Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
chillout z ojcem mateuszem


 cały dzień milczenia, może dziś się pogodzimy, może dzis juz przejdzie nam złosć. Jestem obrazona, mam tzw obrazę majestatu po tym, jak usłyszłam,ze ja nic nie umiem robić tylko narzekać... że jestem księżniczka (ironicznie to powiedział)
a właśnie jestem księżniczką, tyle, ze bez ironii.
(ja Ci teraz kurde pokaże, odpokutujesz swoje słowa cholera jasna...)

Wczoraj trochę zaszalałam po powrocie do domu zjadłam kilka babeczek marchewkowych. Miałam radość, po 14 godzinach pracy (miałam po etacie dodatkowe zlecenie..)
byłam sama w domu, samiuteńka. Wiec zaszalałam, obejrzałam Ojca Mateusza i zjadłam te babeczki, cóż za chillout, oh, oh, oh, Ojciec Mateusz zawsze działa na mnie kojąco, równie dobrze działa na mnie Klan, no uwielbiam niezwykle wiarygodną grę aktorska Lubiczów i  Grażynkę z klanu lubię!
Potem się pogimnatsykowałam 25 minut, pooglądałam,czy mój tyłek jest lepszy od przysiadów, stwierdziłam,ze może minimalnie jest.
dziś:
owsianka z jabłkiem i cynamonem
2 babeczki z marchewki (jedna ma 68 kcl)
3 mandarynki
serek wiejski z pomidorem
potem nie wiem, zobaczę co zjem.
od rana mam w pracy wojnę atomową, burdel na kółkach i biurko zawalone papierologią, wepchałam trochę papierów do szafy, żeby mi się w oczy nie rzucało, ja tu przerabiam to,obrabiam, magluję, a papierów nie ubywa, coraz to nowe lądują miękko na moim biurku. Mogłabym je ze złości podrzeć, przerzuć, wypluć, podeptać, polać benzyną i podpalić, potem pozamiatać okruszki i mieć w końcu spokój w głowie mojej wielkiej jak dynia od problemów własnych i cudzych.


XXXXXXXXX