Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Chyba ostatnio zawaliłam


Na wadze 64,5.
Jestem trochę załamana. Tracę wiarę, że dam radę. Przez 8 tygodni był prawie regularny spadek w dół, a teraz waga idzie w górę. Już było 63,2.
W poniedziałek wróciłam z pracy o 19 i dosłownie rzuciłam się na jedzenie. Znowu zaczynam zajadać moje stresy. Byłam tak zmęczona i sfrustrowana, że wzięłam się za jedzenie. Nawet nie miałam siły ani chęci ćwiczyć.
Dzisiaj:
I śniadanie - w kromki chleba chrupkiego z serkiem i rzodkiewką ( 180)
II śniadanie - nektarynka (80)
obiad - skrzydełko wędzone i indyk z kurkami (500?)
kolacja - borówki amerykańskie i  serek puszysty turek (350)
Razem 1110
Spaliłam: jazda na rowerze 42km - 1373.
Potem zrobiłam jeszcze trening modelujący.
A teraz popijam wodę z octem jabłkowym i mam cichą nadzieję, że może jednak uda mi się schudnąć.