Po
przykrych doświadczeniach sprzed sześciu dni, kiedy zjadłam ponad pół
kilograma czekolady na raz (i po raz pierwszy w życiu zemdliło mnie po
czekoladzie) poczułam, że naprawdę przesadziłam z tym swoim obżarstwem, że nie mam
już siły się tak męczyć, że chcę coś zrobić ze sobą, żeby już tak nie cierpieć.
W takich sytuacjach alkoholik idzie na detoks.
Albo wszywa sobie w tyłek esperal. Albo jedno i drugie. Tak bardzo bym
chciała, żeby ktoś sprawił, że nie będę się już przejadać. Położył mnie na
jakimś oddziale psychiatrycznym, przypiął pasami do łóżka, podłączył kroplówki
i trzymał z daleka od czekolady. Ale dla jedzenioholików detoksu nie ma. W
każdym razie nic mi o tym nie wiadomo. Zresztą pewnie i tak bym nie poszła. Z różnych względów...
Więc detoks zrobiłam sobie sama, spożywając przez dwa dni tylko niektóre produkty.
Generalnie oparłam się na owocach, warzywach (głównie surowych), nabiale i
tłuszczu – w określonych ilościach. I chęć na niezdrowe obżarstwo przeszła jak
ręką odjął.
Co nie znaczy, że problem jest rozwiązany.
No bo nadal nie potrafię jeść „normalnie”. Nawet nie wiem co to znaczy to „normalne
jedzenie”. Całe moje dorosłe życie to przechodzenie z jednej skrajności w
drugą: od niedojadania do objadania. Przy czym objadania jest zdecydowanie
więcej.
Nie potrafię zjeść jak „normalny człowiek” dwóch kanapek. Ja muszę od razu
cztery, albo sześć. Co ciekawe, marchewek ta tendencja nie dotyczy, tylko
węglowodanów i produktów przetworzonych. Zupełnie jak bym miała jakiś swoisty
rodzaj „uczulenia” na pewne pokarmy, które objawia się tym, że im więcej ich
jem, tym bardziej ich pożądam i tym bardziej uodparniam się na ich działanie.
Tak, zupełnie jak ten alkoholik, który im więcej wypije, tym bardziej ma się
ochotę upijać dalej, choć każdy inny normalny człowiek na jego miejscu dawno by
już przestał.
No więc mam za sobą „detoks”, ale… co dalej?
nitka67
20 września 2018, 17:54Ten detoks moze sie stac baza twojego odchudzania:). Mniejsze porcje to klucz do sukcesu. Latwo nie bedzie, ja sama tez lubie sobie pojesc do syta....ale wiem, ze to sporo za duzo i niestety nie chudne, choc duzo sie ruszam-maszeruje codziennie z 10km z moim psiurem....trzeba na siebie znalezc sposob....ja juz 10 lat szukam, ale jeszcze nie stracilam nadziei-na szczescie:)