Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Próbuje odkryć siebie i swoje pasje, dlatego szukam nowych aktywności i po drodze chcę zawalczyć o lepsze ciało.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 18106
Komentarzy: 181
Założony: 27 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 19 października 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
sylwiab7

kobieta, 30 lat, Kraków

164 cm, 65.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 października 2017 , Komentarze (4)

Już na dobre wkręciłam się w ćwiczenia i zdrową diete. Ostatni kilka dni spędziłam na rozplanowywaniu grafiku, nie tylko tego sportowego. Doszły mi dwa kursy językowe po pracy, siłownia a i czas dla siebie trzeba znaleźć. Tym sposobem po dwóch dniach odpoczynku od ćwiczeń (moje ciało naprawdę tego potrzebowało), zaczęłam już wczoraj. Zanim wpiszę wszystko w kalendarz, chciałam sprawdzić, czy zajęcia na siłowni, o których myslałam będą mi rzeczywiście odpowiadać i wypróbowałam je wczoraj. Odpowiedź to zdecydowane TAK! Dzisiaj mam problem z chodzeniem po schodach ;) Atomosfera na siłowni też jest przyjemna, blisko domu, więc i będzie się łatwiej zmotywować. Mój plan rozpisałam w super porsty sposób na zwykłej kartce papieru: 

Etap pierwszy, czyli kolejne 5 tygodni mam ładnie rozplanowane, co gdzie kiedy i jak. Późniejsze etapy będę rozpisywała patrząc na co powinnam się skupić. 

Wtorki i czwartki zaraz po pracy lecę na kurs francuskiego, więc ustaliłam, że to będą moje dwa dni odpoczynku bez ćwiczeń, które świetnie wpisują się pomiędzy bardziej męczące mięśnie zajęci ze sztangą, które mam zaplanowane na poniedziałek i środę. Po pumpie czas na bieganie, na spalenie tkanki tłuszczowej po ćwiczeniac siłowych. 

Dwa razy w tygodniu planuję robić Slim Fit Ewy, który po pierwszej próbie bardzo mi się spodobał i ujawnił słabe strony (a byłam pewna, że mam mocne nogi i pośladki ;)). Po slim fit szybkie spalanie, 15 minut Hiit z Sukcesu, też Ewy.Dodatkowo myślę o piątku i myślę, że będzie to po prostu bieganie (chcę zrealizować plan na 10 km z Runner's world, a ona zakłada bieg 3 razy w tygodniu. Pump chciałam wrzucić właśnie na piątek, ale pomysł nie przejdzie, ponieważ od 17 mam 3h szwedzkiego. Muszę powiedzieć, że czuję się bardzo zmotywowana do tego planu, bo podobają mi się zajęcia, trening jest męczący, ale są  łagodniejsze dni itd. Mam nadzieję, że sprawdzi się i w praktyce. 

Co do diety, to nadal kontynuuję Diet by Ann, mam wykupiony pakiet na 100 dni właśnie ;) Mam nadzieję, że będzie to ostatnie 100 dni, kiedy osiągnę 60 i będę mogła skupić się tylko na rzeźbieniu ciała :) Ustalone mam 3 kg na 5 tygodni, co wydaje mi się być mozliwe do osiągnięcia. 

Nie mogę się doczekać tych kursów, jestem kompletną maniaczką językową i ogólnie moja praca mogłaby się opierać właśnie na tym. Szkoda, że jeszcze takiej nie ma :( Szybko zostałabym milonerką. Już zaopatrzyłam się w jedną książkę do szwedzkiego, żeby zobaczyć co i jak i podobieństw do norweskiego jest multum, będzie trochę myliło na pewno, ale z drugiej strony, o ile łatwiejszy będzie start! :) 

Lecę zobaczyć co u Was, bo mało tutaj byłam ostatnio, miłego dnia :) 

Image result for szwecja

Image result for szwecja

11 października 2017 , Komentarze (4)

Tak sobie siedziałam wczoraj w pracy, kompletnie zdemotywowana do pracy i czytałam. Czytałam Be Active, czytałam Shape, czytałam forum o sporcie i po prostu rozbolała mnie głowa. Za dużo. No cholerka ZA DUŻO. Lubię tematykę fitnesową i dietetyczną, no ale ile można. Tutaj sprawdzić kcal, tutaj poćwiczyć, jedno twierdzi tak, drugie twierdzi tak. Nie ma rady, trzeba się odciąć. Pozamykałam strony o zdrowym stylu życia, gazety i przede wszystkim PRZESTAŁAM MYŚLEĆ. Bo już mi mózg buzował od tego co kiedy i jak powinno się lub nie. 

Tym sposbem wczoraj zrobiłam sobie zasłużony REST DAY, zjadłam drobiowego kaanosa, który chodził za mną od dwóch tygodni, zamknęłam aplikację z dietą i pozwoliłam chłopakowi zrobić nam kolację. Nie sądziłam, że aż tak się ucieszy. Zrobił pyszną makaronową zapiekankę z boczkiem i mnóstwem sera. PYCHOTKA. A potem wieczór na kanapie z grami. Wyznał mi nawet, że narescie dzień bez przejmowania się kcal (chociaż tak naprawdę był to tylko wieczór, nie cały dzień). 

