Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Silniejsza...


No i znów tu wróciłam. :) Silniejsza o swoje doświadczenia z kilku poprzednich miesięcy, kiedy to doszłam do wagi 66kg!!!!!!! na szczęście wszystko wróciło do normy... no, prawie..:) 
Żeby się nie rozpisywać (bo muszę właśnie wyjść)- mam do wyboru 2 opcje:
1- jeść co chcę, delektować się smakami, łączyć smaki, zajadać wszystko co kocham w ilościach, które kocham.... i tyć a co za tym idzie- nigdy więcej nie włożyć bikini, nigdy nie zrobić drugiego tatuażu, nadal łykać kilka paracetamolów na tydzień, nadal mieć wiek biologiczny ciała na poziomie 29 lat a nie tylu ile mam czyli 27, pozwolić, by stan mojego zdrowia- tzn: mojego kręgosłupa i stawów się pogarszał, codziennie doznawać bólu z tego powodu i użalać się nad sobą, bo nie wybrałam tej drugiej drogi... (i wiele innych złych zdrowotnych rzeczy...)

albo
2- zacząć jeszcze bardziej ograniczać cukry, przestać jeść pieczywo zwykłe i wrócić do jedzenia tylko chrupkiego (21kcal kromka), zacząć ćwiczyć abs i a6w (pamiętam jak przez te 2 tyg kiedy ćwiczyłam poprawiła mi się kondycja, miałam silę na wszystko i nic mnie nie bolało..a wszystko przez to, że zaczęłam ćwiczyć i przez to wzmocniłam swój organizm. Teraz wszystko mnie boli, bo nie mam prawie mięśni. Nawet nie umiem spiąć mięśni brzucha! jedyne co mam to małą masę kości i dużą masę tłuszczu :(  ). Ponadto- opuszczać ostatni posilek jeśli miałby on być o 19, przestać bounsować z moimi laskami :P albo chociaż znaleźć sobie mniej kaloryczny alkohol :P (no co--- jak nie dam rady-wybiorę chociaż mniejsze zło :P :), zacząć pracować na swój wygląd systematycznie i codziennie, żeby w końcu porzucić to uczucie, że to nie jest moje ciało, tylko jakiś nadmuchany balon. Że ta pomarszczona dupa, to nie moja dupa ale zniekształcenie w lustrze, i że to nie mojej skory jest za dużo tylko to taki kostium, który można zrzucić.... Mojemu wyglądowi mówię stop.