Zrobiłam ten krok w tył może nawet dwa albo kilka.
Przygotowania do wyjazdu mnie pokonały. Pierwszy raz od czterech lat zostawiałam rodzinę i wyjeżdżam na kilka dni. Do tego jest jeszcze drobną różnica.... Jadę na 4 nie na dwa dni, i zostawiam 3 dzieci, 8,5 latka i dwóch niespełna 3 latków, a nie jednego 5 latka. Pierwszy raz zostawiam moich młodszych synów... O tyle o ile przez ostatni tydzień chciałam ogarnąć to organizacyjnie (co oczywiście marnie się udało, bo wszyscy członkowie rodziny wyjątkowo często wywoływali gówno burze o każdą pierdołę), o tyle teraz psychicznie i emocjonalnie nie wyobrażam sobie takiego czasu bez nich. Mimo że czasem jestem tak zła, że chciałabym uciec, tak teraz boję się ich zostawiać. Takie dylematy matki...
Przytłoczyło mnie to wszystko i dieta w tym tygodniu poszła się ... <pip>. Nie miałam ani czasu ani głowy na porządne przygotowywanie posiłków i co najgorsze podjadałam, potem przyszedł weekend i coraz większy stres związany z wyjazdem... 2 grille i bęc 0,5 kg na plusie. Dziś przyszedł okres i już w ogóle amba. Kumulacja po prostu.
Jedno dobre, że 6 razy w tygodniu cardio po 45 min to już tradycja jakaś. Choć dziś kondycja gorsza się wydawała. Może to okres a może te nie do końca zdrowe i regularne jedzenie.
Jutro czeka nas 8h w samochodzie, a ja zrobiłam mocne postanowienie o nie podjadaniu na wyjeździe. Zobaczymy co mi z tego wyjdzie. Potem 2 dni żeby wyjść całkiem na prostą i jedziemy na wakacje.
Byle do czwartku, już na nimi tęsknię....