Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Cholera, co jest grane?


Nie wiem już co robić. Od 3 tygodni próbuję zejść poniżej 62kg i nic. Cały czas waga skacze raz 62,5 a raz 63,5. Trzymam dietę (przynajmniej jeśli chodzi o ilość kalorii) i ćwiczę 2 razy dziennie (rano rower stacjonarny 40min, a po południu rower normalny ok. 90 do 120min). Jestem bliska załamania i zniechęcenia. Mąż mnie uspokaja, żebym się nie martwiła, ustabilizuję wagę i znowu drgnie, ale ja nie bardzo w to wierzę. Bardzo chciałam do października zejść poniżej 60. Zajęcia na studiach zaczynają mi się 5 października i chciałam wszystkich zaszokować moim wyglądem. Wiem, i tak będą zaskoczeni, ale ja chcę jeszcze troszkę. Tak jak pisałam najtrudniej zrzucić z bioder i ud, a to właśnie tu jest umieszczone to moje 2,5 kg.
A dzisiaj spożyłam:
I śniadanie - 2 kromki chleba chrupkiego z serkiem czosnkowym i rzodkiewką (180)
II śniadanie - jabłko (80)
obiad - pieczarki z porem i 4 plasterki smażonego Oscypka (300)
przekąska - brak
kolacja - jabłko i 30g mussli tropikalnego. (200)
Do tego rano o 5.20 jeździłam na rowerze stacjonarnym 40min (-320kcal) i po obiedzie jeździłam 126 min na rowerze górskim (42,77km, spalone 1386kcal).
No jak jutro nie będzie poniżej 62 to się totalnie wkurzę.
  • wandalistka

    wandalistka

    26 września 2012, 14:13

    a ja myślę, ze może ogranicz te ćwiczenia, moze Ty sie przetrenowujesz??? zrób dzień przerwy albo ogranicz wszystko o połowę i zobaczysz czy sa zmiany

  • nelka70

    nelka70

    26 września 2012, 13:49

    jesteś niesamowita... nie stresuj się... tym razem mąż ma rację ;) rób swoje - waga ruszy... tez dzisiaj ruszam na rower po pracy... staram się jeździć 2-3 x w tygodniu... jak nie ma pogody, to na stacjonarnym... ale nie aż tyle co Ty... nie wyrabiam czasowo... jak Ty to robisz?? pozdrawiam