Mieszkam na wsi. Nie żeby to było coś złego, ale... Dziś mama nie chciała iść na kijki, więc wybrałam się sama. SAMA (no w sumie to z kimś, poszłam ja i moja rozbuchana wyobraźnia). Godzina była 18.30, więc już ciemno, wieś miejsce wymarłe. No i idę. Na mojej ulicy jeszcze było ok, ale w końcu trzeba skręcić, przejść kawałeczek obok lasu (lamp nie uświadczysz) i wejść na inną ulicę, którą nie lubię chodzić, bo uważam, że mieszkają tam ludzie głupi i pozbawienia wyobraźni (a przynajmniej część z nich). Już tłumaczę dlaczego tak jest, żeby nie było, że źle myślę o bliźnich. Wszyscy kochamy psy, no chyba, że kochamy koty, ale one nie są najważniejsze w tej opowieści. Uznajmy, że wszyscy kochamy psy i mamy je u siebie. Małe, duże, białe, czarne itd. Mieszkam na wsi, więc oprócz domu ma się kawałek działki, więc od biedy psina może się trochę rozruszać, ale w sumie nie za bardzo. Co tez wówczas robi kochający pan/pani? Puszcza swojego pieska niech sobie po wsi pobiega. Szlag mnie nagły trafia, bo nie wiem, czy ten pies mnie oleje, czy jednak się na mnie wnerwi. A ja się obcych psów boję i nikt mi nie przetłumaczy, ze nie ma się czego bać. Boję się i już. Tym bardziej, że kilka razy już psiaki za nami biegły, niektóre małe (ale wredny jak nie wiem co, raz złapał za nogawkę od spodni) a inne duże (1,60m to nie tak wiele i pies szybko awansuje do wersji wysokiej ;) ) Miałam psa, nawet trzy i żadnego nie puszczałam po wsi, tylko dymałam za nim, bo strzeżonego... No i szłam sobie dzisiaj i co chwilę miałam wrażenie, że coś zaraz wyskoczy i będzie draka. Trasa przebiega tak, że idziemy na tę drugą ulicę i tam można strzelać fajne kółeczka i mi starczyło odwagi na dwa takie kółeczka, po czym wróciłam na swoją ulicę i chodziłam od początku do końca i z powrotem aż dobiłam do 5km i wróciłam do domu. Dziś pobiłam rekord - przeszłam 5km i w sumie to coś mnie tam bolało, ale już przeszło. Do tego należy doliczyć 2,6km które przeszłyśmy w czasie spaceru i 3,8km rowerem - pojechałam z młodymi na przejażdżkę. Czyli wg mnie całkiem dobrze poszło, ale... zrobiłyśmy dziś pierogi ruskie i z serem na słodko i zjadłam 8. Tzn na obiad 5 a te trzy to tak z doskoku, czyli też zupełnie nie tak, jak powinno być. Miałam zjeść grillowaną rybę a najadłam się pierogów. Oby tak dalej, sama sobie uścisnę prawicę. Z kolacją też poleciałam, bo zachciało mi się jajecznicy. Z różnymi dodatkami. Trudno, jutro będę jeździła dłużej rowerem. Wszystko będzie dobrze, tylko nie wolno się położyć i czekać.
doris_do
14 lutego 2015, 12:14piątek trzynasty ... dzielnie się ruszasz. Ja też mieszkam na wsi mam dwa psy... i pretekst do dłuuuugich spacerów z nimi ;-)