie nie jadłyście, bardziej jak kleik niż jak zupa :P)
-4 kartacze z mięsem
-wołowina gotowana (duuużo)
-cappucino (z litr?)
-bawarka
-woda
-michałki (nie wiem ile, z 7?)
I tak to wygląda u rodziców. Żadnych warzyw. Owoców też nie, bo tylko banany zostały, a ja banany to tak średnio. Jabłka już poszły :P
Zatem się wynoszę i będę jeść swoje kasze, otręby, warzywa(<3), serki i tak dalej. I nie będę taka ociężała od jedzenia.
Za to przed chwilą zrobiłam sobie wieczór z Tiff. Łącznie jakieś 45 minut, ale nie bez przerwy. Najbardziej przypadło mi do gustu "boxer babe". Fajny rozładowywacz stresu w czasie sesji, kiedy każdemu, kto zada ci jakieś pytanie, chce się przyrąbać.
A lustro to jeden wielki wyrzut tych dwóch tygodni u rodziców. Przytyłam, oj przytyłam.