Waga aktualna: 127.7 kg
Waga docelowa: 65 kg
Do celu #10 zostało: 62.7 kg
Do celu #1 zostało: 6.3 kg
Cel:
- 121.4 kg
- 114.4 kg
- 107.4 kg
- 100.4 kg
- 93.4 kg
- 86.4 kg
- 79.4 kg
- 72.4 kg
- 65.4 kg
- 65 kg
BMI: 39.41 (otyłość II stopnia)
_________________________________
W odchudzaniu, przynajmniej dla mnie, najtrudniejsze nie jest trzymanie się wyznaczonej kaloryczności posiłków i unikanie niezdrowych pokus. Te kwestie, o dziwo, należą do całkiem prostych, niemalże naturalnych. Najgorzej jest że sferą psychiczną.
Pomiary wagi, a od tej pory także i obwodów ciała, od początku postanowiłam sprawdzać co tydzień. Wydawało się to zwyczajną, optymalną wartością. A okazało pierwszymi schodami na drodze do celu. Tak jak i przy poprzednich próbach schudnięcia, musiałam zaprząc całe pokłady silnej woli, by nie sprawdzać wagi dużo częściej, a najlepiej - codziennie. I częściowo poległam, bo nie byłam w stanie odmówić sobie nadprogramowego sprawdzenia postępów, choć fakt faktem, robiłam to i tak dużo rzadziej, niż mogłabym.
Drugim problemem okazał się... Strach. Dobrze znany, wręcz stały towarzysz życia, który jest przy mnie bez względu na okoliczności. Tylko że ja dziękuję za taką lojalność. Dzięki niemu obawiam się zbyt wielu rzeczy, przed zbyt wieloma wyzwaniami mnie paraliżuje i odwodzi. W przypadku zaś redukcji wagi - zwyczajnie boję się na nią stanąć ten tydzień po ostatnim pomiarze. Dziwne, nieprawdaż? Z jednej strony nie schodziłabym z wagi, a z drugiej chce mi się płakać, gdy muszę to zrobić. Ale tak jest. Boję się. Że postęp będzie minimalny. Że nic się nie zmieni albo, co gorsza, okaże się, że jeszcze przytyłam - mimo odpowiedniej redukcji i stosownej aktywności fizycznej. Boję się, że zawsze już będę otyła, nieatrakcyjna, bez kondycji.
_________________________________
Nieuleganie zachciankom żywieniowym jest jak dotąd proste. Być może dlatego, że to dopiero początek drogi, a może z innych powodów - nie głodzę się, jem normalnie, zdrowo - i mam ciągle coś do roboty. W moim przypadku "robota" zazwyczaj przybiera kształt książek do przeczytania, których zapas sukcesywnie rośnie i nowych przepisów kulinarnych, które trzeba wypróbować. Dotąd nie gotowałam, z pieczeniem miałam niewiele więcej wspólnego, ale po śmierci mamy odkryłam w sobie dryg do pichcenia i staram się jak najlepiej go rozwinąć. Mam nawet jakieś nieśmiałe plany, by w przyszłości skierować się ku jakimś warsztatom kulinarnym, może stworzyć dedykowanego bloga, coś zdziałać. Cały czas staram się szukać w sobie mocnych cech idących w parze z zainteresowaniami i jak najlepiej je wyeksponować.
Z mniej optymistycznych rzeczy - choć wszystko zdaje się iść ku lepszemu, nie opuszcza mnie ciągłe poczucie, że nieważne ile czasu i serca zainwestuję w jakąś aktywność, zawsze znajdzie się mnóstwo lepszych ode mnie osób. Że dam z siebie wszystko w jakiejś dziedzinie, ale i tak nigdy się na ich tle nie wybiję, do nikogo nie dotrę. Że będę ze swoją "twórczością", zainteresowaniami, sama. W cieniu innych. Jedna z wielu. Nie należę do osób, które godzą się z bylejakością i przeciętnością, ale czasem odnoszę takie wrażenie, że na nic innego mnie nie stać i muszę się z tym pogodzić. Patrzę wtedy na ludzi, którzy osiągnęli sukces w interesującej mnie dziedzinie i zastanawiam się, jak to zrobili. Jak to się stało, że tłumy ich kochają. Jak to się dzieje, że są tacy charyzmatyczni i zaraz pytam siebie, czemu ja tak nie mogę.
Jak z tym poczuciem wygrać? Czy to w ogóle możliwe?
makaroniara
24 września 2020, 23:13Z tym dorownywaniem ludziom i czuciu się gorsza mogę tylko zaśpiewać "mam tak samo jak Ty..."
kasiaa.kasiaa
18 września 2020, 12:55Nie rozumiem czemu oglądasz się na ludzi i chcesz im dorównać ? 🤔 Powinnaś robić wszystko dla siebie i według swojej możliwości, potrzeby i ochoty 😊 Próbując gonić innych, nie odnajdziesz się 😊 Wyzbyj się strachu. On nami źle kieruje 😃 Próbuj, nie poddawaj się i nie zniechęcaj 🙂 Powodzenia 😊😊😊
Tartaletka
18 września 2020, 13:28Może po prostu często byłam porównywana do innych, często to innych stawiano mi za wzór - ale nigdy na odwrót. Ciężko mi się tego skrzywienia pozbyć.
kasiaa.kasiaa
18 września 2020, 13:44To wyzbyj się tego, stań przed lustrem i zobacz to czego nie widzą inni, a co jest w tobie piękne 🙂
SzeregowyJajec
18 września 2020, 12:24O kurcze. Prawie 4 kilo w tydzień to dość dużo. No ale to początek, zawsze pierwsze tygodnie są nie miarodajne przy dużym nadbagażu. Powodzenia w dalszych działaniach
Tartaletka
18 września 2020, 13:27Wiem, że to początek i że najpierw schodzi woda i złogi jelitowe - no i trzeba mieć na uwadze, że im więcej masz kilogramów do stracenia, tym szybciej je tracisz. I dziękuję :)