Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Najgorsze są soboty


Dzisiaj 62,4.
Wstałam przed 7 i hop na rowerek stacjonarny. Pedałowałam przez 60min, potem ćwiczenia modelujące i 38min na stepperze. Potem oczywiście gorący i zimny prysznic.
Miałam dzisiaj pojechać w trasę, ale od rana padało, a później mąż pokrzyżował mi plany. Cały dzień zresztą się chmurzyło i był dosyć silny wiatr. W każdym bądź razie nie wykonałam planu.
A wieczór znowu spędzam sama, bo mąż w pracy. No i niestety nosi mnie. Co chwila coś podjadam. Nienawidzę samotnych sobotnich wieczorów. A to serek tartare łososiowy (mój ulubiony). Przed chwilą crunchy owocowe. Muszę się już powstrzymać. Strasznie mi ciężko.
I śniadanie - pumpernikiel z serkiem i rzodkiewką (222)
II śniadanie - trochę warzyw na patelnię i sałata lodowa z prażonym słonecznikiem i olejem z ryżu (250) - byłam strasznie głodna po ćwiczeniach.
obiad - filet z kurczaka z kurkami (180)
kolacja i przekąska zarazem - serek Tartare i crunchy owocowe (520) -  na noc. PKP.
Stanowczo dzisiaj przesadziłam. Rano musi być trening.