Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Ruda, figlarna zawsze chętna do rozmowy i pomocy... Nigdy nie wiem gdzie mnie życie poniesie. Dziś jestem Tu jutro spakuje rzeczy i zniknę. Kieruję się w życiu jedna najważniejsza zasadą: " Zostań kim jesteś, nie zostawaj byle kim"

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3137
Komentarzy: 10
Założony: 16 lipca 2014
Ostatni wpis: 20 sierpnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
RudaDareczka

kobieta, 37 lat, Strzelce Krajeńskie

167 cm, 55.50 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

20 sierpnia 2014 , Skomentuj

To straszne wrócić do pracy po urlopie. Wiem, że nie ja jedyna mama taki problem. 

Bilans ostatniego miesiąca. Wspomnienia z urlopu do końca życia, ale nie obyło się również bez strat. Zgubiliśmy modem plusa i nie mamy internetu w domu:( 

Cieszę się, bo: do końca umowy dwa miesiące i weźmiemy wi- fi. huraaa... będę miała internet nawet w WC:)

Póki co krótkie notki z pracy jak czas pozwoli.

Nie schudłam, ale też nie przytyłam. Więc urlop się udał.jak powrócę do internetowego życia domowego to wstawię fotki:)

30 lipca 2014 , Komentarze (2)

Najpierw wrażenia ze spływu. Było fantastycznie, chciałam zrobić zdjęcie ale po przemyśleniach stwierdziłam, że szkoda mi aparatu. W tamtym roku utopiliśmy kilka rzeczy, więc w tym roku stwierdziłam, że do kajaka zabieramy wodę i kanapki i tyle.

Było cudownie, pogoda dopisała, promienie słoneczne oplatały moje ciało a wiatr we włosach dawał poczucie beztroski. Śmiechu co niemiara!! Kilka niegroźnych szkód na ciele. Uwielbiam te nasze coroczne spływy. Przeszkody znajdujące się na rzece dają mnóstwo frajdy. A sama jazda ze znajomymi autobusem daje wrażenie dawnych wycieczek z dzieciństwa. Było cudowanie... woda, wiatr, słońce, ognisko i duuuużooo ludzi to jest to co rudzielce lubią najbardziej:)

Nie miałam za dużo czasu żeby poszperać co tam u Was moje drogie, ale dziś nadrobię zaległości.

Ostatnie dni płynęły na odwiedzinach i zabawach nad wodą, pogoda dopisała.

Teraz w planach mamy Woodstock. Uwielbiam... Ciekawa jestem ile z Was tam spotkam:) 

Klimat na przystanku jest niesamowity. No i moje dready potrzebują odnowy:) W tym roku szkoła robienia dreadów. Każdy kto był wie, że na ASP dużo się dzieje.

Polecam i do zobaczenia!!

Po lewej przepis na wspaniałą grochówę jak z Woja:)

25 lipca 2014 , Komentarze (2)

Naprawdę bardzo chciałabym zacząć biegać, jeździć na rowerze lub chociaż wyjść na spacer. Zazdroszczę Wam dziewczyny, że Wy znajdujecie na to czas. Moim jedynym relaksem na kanapie jest Vitalia. Cały dzień mam coś do roboty! Chyba muszę znaleźć panią do sprzątania... Chociaż sama nie wiem czy jakiś sens tego jest, bo i tak zawsze wszystko musi być po mojemu.

Poza tym mam tylko trzy dobre koleżanki z którymi się spotykam, nie chadzam na imprezy nie przesiaduje w bibliotekach nawet książki ostatnio nie mam czasu zacząć czytać. O 23:00 padam na pyszczek i usypiam przed tv. 

Nie potrafię odmówić sobie zerwania ogórków od dziadka z działki, pogrzebania przy kwiatach, umycia okien, codziennego mycia gresu, wycierania kurzy. Nie umiem odpuścić uwielbiam porządek. Wszystko mam poukładane wyprasowane pachnące. Kiedy ktoś mnie o dwunastej w nocy oprosi o obiektyw to dokładnie mu powiem, na której z pólek obok czego leży. 

Mam manie kontrolowania czystości, nic na to nie mogę poradzić. 

Dziewczyny mówią odpuść sobie, nie potrafię nie usnę w nocy wiedząc, że nie starłam dzisiaj kurzy... Też tak macie??

24 lipca 2014 , Komentarze (4)

Po pierwsze zapraszam wszystkich na cudownego słonecznego dorsza. Przepis po lewej:)

Z nowa energią wchodzę pod koniec tygodnia! Cieszę się podwójnie, bo jedziemy na spływ! Ja i mój mężczyzna! Huraaa... w końcu spędzimy trochę czasu sam na sam (mam na myśli kajak). Poza tym ja uwielbiam wszelkiego rodzaju spędy:) Dużo ludzi = dużo zabawy i śmiechu. 

Dzisiejszy temat to Cola czy Woda??

Dawniej bez tego czarnego napoju nie wyobrażałam sobie dnia. Rozpoczynałam szklanką coli i kończyłam dzień. Moja ukochana mama przekonywała mnie, że nie wolno, nie zdrowe! Tak, tak mamuś! Pyszna zimna, z kosteczkami lodu stukającymi o brzeg szklanki. Do posiłku, na upały, kaca, do czystej do wszystkiego. Ideał... Ale również do czyszczenia zardzewiałych narzędzi:P Moja ukochana zabraniała pic coli w domu, chowałam ją wtedy po szafkach, piłam w szkole i wychodziłam na spacery. Posiłek bez coli nie smakował już tak jak kiedyś.