Dzisiaj obudziłam się z lżejszą głową i wcale nienadmuchanym brzuchem, więc nastój od rana lepszy. Tak właśnie doszłam do wniosku, że muszę przestać za duzo o tym myslec i robić z tego odchudzania taką filozofie. No kurdę, na tym świat się nie kończy i przecież są tysiące innych spraw do rozmyslania i robienia. 

Dlatego moje żelazne zasady od dziś:

1. Trzymać się jednego celu! (a nie rozmyślać już o tym co zrobię po)

2. Nie czytać o odchudzaniu dłużej niż godzinę dziennie

3. Odpuszczać sobie (czasami)

4. Mieć jeden plan, nie setki


Poważnie, to ciągłe rozmyślanie efektów nie przyspieszy, tylko jakoś tak względnie spowolni wszystko, bo za dużo czasu nad tym spędzając, tym bardziej mi się ten czas wydłuża. 

Ostatnio nie mogę wysiedzieć w pracy. No po prostu nie chce mi się. Chcę wyjść z biura, chcę pochodzić, porobić cokolwiek innego. Korporacja nie jest dla mnie. Kompletnie. Pieniądze to i może z tego są, ale...cholera, czy jest to tego warte. 

A no właśnie, jeśli o te pieniądze chodzi, to postanowiłam oszczędzać. Po ostatnich zakupowych szaleństwach (wrzucę Wam jakieś zdjęcia jak już wszystkie przesyłki dotrą), stwierdziłam, że czas nauczyć się odkładac pieniądze, bo co za duzo to niezdrowo i naprawdę wielu rzeczy, które kupuje, po prostu nie potrzebuję. Jako że nie muszę narzekać na debet pod koniec miesiąca po prostu idę do sklepu i bez myślenia kupuję. Koniec z tym. Czas odkładać. 

Zrobiłam sobie taki spis: wypisałam wydatki stałe, czyli: Czynsz, rachundki, jedzenie. Następnie podsumowałam ile i na co wydawałam w ostatnich miesiącach i obciełam to conajmniej o połowę, a nawet postanowiłam, że w tym miesiącu nie kupię żadnych ksiażek (niestety kupuję po kilka miesięcznie, a teraz wiele z nich jest nieprzeczytanych jeszcze, tak więc bez nowych książek dopóki nie przeczytam conajmniej połowy tych, które już czekają). Przeglądnęłam czego będę naprawdę potrzebowała (bo np. kończy się proszek do prania) i wypisałam ile na tego typu rzeczy mogę wydać. Na pozostałe rzeczy nałożyłam sobie limit. Przewidzianym wydatkiem są buty zimowe. 

Mój cel, to odłożyć w tym miesiącu 1500 zł. 

Szczęście jest takie, że październik i listopad to takie miesiące, kiedy tych wydatków nie ma i spokojnie można pooszczędzac. Muszę przede wszystkim poobserwować takie małe wydatki, typu kanapka tutaj, woda tam bo z takich malutkich zakupów robią mi się duże pieniądze. T o samo magazyny, które zaczęłam kupować coraz częściej przez nudę w pracy :/ nawet takie, które uważam za beznadziejne. 

Tym oto sposobem na przyjemności, kosmetyki, ubrania (buty), wyjście do kina czy restauracji i nieprzewidziane wydatki typu kończący się płyn do płukania mogę w tym miesiącu przeznaczyć nie więcej niż: 700 zł, ale mam szczerą nadzieje, że uda mi się nawet mniej. 

Na jedzenie zrobiłam osobny budżet, patrząc na to ile wydawałam w ostatnich tygodniach i biorąc pod uwagę to, że płacimy z chłopakiem na zmianę (zakupy na 5 dni, raz on, raz ja). Plan na oszczędzanie zrobiłam w poniedziałek i też od tego czasu zapisuję WSZYSTKO co kupiłam i niestety z powodu sklepikowych wypraw do wykorzystania mam już 640, a nie 700 :/ (gazety, baton proteinowy etc.) - właśnie nad takimi małymi rzeczami musze zapanować :/ 

Plan na dzisiaj to iść do domu, poćwiczyć, wypić proteinowego shake'a i zrelaksować się :) Miłego dnia dla Was!

Image result for motivational tumblr

Image result for motivational tumblr

Image result for motivational tumblr

9 października 2017 , Komentarze (1)

To był dobry weekend. Ostatnimi czasy źle się czuję na myśl, że miałabym spędzić weekend na dupie, nie robiąc nic. W sobotę ranę obudziłam się bardzo wcześnie i zdrowy rozsądek, który odbierał syganły z bolącego od ćwiczeń tyłka mówił: czas na rest day. Tak więc ułożyłam się wygodnie w łóżku, przykryłam kołdrą, przeciągnęłam i zanim zorientowałam się co robię, już byłam w ubrana w strój do biegania.... Powaznie, nawet nie zauważyłam kiedy. Przebiegnięte ponad 6 km, z uśmiechem na buzi i ocohtą na więcej, ale żal mi się zrobiło chłopaka, który czekał na mnie ze śniadaniem. 

W planach były też zakuuupy! Normalnie to aż mnie skręca na myśl o zakupach. Nie lubię, uważam za stratę czasu, ale tym razem, na myśl o tych wszystkich swetrach, które muszę kupić (aż 2!) aż mnie ręce świeżbiły. Bo lubię swetry. Kocham zimę, jesień i az mi się wygodnie i przytulnie robi na samą myśl. 

