Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Prizzy wraca


Tak wiec, nie udalo sie za bardzo moje dietowanie i po zeszlym tygodniu zabrac sie za siebie nie moglam. Zylam sobie szczesliwie przez tydzien, zero biegania, czasem tylko przejazdzka na rowerze, ale to w interesie, bo to do sklepu, czy na uczelnie, to na sniadanko raz rogala z czekolada, na kolacje pizze, kolacje z moja wspolokatorka i tak sobie przez tydzien sobie poczynalam, chodzac albo w krotkich czarnych spodenkach, albo w legginsach i w tunice, az tu przyszedl chlodny dzien i dawaj na kapsko musialam nalozyc jeansy, takie stare, stare, w krotych chodzilam przez dwa lata po domu, po wplywalam w nich. ja tu probuje zapinac, a tu walek duzy wystaje. o nie, nie ma mowy! spaslam sie jak prosie! ja w tych portkach plywalam! stanelam przed delematem, pelnej-pustej szafy. nie mam co na siebie wlozyc, mimo ze szafa jest pelna! wszystko jest za male na mnie! od jutro zaczynam zajecia, a tu zadnych portek nie mam! jeszcze przez dwa tyg jakos moge przebolec w tunikach i w jednej parze spodni, ale za dwa tyg co to bedzie?! 
no wiec Prizzy po krytycznym spojrzeniu na swoj walek, doszla do wniosku, ze trzeba cos zrobic. spodnie walkowe caly czas mam na sobie, jak jestem w domu, to przynajmniej odciagaja mnie od lodwoki, bo jak chce cos zjesc, to odrazu wydaje mi sie, ze te spodnie jeszcze bardziej mnie uciskaja. wiec dzis byl piekny 1 dzien. nowe postanowienia tez sa. 
zeby nie dac sie zwariowac odchudzaniu, liczeniu kcal i manii, bo to juz przerabialam, pare prostych zasad. wiem, jak przygotowywac posilki, zeby nie przytyc, jak wazylam kazdy lisc salaty to sie nauczylam, co mniej wiecej ma kcal. wiec generalne postanowienia, jesc jak jem, tylko nie popadac w mantre jedzenia, jak zjem raz pizze, nie obzerac sie przez nastepny tydzien. I tak: teraz mam duzo nauki, moj organizm potrzebuje orzechow i czekolady, wiec do sniadania, albo troche przechow, albo dwie kostki gorzkiej czekolady. nie podjadac miedzy posilkami, nawet jak mialby to byc owoc. codziennie godzina jazdy na rowerze i pol godziny biegania. jesli wypije wiecej niz szklanke piwa lub dwa wina jezdze na rowerze o pol godz wiecej, jesli ma byc w planach jakas kolacja-godzina wiecej. 

jadlospis:
sniadanie: pol jablka, pol brzoskwini, sliwka, jogurt, platki owsiane, orzechy, kawa z mlekiem (musze troche zmniejszyc sniadanie)
II sniadanie: pol brzoskiwni
obiad: skrzydlo z jakiegos ptaka, troche miesa, salata z polowka pomidora i cwiartka papryki i oliwa
podwieczorek: dwie sliwki, orzechy, kawa
kolacja: na oliwie prawie cala mala cukinia, trzy male plastry baklazana, cwiartka duzej papryki, pol puszki pomidorow, jak zjem i jeszcze bede glodna zjem sobie kawalek sera,
mam duzo nauki, to ewentualnie moze mi wpasc kawa

ruch:
godzina jazdy na rowerze
pol godziny biegania
35 brzuszko

dzien 1. zaliczony!
  • Lilka1986

    Lilka1986

    20 września 2012, 22:06

    "Po krytycznym spojrzeniu na swój wałek" ;) dobre - skąd ja to znam?;) U mnie z ciuchami jest tak samo - najpierw z wieszaków na półkę, potem niżej, natępnie do szafki, na końcu lądują w wersalce ;) Wszystko z przeświadczeniem, że jak schudnę to będą dobre... ;))) Też w jednych porciętach zostałam. A takie fajne ciuchy się marnują ehhh. Dzięki za inspirację, jutro pogmeram w wersalce, to pewnie znajdę coś motywującego ;) Trzymaj się Kochana!!

  • ZizuZuuuax3

    ZizuZuuuax3

    16 września 2012, 20:56

    powodzenia :)