W zasadzie cieżko to nazwać typowym początkiem, na samej vitalii jestem codziennie od ponad roku, ale nigdy sie nie udzielalam. Z drugiej strony nie zaczynam tez swojej przygody z ćwiczeniami, zdrowym żywieniem czy siłownia.. Moja przemiana juz dawno sie zapoczątkowała. Postanowiłam prowadzić dokumentacje swoich treningów, sukcesów i porażek bo czuje, ze potrzebuje jakiegoś dodatkowego bodźca :) Do pisania pamiętnika nie skłoniła mnie nadwaga, nie moge powiedziec ze mam wiele kilogramów do zrzucenia. Chce sie doskonalić, wyglądać najlepiej na ile pozwala mi moja budowa. W związku z tym w moim pamiętniku nie bedzie pisania o dietach, o jakichś MŻ czy WR. Wiem co robię, wiem co chce osiągnąć, wiem na co mnie stać. Nie mam (juz) obsesji na punkcie odstawiania słodyczy, nie mam zaburzen odżywiania, nie mam kompulsow. Miałam cięższe momenty, ostatnie dwa lata były naprawde intensywne. Ale jak to sie wszystko zaczęło...
Przez 20 lat swojego życia miałam gdzies co jem i jak wyglądam. Zawsze podobalam sie sobie i nie narzekalam na powodzenia wiec myslalam ze nie musze nic robic aby to utrzymać. Niestety pewnego czerwcowego dnia 2011r spojrzałam w lustro i moim oczom ukazał sie gigantyczny cellulit którego powstanie zawdzięczam (jestem o tym przekonana!) alkoholowi, wałek na brzuchu i udziska, ktore zawsze były moja zmora.. Cóż, przecież wtedy zaczęły sie studia, imprezy, piwo i ruskie szampany :D wazylam 61 kilo, byłam rozlazla, moja skóra była w fatalnym stanie a kondycja ? Miałam problem z pokonaniem kilkunastu schodów. Powiedzialam sobie ze tak nie moze byc.. Początkowo odstawilam całkowicie alkohol, zaczęłam myślec co jem i kiedy jem, ale cwiczenia rozpoczęlam dopiero po kilku miesiącach. Teraz wydaje mi sie to zabawne ale moja "zmiana" zaczęła sie od kupna gazety za namową przyjaciolki. Tak chciał los ze wtedy właśnie przypadł okres świetności "skalpela" Ewy wiec jak wiekszosc moich koleżanek polecialam do sklepu zeby kupić shape z płyta :D Oczywiście wszystkie ćwiczyły.. kilka dni. A ja? Z każdym treningiem wkrecalam sie coraz bardziej, efekty przyszły bardzo szybko i z perspektywy czasu wcale mnie to nie dziwi skoro prawie nic nie jadlam a moje cielsko doznało szoku gdy w ogole zaczęłam sie ruszać :p po powrocie z wakacji i wysłuchaniu miliarda komplementów (w koncu schudlam 8 kilo w kilka miesięcy) miałam WIELKA ochotę na wiecej. Ciagle widziałam moje uda jako dwa balerony a przecież chciałam wyglądać jak te laski z motywacji. 2 października 2012 roku zapisałam sie na siłownie w okolicy mojego domu.
Początkowo byłam tak zdeterminowana ze ćwiczylam 7 razy w tygodniu czasem po dwie godziny dziennie. Wyrzuciłam z diety wszystko co było tluste, smazone słodkie i niezdrowe. Katowalam sie aerobami, byłam uzależniona od Active walk'u (zajęcia na bieżniach ktore sa napędzane przez nasze ciało). Z każdych wychodziłam wyczerpana. Byłam pewna ze skoro tak sie mecze i tak ograniczam jedzenie to z pewnością niedługo uda mi sie osiągnąć cel, przecież tak niewiele brakowało. Niestety po 4 miesiącach zamiast upragnionego spadku wagi (na czym wtedy tak bardzo mi zależało) dorobiłam sie zaburzeń hormonalnych ktore początkowo obawiały sie niezliczona ilością chrost na twarzy dekolcie i plecach. Dodatkowo siadała mi psychika, byłam wściekła ze przecież tak sie staram a NIC z tego nie mam. Czułam sie jak skończona debilka, ciagle myslalam ze jestem najgorszym frajerem, czułam ze ludzie tak o mnie myślą, przecież byłam na tej cholernej siłowni codziennie a na wadze kilka kilo wiecej. Ale nie poddawałam sie, żyłam w coraz większym stresie, do tego studia i dwie sesje na ciężkich kierunkach do ogarnięcia.. W marcu, dokładnie w okolicach świat wielkanocnych wylądowałam u ginekologa. Z uwagi na całkowity brak tłuszczu w diecie i katorznicze treningi i stres moj okres zniknął i zafundowalam sobie dwa dosc sporej wielkości torbiele na jajnikach. Oczywiście do tego co było przyczyna mojego stanu doszłam po czasie, gdybym wtedy wiedziała... Zaczęłam leczenie tabletkami ktore powodowały jeszcze większa frustracje, całe zycie byłam przeciwnikiem faszerowana sie chemia. Pani doktor zapewniła ze po 3 miesięcznej kuracji tymi super nowoczesnymi tabsami wszystko wróci do normy. Resztę marca i kwiecień przeplakalam, moj stan psychiczny wtedy mozna określić jako dno. Nie miałam siły wstać z łóżka ale w dalszym ciagu zmuszalam sie do treningów. Myslalam ze ciagle robię za mało cardio wiec zaczęłam intensywne treningi biegowe. Robiłam 10 