Chociaż obiecałam sobie, że nie kupię żadnej bielizny, wejście do Oysho zakończyło się kupieniem takiej perełki: 

To model, który chodził za mną już od dawna, ale ten z Intimissimi kompletnie na mnie nie leżał. Ten...niesamowity. Idealnie się dopasowuje, nawet go cholercia nie czuć, wygodniejszego stanika jeszcze nie miałam (a cena o 100 niższa niż w Intimissimi). 

Aktywnym dniu  biegiem, zakupowym łażeniem skończylismy z chłopakiem na burgerze! Uwielbiam. Jako, że staram się nie jeść białego chleba poprosiłam o burgera bez bułki, a ku mojemu zaskoczeniu, kelnerka zaproponowała w cenie frytki lub sałatkę. Lepszego dressingu do sałatki nie jadłam. Burger, to było cudo z Camembert, karmelizowaną cebulą i gruszką. Uwielbiam połączenie wołowiny i sera (nie cheddara). Moim faworytem akurat tam (Moo Moo Steak & Burger Club) był burger z burakiem i kozim serem, niestety zniknął z karty, więc zmusiło mnie to wypróbowania akurat tego i nie zawiodłam się. Moje ulubione miejsce na  burgera lub steka :) 

W sumie nawet nie traktuję tego jako cheat day, bo pomimo tego burgera, nie zjadłam wiele więcej, zmieściłam się w 1800 kcal i jeszcze do tego mnóstwo ruchu. A jaki zaciesz na buźce :D 

Niedziela gorsza nie była, chociaż tym razem już na spokojnie a jako aktywny czas po raz pierwszy poszłam na Squasha! Pomimo tego, że lubię się ruszać, dobrze idzie mi bieganie, joga itd. to jednak w sportach, typu tenis, siatkówka, jestem lekko lewa. Nie wiem czy to wynik tego, ze okazji do grania wiele nie było, czy po prostu jestem stworzona do czegoś innego? Niemniej jednak grało się super. Ponad godzina ruchu. Obawiałam się, że chłopak się zanudzi - on gra świetnie i w squasha i w tenisa, ale było dobrze. Spocilismy się dobrze oboje :D 

W ogole tak się ostatnio naczytałam i naoglądałam o sporcie, fitnessie i zdrowym stylu życia, że aż poczułam nowy cel w tym całym moim "odchudzaniu". Nie chcę już tylko zrzucać wagi, ale też wyglądać lepiej, ćwiczyć, nawet jak już osiągne cel. To mi dało tyle wolności i....takiego pola do świadomych decyzji. Już nie ma tylko "nie jedz bo ci nie wolno", ale "nie jedz, bo przecież wcale nie chcesz", "nie chcesz bo ci nie służy". To dało mi ogromną ulge, bo kiey przechodzę w sklepie obok chipsów czy ciastek nie mam uczucia "o boże, kiedy znowu będę mogła", tylko w sumie nie czuję nic....nawet ochoty. 

Poczytałam trochę forum dla typowych fit maniaków, bo sama mam zamiar wrócić na siłownię (wracamy do pumpa ze sztangą :D :D) i zamówiłam kilka suplementów (białko i bcaa). Popytałam, poobczajałam sprawę i zobaczymy. 

W ogóle to dwa dnia w poprzednim tygodniu chodziłam lekko głodnawa i tak się zastanawiałam, co jest grane, patrzę do aplikacji, a tu wstrętna dieta obniżyła mi kaloryczność do 1600 - nie ma, nie będzie. Pozmieniałam co mogłam i wróciłam do ulubionych 1800 :D 

A oto podsumowanie kolejnego tyodnia ćwiczeń:

Wtorek: Hot Body

Środa: Hot body

Czwartek: Bikini

Piątek: 30 min cardio z Martą Hening + 15 min HIIT z Sukcesu Ewy + kilka minut na brzuch

Sobota: Bieg (6km)

Niedziela: Squash

Poniedziałek: Hot body

Trochę to wygląda jak tydzień bez przerwy, ale kompletnie nie czuję się zmęczona, wręcz przeciwnie, więc postanowiłam, że kiedy poczuję to "nie chce mi się", to wtedy będzie znak, że czas na dzień off (zapewne w tym tygodniu, bo podobnie było ostatnio)

6 października 2017 , Komentarze (6)

Jest coś do czego Wam się nie przyznałam, ale to już drugi tydzień, kiedy moja waga stoi, lub po prostu waha się, ale mimo to ubrania robią się luxniejsze, kondycja coraz lepsza, Nie mierzyłam się do dzisiaj i chyba dobrze zrobiłam, bo dzięki temu mam ładne spadki w cm, pomimo KOMPLETNEGO BRAKU SPADKU WAGI. 

Żeby nie przedłużać:

BIODRA:

Czyli minus 4 cm od początku i minus 2 cm w ciągu ostatnich dwóch tygodni, pomimo braku spadku wagi. 

TALIA:

5 cm mniej od początku :D 

KLATKA PIERSIOWA:

Dodatkowo w brzuchu spadek: 

z 89 cm na: 83. 

Jedyny uparty brak spadku, to: nogi! W udach stoi uparcie na 64, tak jak stało, a łyda rośnie.... hmmm. 

