Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
czy leci z nami pilot???


Cześć,
Moja motywacja miała rano lekkie zachwianie. Wchodzę na wagę, a tam 57,3. Powiem Wam, ze ostatnio tyle to ja wazyłam w marcu, po wyjeździe w góry, na którym jadłam, piłam, piłam, piłam, piłam i jadłam.  Jak się najadlam i zalkoholizowałam wiśniówką, żubrówką, cytrynówką, orzechówką i innymi tego typu trunkami, to doprawiałam całość dzieła całą milką mleczną.
zgroza. Nie panuję!!!!No żesz kurka wodna!
Za chwilę jednak znalazłam co najmniej 3 powody tego stanu rzeczy:
- wchodzę w fazę II połowy cyklu, a wiec woda (mam z tym problem). Trzeba brać aqua femine już.
- wczoraj ok 19.30 zjadłam pokaźna kolację z łososia i znacznej ilości warzyw z wody
- od tygodnia ćwiczę z Chodakowską skalpel i inne ćwiczenia na rzeźbę, obciążające nieco mięśnie. Czytałam dziś, ze normalny jest wzrost wagi w pierwszych dniach, tygodniach treningu, później organizm zacznie się trochę stabilizować,
no i... te moje metaboliczne problemy. To może być 4 powód.
Wierzę, ze tak jest. Przecież jem zdrowo, ostatnio mniej niż zwykle, liczę kalorie. Skąd niby miałby mi się odłożyć tłuszczyk???
czy powinnam jeść 1000 kcl, czy jak... może rzeczywiście powinnam sobie teraz obniżyć wartość kaloryczną w tym moim dziennym bilansie???
Dziś już nie ma jak. Oprócz zadeklarowanego wczoraj menu zjadłam jeszcze 2 małe pierożki ze szpinakiem i 2 małe (no dosłownie 2 cm na 2 cm) ciasteczka pełnoziarniste bez cukru i tłuszczu (sama w końcu robiłam...). Od rana podjadałam sobie, ta pogoda na mnie źle działa. Zły mam humor od rana, bo dzień się dłuży niemiłosiernie.
Potrzebuję urlopu, natychmiast. Problem w tym, ze w tym roku dni urlopowych zostało mi jak na lekarstwo. Oby do wieczora. Wrócę, mikrokolacja, skalpel, film i spać. Poniedziałki sa cięzkie... Gdyby tydzień zaczynał się od wtorku  życie byłoby lepsze.

XXXXXXXXXX