kilometrów 4-5 razy w tygodniu. Pod koniec czerwca udalam sie na kolejna wizytę do lekarza.Okazało sie ze tabletki ktore jadlam nic mi nie pomogły, dodatkowo powodowały ze nabieralam wody i byłam ciagle wściekła. Pani ginekolog wypisała mi skierowanie do szpitala na usunięcie torbieli, wybieglam z gabinetu z płaczem. Do szpitala? WTF? Za 2 tygodnie miałam miec obronę ! Olalam ten gabinet, odstawilam tabletki i postanowiłam ze dam sobie czas, odpocznie na upragnionych wakacjach i zobaczę co sie bedzie działo. O dziwo wszytsko wracało do normy.. Niestety w połowie pazdziernika zamiast okresu spuchlam 7 kilogramów w przeciągu jakichś 4 dni. Trafiłam do innego lekarza tym razem kogoś kto znał sie na rzeczy. Dostałam inne tabletki, najpierw wywołanie okresu pózniej anty na ustanbilizowanie wszystkiego. Stwierdziłam ze rok biegania i robienia cardio nie przyniosło żadnych efektów, musiałam cos zmienić. Zaczęłam chodzić na pump dwa razy w tyg (trening "siłowy") i dalej kontynuowalam zajęcia active walk. Z czasem gdy nowe tabletki zaczęły działać czułam sie troche lepiej, i fizycznie i psychicznie. Woda która nabrałam w przeciągu kilku dni schodziła ze mnie następne pol roku. W czerwcu tego roku moja psychika troche ozdrowiala.. Myśle ze moje hormony w koncu sie ustabilizowały.. Skupiłam swoje mysli na mega trudnej sesji a nie na grubych udach.. Podczas wakacji po raz kolejny powiedziałam sobie ze za rok bede wyglądać tak jak zawsze marzyłam. Pewnie powiecie ze to tylko wygląd. Dla mnie jednak to właśnie wygląd pokazuje ile czasu poświęcamy doskonaleniu siebie, jak szanujemy swoje ciało i czym je karmimy. Pokazuje nasze poświęcenie i zaangażowanie, nasza wytrwałość i to na ile jesteśmy slowni w swoich obietnicach (od jutra nie jem słodyczy i cwicze 5 razów tygodniu!) Wiadomo ze sa rożne sytuacje, sa choroby i głupie wahania hormonów (przecież sama to przechodziłam..). Musze sie przyznać ze jeszcze kilkanaście miesięcy temu wyglad był dla mnie wszystkim, był moja obsesja. Teraz mam do tego duzo zdrowsze podejście.
Długi ten pierwszy wpis ale jesli dotrwałas/es do końca to mam nadzieje ze uchroni Cie to przed błędami ktore ja popełniłam i słono za to zapłaciłam. Jedzenie jest ważne. Trening tez. Ale wszystko musi byc dostarczane w odpowiedniej dawce inaczej moze sie to złe skończyć.
Doma19
18 sierpnia 2015, 07:52Wiem , ze to twoj stary wpis ale bardzo mnie poruszyl, poniwazal zmagam sia aktualnie z takimi samymi problemami.Mam nadzieje ze rowniez bbede taka silna i uda mi sie z tym wygrac
Revelin
18 sierpnia 2015, 08:09Wszystko trzeba zacząć od zmiany myślenia. Trzymam za Ciebie kciuki. Jesli mogłabym kiedys pomoc to wal śmiało :)
Aganadiecie2014
21 sierpnia 2014, 10:49Zdrowie jest najważniejsze. Życzę powodzenia i harmonii zycia.
Agnes102
21 sierpnia 2014, 09:52Nie widziałam, że mozna mieć takie problemy z powodu obsesyjnej chęci utrzymania wagi i atrakcyjnej sylwetki. Przecież nie wygląd jest najwazniejszy. Cieszę się, że jesteś na dobrej drodze i już się tym nie zadręczasz. Powodzenia
Revelin
21 sierpnia 2014, 09:59Z perspektywy czasu myśle ze to było bez sensu. Czasami zdarzy mi sie jeszcze złe o sobie myślec, ale wtedy od razu szukam sobie innego zajęcia i skupiam uwagę na czymś innym. Inmi ludzie bagatelizuja takie problemy zwłaszcza kiedy dotyczą osob ktore nie maja nadwagi i wyglądają normalnie. Mówią "głupia jestes wyglądasz super" tylko ze Ty widzisz siebie w inny sposob.. To jest straszne jak mozna samemu siebie zdołować, nie życzę nikomu tego co przechodziłam. Dziękuje :)
Mileczna
21 sierpnia 2014, 08:41Ze wszystkim można przesadzić. Najważniejsze ,że wyciaga sie wnioski. Ja niestety popłynęłam w lipcu. Chociaż bardziej jest mi szkoda tego jak podupadłam psychicznie przez te 3 nieszczęsne tygodnie niż to ,że faktycznie forma troszkę spadła. U mnie jak psychika szwankuje to od razu niestety więcej zaczynam jeść ,i to jest en stan kiedy nie wiadomo czy je się na otarcie łęz czy czyniąc tym sobie jakąś głupia karę. Najważniejsze ,że już z tego prawie całkowicie wyszłam. Teraz na powrót mam zajewkę biegową i dietową ,ale na szczęście potrafię już wchodzić w dobre tory stopniowo - czego też się musiałm nauczyć :)))
Revelin
21 sierpnia 2014, 09:23Doskonale Cie rozumiem. Jednak wiem tez ze każdy taki spadek formy w przyszłości czyni człowieka silniejszym i utwierdza w przekonaniu ze mozna pokonać wszystkie przeciwności i ze nie tak łatwo nas złamać :) pozdrawiam!
Mileczna
21 sierpnia 2014, 09:37to też prawda :)