Jasne, chciałabym widzieć różnicę na wadze, ale w sumie, nie chodzę z metryczką na czole, nie opowiadam na prawo i lewo ile ważę, to po co aż tak się cisnąc, żeby mieć 67 a nie 69? W końcu i to przyjdzie i dobrze, będę na to czekała, ćwicząc i trzymając dietę, tak jak teraz, bo to działa, jak widać po wymiarach. Waga może oszukiwac, jasne, mogę się pogłodzić jeden dzień i mieć 68,5, ale po co, skoro mogę się nie głodzić, mieć 69, ale mniej łuszczyku tak czy siak, bo wymiary jednak nie kłamią (jeśli się nie wciąga brzucha :P). Moja waga ma opcję mierzenia zawartości tłuszczu i tralalala, okazuje się, że pomimo zastoju w kilogramach, zawartość tłuszczu jest mniejsza, bo poszło jednak w mięśnie :D Aż się czuję dodatkowo zmotywowana do ćwiczeń. 

Ekscytuję się tym, bo mam nadzieję, że kilka osób, które demotywują się przez zastój w kg przeczytają to co napisałam i poczują się lepiej, że można ważyć tyle samo, ale wyglądać lepiej, a waga w końcu pójdzie w dół i juz. Trzeba to tylko przeczekać, cierpliwie, bez głodzenia się! 

 W ogóle, to został mi ostatni tydzień wykupionego pakietu diety by Ann, więc wczoraj porozmawiałam z chłopakiem, czy menu mu odpowiada, czy ma ochotę na ten sam styl gotowania itd. Stwierdził, że podoba mu się bardzo, więc weszłam na stronę z chęcią przedłużenia pakietu o dwa miesiące, a tutaj niespodzianka, świetna promocja bo: 30 dni było za 37 zł, 2 miesiące za 60zł, a 100 za 67 zł :D Poszłam na całość i wykupiłam studniówkę ;) 

Od 19 października, zaczynam więc studniową prostą do zdrowia, schudnięcia itd. Strasznie jestem zmotywowana. Ułożyłam sobie nawet nowy plan treningowy na miesiąc, i nie mogę się doczekać, żeby zacząć. 

Za tydzień będzie nagroda za miesiąc na diecie, więc wybierzemy się z chłopakiem do restauracji :) Mam ochotę na ramen i/albo sushi :D 

Znalezione obrazy dla zapytania fit motywacja

Podobny obraz


4 października 2017 , Komentarze (9)

Ok. Drugi raz w życiu udało mi się namówić chłopaka na zrobienie Hot Body Chody ze mną. Chociaż namówić, to za dużo powiedziane, po prostu z głupia spytałam. Kiedyś już próbował i zrezygnował przy 4 rundzie, czyli po ok. 15 minutach. Wczoraj wytrwał do końca, tym razem delikatnie zmęczony, nawet spocony, ale wiecie co? Czułam się jak Fit Masterka, kiedy tak widziałam jak on robi niektóre ćwiczenia. Wiem, że to nieładnie się naśmiewać, zwłaszcza z własnego chłopaka, ale poważnie....widać, że nigdy nie robił żadnych tego typu ćwiczeń, bo moje kochanie, nawet przysiadu zrobić nie umie. Nie poprawiałam go, nie mówiłam nic, bo nie chciałam go demotywować, ale śmiać mi się chciało ogromnie. No i każde ćwiczenie kończył dużo wcześniej. 

Przy tym ćwiczneiu:

Image result for side plank

lezał całkiem na ziemi, nawet z talią itd. Podskoki robił w slow motion... I dziwić się potem, że mnie brak tchu, a on lekko przyspieszony oddech. Nie przykładał się, nie lubi, ale cieszę się, że spróbował, bo naprawdę ciężko mi patrzeć, jak bardzo się nie rusza. Nie jest gruby, ma może 5kg za dużo, albo nie tylko co za dużo kg, co za mało ruchu, więc staram się go jako tako zmotywować, ale ciężko. Chociaż może jest nadzieja....dzisiaj rano zapytał: To zawsze robisz te właśnie ćwiczenia? Cierpliwie omówiłam z nim mój cały plan i że ćwiczenia zmianiam itd. Po czym zapytałam: "Chcesz spróbować inne?", a jego odpowiedź to: "Nie dzisiaj", co oznacza, że pewno za tydzień uda mi się go namówić na coś innego. I niech to będzie na start....przynajmniej COŚ raz w tygodniu :) 

Aha....a czy wspomniałam, że po ćwiczeniach stwierdził, że zasłużył na KFC? Nie? No właśnie - zamówił kubełek 12 stripsów i frytki :( 

Image result for facepalm meme

Jeśli chodzi o mnie, to wszysto idzie dobrze. Zaopatrzyłam się w kolejny program Ewki, Slim Fit i planuję go spróbować za dwa tygodnie (jak wypełnię cały miesiąc obecnego planu). Widziałam też, że jest nowy program, Target, specjalnie na brzuch i pupę. Tak się zastanawiam, czy się skusić. O ile dieta bebio mi nie leży, tak ćwiczenia lubię, chociaż muszę je urozmaicać i miksować, inaczej trochę mi się nudzą. 