I nadszedł dzień kiedy po pobycie w szpitalu zmieniło się wszystko.  

Woda mineralna, źródlana, syci, wydobywa głębię smaków. Nie uważałam wody za napój, dla mnie była czymś w czym można rozrobić sok, ugotować ziemniaki, jajka, wypłukać warzywa. Woda nie nadawała się do picia... 

Patrze dziś na szklankę z przezroczystym napojem i dziękuje że istnieje. Od kiedy zaczęła być moją przyjaciółką moja skóra jest nawilżona, mam więcej energii, nie przegryzam po posiłkach i porostu jestem szczęśliwsza.

Pozdrawiam i na zdrowie.

20 lipca 2014 , Komentarze (2)

Weekend intensywny. Nie miałam czasu zastanawiać się czy krem z filtrem jest ok, czy nie. Po prostu naładowałam tone na siebie i bączka nad jezioro. Siedziałyśmy tak od piątku do dziś wieczorem. Ja na czarnym chlebie i pomidorach a bączek na bułkach z masłem. Dzieci w wieku 5 lat przestają jeść witaminki, czasami mam wrażenie, że przestają jeść cokolwiek!! Ile ja się dziś naprodukowałam żeby wepchnąć do brzuszka małą marcheweczkę od dziadka z działki. Cudem zjadłyśmy kiełbaskę z ogniska. Upiekło nam się, bo poczęstował nas pewien pan swojską, pyszną, pachnącą dzieciństwem. I to od piątku jedyny ciepły posiłek był!  

Na wadze spadek 55,2 ale przy mojej wadze nie ma się czym chwalić. Pewnie przybędzie w tygodniu. Nastawiona pozytywnie postanowiłam się ważyć w każdą niedzielę wieczorem po kąpieli. Będzie najbardziej sprawiedliwie po weekendowych grzeszkach:)

Dawniej niedziela była moim dniem rozpusty, chipsy, Coca- cola, słodycze. Dziś jakoś nie miałam ochoty. Kromka czarnego, 3 pomidorki, jajko i kiełbaska to wszystko.

Poza tym jakoś inaczej patrzę już na Coca-colę. Po ostatnich wydarzeniach piję tylko wodę, mogę powiedzieć nauczyłam się... Ale o tym przy następnej wenie.

17 lipca 2014 , Skomentuj

Ostatnio będąc na wakacjach przeczytałam niesamowity felieton. Nikt nie potrafi tak pisać jak Beata Pawlikowska. Temat błahy, bo o kremach z filtrem zatytułowany: " Na słońcu". 

Pani Beata wprowadziła mnie w niesamowity klimat. Pisała, o teraźniejszości, przeszłości i nowoczesności dzisiejszych czasów. 

Puentą było to, czy smarować się kremami z filtrem, czy nie?

Siedziałam własnie nad pięknym polskim morzem wysmarowana trzema rożnymi kremami z filtrem: 50+ twarz, 30+ ramiona i uda,15+ łydki i pozostałe mniej narażone na słońce części ciała. Czytałam Claudię, którą kupiłam, bo była w atrakcyjnej cenie i na plaży chciałam się zrelaksować. Pani Beata pisała o pięknej wyprawie do ciepłych krajów i o tym jak w dawnych czasach nie smarowała się kremami z filtrem, bo były mało dostępne i i ich cena przekraczała jej możliwości. Z felietonu dowiedziałam się również, o tym, że owe kremy blokują działanie hormonów w organizmie a także, że zawierają szkodliwe substancje. I nagle poczułam się zniewolona tą cała nagonka na słońce i jego szkodliwe działanie. Następnego dnia wyszłam na plaże rano, na spacer, wypiłam spokojnie kawę w cichej kawiarni, pospacerowałam po nadmorskim lesie obok wydm, dotleniłam się jodem. Po sytym obiedzie przedrzemałam się w hotelu i na plaże wyszłam grubo po 16:00 bez tony kremów, które wcześniej na siebie ładowałam. Zostałam aż do zachodu słońca. Wreszcie czułam się wypoczęta i zrelaksowana. Nie goniłam za słońcem i opalenizną. Po po powrocie do domu wreszcie byłam w pełni nasycona wakacyjnymi promieniami. Do dziś chodzę do pracy muśnięta słonecznym uśmiechem. Skóra nie zeszła, nie mam opryszczki, która zawsze po takim urlopie wychodziła, i nie bolała mnie głowa. Wróciłam w końcu wypoczęta. I wiem już co robiłam nie tak... Gonitwa za każda minutą słońca i wody, tony kremu z filtrem, ból głowy, tony rzeczy tachanych na plażę. To nie był urlop, to był koszmar!!!

Polecam wszystkim zastanowić po co tak naprawdę jedziemy na urlop nad morze. 

Wypocząć? A może spalić się na mahoń? 

Ja już wiem!!

16 lipca 2014 , Skomentuj

Waga wyjściowa: 56

Waga docelowa: 52

Data: 01.09.20014 r.

Zaproponowałam dziś na obiad Kurczak Pieczony w rękawie. Domownicy się cieszą. :) Każdy uwielbia mojego kurczaka, młode ziemniaczki i mizeria (oczywiście dla pozostałych). Kiedy tylko mogę przemycam do mojego menu coś dietetycznego. ;)Pierwszy miesiąc wakacji minął na przyjemnościach, teraz czas wziąć się do pracy.

Za aktywność fizyczna uważam plac zabaw z 5 letnim bączkiem.(]:>) Ciiiii:x