Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Trujak w pracy:(


Nie da się ukryć, w pracy spedzam większość czasu. 9 godzin w pracy,2 godziny dojazdu. Jest nas niewiele. 3 techników i dwóch managerów laboratorium. Na poczatku jedzowata wydawała się kolezanka, ale okazała się bardzo w porządku osoba, która robi konstruktywne uwagi i po prostu często ma racje. Natomiast kolega, którego uwazalam sprzymierzeńca okazał się delikatnie mówić niezrównoważony. 30 letni facet, który zavhopwuje się jak rozwydrzone dziecko.Po pierwszym spieciu jak sama wyciągnęłam rękę, to przeprosił i powiedział, ze zachował się dziecinnie. Natomiast później zaczęło być tylko gorzej i gorzej. Od 3 dni bowiem, zaczynam czuć się w pracy,jak w wariatkowiw. Koleś nie wiem nawet dlaczego, nie odzywa się do mnie. Chyba myślała, ze dostał awans, ale zaraz okazało się ze menago chce mi tez podnieść kompetencje, do sięgające jego starym obowiązkom. To go wytracilo z równowagi. Wydarł się na manago, kopnął krzesło, kopnął pudło, trzasnal jednymi, drugimi, trzecimi drzwiami. Koleżanką ze mną rozmawiała normalnie, co mi miała do powiedzenia, to powiedziała. A ten,który akurat miał najmniejsze prawo, najbardziej się wkurzyl i zaczął zachowywać niebezpiecznie. Wczoraj przeszło najśmielsze oczekiwania. Najpierw cały dzień się nie odzywal. Później przyniósł mi moje rozliczenie pracy.Kiedyś juz mu powiedziała,ze nie chce,żeby mnie on sam wylogowywal z pracy, bo tego nie lubię. Jak będę chciała, to się wyloguje- oczywiste, teraz kiedy przyniósł mi payslipa, wkursyl mnie. Powiedziała mu spokojnie, ze nie chce,żeby mi przynosił moje rzeczy. To jest mój biznes, ja w ogóle nie lubię jak ktoś rusza moje rzeczy, nosi mój portfel,zabiera telefon itd. On się w kur żył jak szalony, powiedział,ze ma to gdzieś, a gdy mu powiedzie kowal am,powiedział,ze mam tego nie robić. Taki jak burza poszedł do magaera, i zmieniając glos jak rozzwydrzony nastolatek, powiedział: na powiedziała,ze mam niebrac jej payslipa. Coś go mmanago pouczyla, i cos się z nią pokłócił, ale wrócił i się nie odzywał już. Zato wychodząc, nie malo oberwalam od niego pudłem, bno się spotkalismy w korytaxu.Sytuacja, gdzie poszedł do manago, wytracila mnie z równowagi, gdyby nie koleżanką, która wzięła mnie za rękę i powiedziała,żebym się uspokoiła, bo on się tylko ucieszy. A ona nie wytrzyma znowu pracy z wariatamk, k odejdzie z pracy.Muszę dodać,ze jest ona nasza ostoją, kurde przychodze do pracy ciesząc się,ze ona tam jest. Później ten krętym, cos znowu fikal, bo ona złapała mnie i mówi,zwe mam się uspokoić, ona nie znosi trzaskania drzwiami, krzyków i tego typu zachowań,ma je po dziurki w nosie,i mam się uspokoić,ja jej mowie,ze świetne ja rozumiem. Nie dam się sprowokować, nigdy nie trzasnelam drzwiami, ani podniosłam głosu nna nikogo, i teraz na pewno nie znize się do jego poziomu tez. To ja uspokoiło, a kolega jak się rzucał, tak się rzucał i swoje sarkazmu dalej uskutecznial, raz znowu był na dobrej drodze, ale opanowałam się, bo obiecalam jej, a na niej mi zależy.  Koniec końców, on zachowywał się jak debil do końca dnia, i za fundował nam ogromny stres, z reszta mi nawet poczucie zagrożenia, bo balam, się,ze go poniesie i mi przylozy, ze swojej złości niczym nieuzasadnione. Heh o i taki oto przypadek mam w pracy, chce go ignorować, ale czy przez to, nie będzie on czuł się wygrany i,ze na wszystko  może sobie pozwolić?