Też na fali euforii i dumy z ostatniego biegu + dzięki zbiegowi okoliczności, że akurat plan był w nowym Runner's World, zacznę 10 tygodniowy plan na 10 km. :) Już się nie mogę doczekać, modlę się tylko o pogodę, bo chociaż raz na jakiś czas bieg w deszczu jest super, to nie każdy trening...

W ogóle ostatnio znalazłam swoje zdjęcia i wpisy sprzed kilku lat i się przeraziłam. Myślałam, że w najgorszym okresie ważyłam ok. 74kg, a tutaj boooom! to było 79. Aż mi się płakać zachciało, ale jak to...to ja byłam aż taka gruba?! Jak na niezbyt wysoką 16latkę, to była waga nieciekawa, nie mam pojęcia jak ja się wtedy doprowadziłam do tego stanu. Wróciły wspomnienia, ale i ulga, że od 4 lat, czyli odkąd schudłam wtedy, nigdy nie przekroczyłam granicy 71, czyli moja waga była mniej więcej stabilna przez kilka lat. Nie powiem, był to kop, żeby jednak wytrwać. Zwłaszcza, że widziałam też zdjęcia i wiem, że teraz, pomimo kilku kg za dużo , wyglądam o wiele lepiej i nawet jeśli już nie schudnę, to tak mogę wyglądać, bo kiedyś było gorzej.... 

Related image

Image result for tumblr fit

2 października 2017 , Komentarze (9)

Weekend minął i tak, jak wspominałam, byliśmy na urodzinach mojej mamy i siostry. Jak wiadomo, wizyta w domu zawsze oznacza jedzenie. Nie powiem, zjadłam więcej niż powinnam, ale nie najadłam się. Sobota zakończyła się z bilansem na plusie, za sprawą kilku pierogów i sałatki (no cóż), ale również, był to mój pierwszy dzień odpoczynku od ćwiczeń! 

Żeby tego dobrego nie było za dużo, niedzielę zaczęłam od biegu. W planach miałam spokojne 5 km, ale rest day dał mi, albo moim nogom takiego kopa, że zanim się zorientowałam już przebiegłam 6,5km. Spaliłam 540 kcal i wszystko to uczciłam pysznym śniadaniem: bananem z mango i jogurtem. Super doładowania.

Wczorajsza pogoda była taka motywująca. 

Dzisiaj powrót do rzeczywistości, czyli praca i nauka. Czuję się zmotywowana i pełna nowej energii do biegania. Ostatnimi czasy biegałam tylo raz w tyodniu, na rzecz ćwiczeń w domu. Pogoda jaka była każdy wie i nie m się co oszukiwać, łatwiej jest zrobić trening z DVD, niż zmusić się do wyjścia, gdy na zewnątrz 10 stopni, wiatr i deszcz. 

Uwielbiam jesień. To mroźne powietrze rano, z delikatną mgłą i przedzierającym się przez nią słońcem. Jesienią jakoś nie dotyka mnie przesilenie, ani spadek nastroju, a wręcz kop motywacji do działania. 

Miłego poniedziałku! 

Znalezione obrazy dla zapytania jesień

Znalezione obrazy dla zapytania jesień

Znalezione obrazy dla zapytania running quotesPodobny obraz

28 września 2017 , Komentarze (14)

Hej dziewczyny! 

Tak sobie siedzę w pracy i myślę, że dzisiejsze śniadanie było świetne i nawet chłopakowi, który nie lubi kokosu i śliwek, smakowało bardzo. No i jako że już kilka razy chwaliłam dietę by Ann, stwierdziłam, że podzielę się z Wami kilkoma ulubionymi przepisami z ostatnich dwóch tygodni, bo może ktoś szuka inspiracji albo pomysłów :)

1. Śliwkowy budyń z kaszy jaglanej (460kcal)

65g kaszy jaglanej

220g śliwek

mleko kokosowe (napój, nie mleczko) (250ml)

Chia (łyżeczka)

miód (pół łyżeczki)

Kaszę jaglaną gotujemy na mleku, dodajemy pokrojone śliwki  (kiedy kasza już wchłonęła większość mleka). Całość gotujemy jeszcze kilka minut i miksujemy wszystko razem (jeśli wolimy budyń). Posypujemy łyżeczką chia i miodem i gotowe. 

Image result for kasza jaglana ze śliwkami

2. Owsianka z babanem i malinami (459kcal)

płatki owsiane (55 g)

wiórki kokosowe (1 łyżka)

chia (1 łyżka)

mleko (np. kokosowe) (3/4 szklanki)

banan (100g)

maliny (70g)

Płatki owsiane namoczyć na noc w wodzie, rano zalać mlekiem i pozostałymi dodatkami i voila :) 

Image result for owsianka z malinami i bananem

3. Gulasz wołowy z dynią i kurkami (591 kcal)

mięso wołowe (180g)

dynia (70g)

kurki (50g)

cebula

czosnek

kasza gryczana (26g)

Podsmażyć cebulę i czosnek, dodać mięso i obsmażyć je lekko. Dodać dynię i kurki, przyprawić. Zostawić na ogniu kilka minut i dodać wodę. Dusić aż wszystko będzie miękkie. Pod koniec dodać kaszę gryczaną, wymieszać i gotowe. 

