Hej! I nastał ten wielki dzień, wielki początek. Z przytupem, a jak! Wczoraj jak wyszłam do domu o 6.00 rano to powrót nastąpił dopiero 20.00. Uwierzcie, zdążyłam zakupić jedynie trochę zdrowej żywności i na tym się skończyło paliwo zwane energią. Spacer z psem i spać. Ale! Mimo, że nie jest wedle przepisu, to wiedza jaką pozyskałam przy wcześniejszych dietach na razie daję rade. Na śniadanko wskoczyła owsianka, później kalarepka z papryką i jabłkiem (w ćwiartkach - o dziwo uwielbiam!) a na obiad naleśnik z bananem. Kolację mam nadzieję spędzić już w domu, zobaczymy czy posiłek będzie ok.
Dziś wieczorem zrobię również pomiary, pstryknę fotki i ugotuję jedzenie. Niech jutro będzie lepszy w diecie dzień. Chęć na słodycze na razie mała, za to motywacja wielka!
Ściskam mocno!
Nadal pozostaje Zbrodnia i Kara, nie było zbytnio czasu na czytanie, a w sumie może to za dużo czasu na telefonie? Walczę z świadomością mojego zaangażowania i dysponowania czasem.