Eh, ja to się mam.... jak już wszystko zaczyna się układać to zawsze coś się musi stać... syn dostał jakiejś drobnej wysypki. Myślałam, że to może uczulenie od czegoś, ale gdy odprowadzaliśmy córkę do przedszkola to pani powiedziała, że w jednej z grup dziecko ma ospę i że to może być to. Córkę zostawiłam, bo miała jechać rano na wycieczkę a z synkiem poszłam do przychodni, bo dodzwonić się tam to się nie da... nikt nie odbiera tel.. ehh... miejsc niby nie było, ale ktoś tam coś tam i jakoś się udało, że nas przyjęli po 20-30minutach. Oczywiście w izolatce i jeszcze panika się zrobiła w rejestracji bo na korytarzu siedziała jakaś mama w ciąży... tak czy siak pani doktor stwierdziła, że na ospę jej to nie wygląda, ale że to coś wirusowego tylko że na tym etapie to ona nie może stwierdzić co to dokładnie jest ;) Najważniejsze, że dostaliśmy leki i mogłam już iść z synkiem do domu, bo zaczął mi marudzić, że jest głodny a ja tylko miałam w torebce Mambę, której nie chciał :P W domu powymieniałam profilaktycznie wszystkie pościele i koce i teraz mam pralnię na całego. W kuchni gotuje się zupa, ale niestety nie z jarmużem... cóż, plany szybko się zmieniają :D Na drugie w planach spaghetti z klopsikami ale ja zamiast klopsików chyba zjem to udko gotowane z zupy z sosem pomidorowym ;) Śniadanie miałam koło 6 rano i od tego czasu nic nie jadłam, bo ciągle coś, więc póki zupa jeszcze się gotuje to zjadłam kilka kostek gorzkiej czekolady i garstkę pistacji. Koło 13tej zadzwonię do przedszkola dowiedzieć się czy już wrócili z tej wycieczki, bo córkę odbiorę wcześniej i już oboje będą w domu. Tzn. jutro wieczorem jadą do dziadków a cały następny tydzień przesiedzą w domu... ja nie wiem jak ja to psychicznie i organizacyjnie zniosę :D Pewnie znowu moja dieta i ćwiczenia pójdą w las.... :/ Ehh,..