Image result for gulasz z dynią i kurkami

4. Curry z dynią (511kcal)

mięso z kurczaka (190g)

dynia (210g)

pomidorki koktajlowe (160g)

mleczko kokosowe (40ml)

cebula 

czosnek

Dynię pokroić w kostki u pie w piekarniku do miękkości (ok. 30min). Kurczaka pokroić i podsmażyć na patelni z cebulą i czosnkiem. Dodać upieczoną dynię.  Przyprawić curry, chili, papryką słodką, sola, pieprzem, kuminem, imbirem, kardamonem. Dodać mleczko kokosowe i sos sojowy, jeśli lubimy. Dusić wszystko kilka minut, aż sos będzie gęsty. Dodać pokrojone pomidorki koktajlowe. 

Related image

Dieta idzie świetnie. Wczoraj wybrałam się po bieliznę do Intimissimi, ponieważ od jakiś dwóch tygodni nie wychodził mi z łowy ten stanik: Image result for intimissimi bra

Nietsety po przymierzeniu kilku rozmiarów ciągle coś było nie tak, a sutki po prostu wyskakiwały poza miseczkę :/ jak widac mój biust, kompletnie nie nadaje się do tego modelu, więc kupiłam inny, zwykły czarny push-up i 3 pary majtek i nie ma co ukrywac, koniec wydatkow na ten miesiąć! Wakacje, książki, bielizna, prezenty - za dużo. Dobrze, że wypłata już w przyszłym tygodniu. 

Nie wiem, czy kiedyś Wam wspominałam, ale mam bzika na punkcie języków obcych i spędzam nad ty mnóstwo czasu. Obecnie uczę się francuskiego i niemieckiego. Francuski to dopiero B1, a niemiecki w powijakach, dopiero co zaczęłam, ale z przykrością zauważam, że im więcej skupiam się na diecie i ćwiczeniach, tym mniej czasu mam na nauke. Chyba muszę sobie zrobić plan godzinny w kalendarzu, bo szkoda rezygnować z pasji i później zaczynać od zera. 

W ogóle, to namówiłam wczoraj chłopaka na kilka minut medytacji przed spaniem! Nawet mu się spodobało i już obiecał, że jeśli tylko będę chciała, możemy to powtórzyć dzisiaj, co w tłumaczeniu znaczy, że mu się podobało i chce spróbować jeszcze raz, ale niech to będzie moja inicjatywa, bo on się nie przyzna, że to jednak nie jest stek bzdur ;) 

Miłego dnia :) 



26 września 2017 , Komentarze (11)

Chociaż zaspoilowałam się w zeszłym tygodniu, wchodząc na wagę, to jednak byłam bardzo ciekawa, jak będzie prezentował się wynik ostateczny dzisiaj. Pasek ładnie się przesunał, bo po pierwszym ważeniu moja waga wskazuje:  69,1 czyli zleciało 1,7 kg w tydzień. Jestem zszokowana i szcześliwa, bo dieta była pyszna, w ogóle nie czułam głodu, dobry humor mnie nie opuszczał. Świadomość, że większość to woda mnie nie demotywuje, bo jednocześnie sprawdziłam swoje pomiary co do zawartości tłuszczu i mięsnie w organizmie i.... poziom tłuszczu zleciał o 1%, a poziom mięśni poszedł w górę o 0,8%. Świetnie!

W obwodach też po kilka cm mniej (-3 cm w talii i -2 cm w biodrach). Dużo ćwiczyłam, nawet sporo. Mój tydzień zamknął się tak:

Wtorek: Hot Body

Środa: Ashtanga

Czwartek: Hot Body

Piątek: Rewolucja

Sobota: Bieg (4km)

Niedziela: Ashtanga

Poniedziałek: Hot Body

Teoretycznie dzisiaj chciałam zrobić dzień przerwy, ale czuję się pełna energii i gotowa do ćwiczeń, więc pewno coś zrobię. Plus joga dwa razy w tygodniu chociaż intensywna, była swojego rodzaju regeneracją. 

Dzisiaj dzień zaczęłam od pysznego śniadania:

Jajka zapiekane z szynką parmeńską i suszonymi pomidorami:

3 średnie jajka 

2 plastry szynki parmeńskiej

2 plasterki suszonego pomidora

zioła, przyprawy

Foremkę posmarowałam lekko olejem, ułożyłam plasterki szynki i pomidora, po czym wbiłam jajka, przyprawiłam i do piekarnika na ok. 15 min. 

Pyszne! 

Zawsze kiedy na śniadanie mam jajka bez chleba martwię się, że będę głodna (siła przyzwyczajenia), ale jednak daję radę, co więcej, wcale nie czuję łodu. Jestem dosyć wybredna co do posiłków i nie lubię monotonii w posiłkach, dlatego takie wymyslniejsze sniadanie raz na jakiś czas jest po prostu idealne. 

Na diecie by ann śniadania najcześciej to jaglanki, owsianki itd. czyli mój smak, plus są z owocami i nasionami, które sprawiają, że nie mam ochoty na słodkie. :) 

Wczoraj też musiałam iść kupić prezent na urodziny dla mamy i siostry, więc wyciągnęłam chłopaka na spacer, zakupy i kino później. Dla nas kino zazwyczaj oznacząło święto od diety i KFC (mój uwielbia i cieszy się na to jak dziecko). Stwierdziłam jednak, że nie, nie ma. Nie wyrzucę w błoto tygodnia diety idealnej dla 10 minut szamania hot wingsów i robiłam sobie lunchbox do kina. Szok na twarzy chłopaka był: "Będziesz jadła tak w kinie?". A no będę, zjadłam, pieczoną wołowinę z ryżem i bakłażanem. Przetrwałam! 

