Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Załamka...


Ja nie wiem co w ten los wstąpiło. Ostatnio piaskiem w oczy, kłodami pod nogi, aż się odechciewa wszystkiego... Ostatni tydzień był koszmarny, aż się dziwiłam, że nie zajadałam problemów. W zasadzie to zaczęłam się głodzić na potęgę. Zsynchronizowałam się z tymi problemami i stwierdziłam, że pewnie zasłużyłam na nie, więc karałam się odmową jedzenia. Jedyna pozytywna odskocznią był i nadal jest mój trener, który zawsze dzwoni wtedy gdy mam ochotę wyć do ściany :) A tak ogólnie to daje mi on takie wsparcie psychiczne, że chyba bym nie dała rady bez niego. Paradoksalnie gdy los postawił go na mojej drodze, zaczęły się wszystkie inne problemy. Wybrałam jego, a teraz nie pozostaje mi nic innego jak walczyć z całym światem przeciwko. Dobrze, że on stoi obok, trzyma mnie za rękę i zapewnia, że razem damy radę wszystkim i wszystkiemu. Podejrzewam, że zła passa dopiero się zaczyna i będzie jeszcze gorzej ale dam radę, muszę... Pozytywna strona jest taka, że stoję w miejscu z tymi moimi 75,5 kg i powoli znowu zaczynam jeść. No i widok kochanej twarzy dodaje mi sił i wiary, że dam radę. Mam nadzieję, że za kilka dni kolejny mój post będzie o wiele weselszy i optymistyczny...