Koniec sesji. Nareszcie mogę odetchnąć. Jutro mam jeszcze ostatni egzamin z cytofizjologii, ale to jest pryszcz. Najgorszy był w piątek - ustny egzamin z fizyki ( 5), i dzisiaj z aparatury medycznej - test (skurczybyk wyświetlał pytanie na slajdzie i od razu trzeba było udzielać odpowiedzi - 4). Jeszcze dzisiaj było zaliczenie ze statystyki medycznej (5). Więc w porównaniu z tymi przedmiotami jutrzejsza cytofizjologia to "pikuś". Szkoda tylko, że nie mogę się ubiegać o stypendium, bo już studiowałam i nie mam uprawnień.
Teraz wreszcie będę mogła się poświęcić ćwiczeniom i odchudzaniu. Jeszcze tylko uporządkować papierologię w pracy (mam audyt w marcu) i będę miała spokój. Czekam na wiosnę, żeby zacząć jeździć na rowerze i gubić kilogramy. Cały czas trzymam wagę 63,5 kg. To co przytyłam w święta cały czas zalega. Ale to już ostatnie podrygi mojej nadwagi.