Z oszustw diety minionego tygodnia to:

1. mała kawa z mlekiem sojowym

2. jedna frytka z KFC od mojego

Jestem z siebie dumna. Cholernie. Ta świadomość tylko dodaje mi kopa i nie chcę przerywać, nie chcę zawalić diety przez coś, czego będę później żałowała. Chłopak też pomaga, bo nie próbuje mi wciskać jedzenia, sam powiedział, że nie wie czy ma proponować czy nie :D 

Zrobiłam też małe zakupy dla siebie i kupiłam stanik do biegania! 

A oto moje nowe, ulubione buty do ćwiczeń:

Butki kupiłam na wakacjach we Francji, bo jak to bywa z takimi rzeczami, sa one jednak tańsze za granicą. Moim małym uzależnieniem jest też kupowanie książek i ilekroć jestem we Francji, robię zapas ksiażek francuskich, bo średnia cena to 8 euro, nawet za nowości, tylko że w małym wydaniu co tylko mi odpowiada ze względu na miejsce :D W ten sposób czeka już na mnie mnóstwo książek do przeczytania! Jak będę wiedziała coś na pewno, opowiem Wam o moich planach co do wyjazdu z Polski, którego już i tak nie mogę się doczekać. 

Miłego dnia!

25 września 2017 , Komentarze (5)

Cześć dziewczyny, weekend minał szybko, za szybko, jak to zwykle bywa, jednak z radością mogą powiedzieć, że był to dobrze wykorzystany weekend :) Przede wszystkim w sobotę udało mi się zebrać w sobie i pomimo okropnej pogody wyjść pobiegać. Tylko 4 km, ale za to z usmiechem na ustach cały czas (może to przez deszcz). Chyba czasami jestem jak dziecko, które bawi wskakiwanie (w tym przypadku wbieganie) w kałuże. Moją ulubioną ścieżką są boczne, leśne drogi z wieloma górkami (uwielbiam je kiedy zbiegam, niestety czasami też trzeba wbiegać, a z tym już gorzej). 

W niedzielę postanowiłam trochę wyluzować i doładować baterie ćwicząc jogę. Ostatnio odstawiłam na trochę hatha i vinyasę, na rzec Ashtangi, którą lubię stosować, kiedy potrzebuję szybko wzmocnić ciało (głównie górne partie ciała), ponieważ ashtanga, jak żadna inna opiera się na wykonaniu dziesiątek mojej ulubionej asany, chaturangi:

Znalezione obrazy dla zapytania chaturanga

A teraz muszę się przyznać, że to naprawdę jest jedna z moich ulubionych asan. Nie pamiętam kiedy ostatnio ćwiczyłam jogę bez przynajmniej dwóch chaturang!. Jasne, nie zawsze była to moja ulubiona asana, ale odkąd jestem w stanie zrobić ich sporo podczas jednej sesji jogi, to ją po prostu kocham. Dlaczego? Bo przede wszystkim efekty widać z zajęć na zajęcia. Pamiętam, że ługo nie mogłam zrobić pełnego zejścia do chaturangi i uniesienia się do psa z głową w górę, ale w momencie, kiedy udało mi się zrobić to po raz pierwszy,poczułam taki przypły energii i siły, że podczas tych samych zajęć zrobiłam jeszcze kilka. 

Znalezione obrazy dla zapytania chaturanga meme

Żałuję rezygnacji z kursu na instruktora jogi, ale cóż, może jeszcze do tego wróce? Kiedy moje życie się ustatkuje, osiądę w jednym miejscu na dłużej niż kilka miesięcy. (co wydarzy się wkrotce mam nadzieję). 

Dzisiaj, jako że przeziębienie jeszcze trochę się mnie trzyma, postanowiłam pracować z domu, co pozwoliło mi na zaczęcie dnia od pysznej jaglanki z morelowym musem i...ćwiczeniami. Czuję się świetnie, zmęczona i pewna, że potrzebuję dnia odpoczynku od ćwiczeń. Powiedzmy jutro? 

Jutro też czeka mnie wazenie i mierzenie, więc oczywiście jestem bardzo ciekawa efektów. 

Miłego poniedziałku! 

23 września 2017 , Komentarze (22)

W ostatnim wpisie przyznałam się do tego, że cierpię na borderline. Bardzo długo trzymałam to w tajemnicy, nawet przed swoim chłopakiem, jednak problemy wynikające z tego, że TO mam, niejako zmusiły mnie do powiedzenia prawdy. Był on pierwszą osobą, która dowiedziała się, że coś ze mną jest inaczej. Poczułam ulgę i stracz jednocześnie, no bo teraz wie co czasami się ze mną dzieje, ale z drugiej strony strach - bo co jeśli ucieknie? A teraz, dlaczego w ogóle o tym piszę? Bo borderline nie jest popularne, mało osob w ogóle o tym słysząło, a uwierzcie, że dotyka to wiele osób. Może własnie ktoś z was cierpi na borderline i o tym nie wie? A może wasz chłopak zachowuje się jak ja? Warto to przeczytać, nawet dla świętego spokoju, że to nie dotyczy Was, lub żebyście wiedzieli i zaczęli się leczyć. Ja codziennie jestem wdzięczna za to, że spotkałam kogoś, kto pomimo tego jak nie do wytrzymania potrafię być, chce mi pomóc, chce nadal ze mną być i dopiero ta świadomość, że on jest, nadal, sprawiła, że coś w tych beznadziejnych schematach się załamało, że jednak nie wszyscy odchodzą, że może jednak nie muszę być mądrzejsza albo ładniejsza? 

Borderline jest to rodzaj zaburzeń osobowości, który plasuje się pomiędzy schizofrenią, a nerwicami (jeśli ktoś chce wyobrazić sobie powagę choroby), a objawia się po prostu niestabilnością emocjonalną. Nie chcę tutaj wchodzi w teorię, bo to każdy może przeczytać, więc raczej skupię się bardziej na tym, co to robi mnie, jak długo i dlaczego. 

Na borderline cierpię od nie wiem jak dawna. Poważnie. Nie potrafię podać daty, roku, własciwie to nawet nie wiem czy to jest mozliwe, jako, że borderline to nie jest choroba, na którą po prsotu się zapada, to stan, który jest tworzony latami, przez różne czynniki. 

Po konsultacjach z lekarzami jestem w stanie wskazać przyczyny, które doprowadziły do wytrworzenia się u mnie schematów. Wszystko zaczęło się w dzieciństwie. Taty nie było w domu często, bo jako kierwoca ciągle wyjeżdżał, wracając tylko na kilka dni. Mama była, ale jakby jej nie było. Z roku na rok, coraz mniej zwracała na mnie uwagę. Ignorowała kiedy byłam "grzeczna" i dobrze się uczyłam, natomiast każda porażka, gorsza ocena przykuwała jej uwagę, prowadząc do porównywania do koleżanek. Jeśli przynioslam do domu 5, to dlaczego nie 6? Dorastałam ze świadomością, że jestem gorsza, że czegoś mi brakuje, że zawsze muszę komuś dorównać, co utworzyło we mnie tendencję do rywalizacji, ta pogoń za bycie lepszą, kompletnie bez potrzeby. Rodzice nigdy mnie nie słuchali, kiedy coś chciałam opowiedzieć, to odpowiedzią było najczęściej ""ahaa", "yhy", "hmmm", bo przecież mama była zajęta filmem, albo robiła coś przy komputerze. Tata wszystko kwitował żartem albo wręcz nasmiewaniem się z "głupich pomysłów". Jako dziecko i nastolatka byłam pulchna, nie, byłam gruba, co było kolejnym powodem rodziny (nie tylko rodziców!) do porównywania mnie do innych, zmuszania do diet i kreowania we mnie nienawiści do siebie. Rodzice mieli również problem z alkoholem, co tylko pogarszało sprawę i ich brak zainteresowania. 

Jako, że osoba z borderline przyciąga osobowości narcystyczne, łatwo było mi wchodzić w związki z osobami, które tylko pogarszały mój stan (wtedy jeszcze nie byłam tego świadoma). Były chłopak krytukujący wygląd, porównujący do koleżanek lub aktorek, tata komentujący małe piersi, mama wytykająca masywne uda. 

Tłumiłam emocje i kierunkowałam swoje myśli na inne rzeczy, na naukę książki i wszystko inne. 

Przez większość czasu wszystko ze mną jest w porządku, ale wejście w poważny związek wywołuje gwałtowniejsze reakcje, dlaczego? Bo wiąże się z silniejszymi emocjami. Osoba cierpiąca na borderline boi się odrzucenia i żyje w przeświadczeniu, że ludzie i tak będą ją zostawiali, bo wystarczy ktoś inny, lepszy, żeby porzucić własnie ją. 

Co borderline robi ze mną:

1. Zazdrość - wywołuje u mnie chorą, bezpodstawną zazdrość, wynikającą z przeświadczenia, że jeśli tylko mój chłopak spotka się z ładną koleżanką, to zostawi mnie dla niej, bo po co ma być ze mna, skoro jest ktoś inny, ładniejszy = lepszy. To bardzo zgubne podejście, bo przecież ZAWSZE znajdzie się ktoś w czymś od nas lepszy. 

2. Rywalizację - chęć bycia najlepszą we wszystkim, bo jesli nie będę wiedziała więcej, to będę gorsza. 

3. Ciagłe zmiany nastroju, nigdy nie wiem kiedy i gdzie. Budzę się rano pełna energii, żeby pół godziny póxniej w tramwaju mieć ochotę się rozpłakać, bo coś mi się przypomniało, ale to nic, bo za dwie godziny będę wściekła, bo ktoś się do mnie odezwał, kiedy akurat nie miałam ochoty, ale pól godziny później będę w dołku, bo nikt nie chce ze mną rozmawiać. 

4. Kompletny brak zaufania

To tylko kilka objawówm, z jakimi zmagam się na codzień. Mój chłopak wie od czerwca. Dałam mu do przeczytania książkę, dla osób, które zyją właśnie z kimś, kto cierpi na borderline, bo wiem, że on po prostu nie jest w stanie zrozumieć moich zachowań (nawet ja czasami nie wiem o co mi chodzi). 

Znalezione obrazy dla zapytania borderline tumblr