Wczoraj udało mi się namówić rodzinę i psa na wycieczkę w góry - po raz pierwszy, od kiedy jesteśmy wszyscy razem, wybraliśmy się tam w pełnym komplecie. Dzieci marudziły, pies dyszał, ale wszyscy dali radę. Lody na szczycie - bezcenne. Nawet ja zjadłem z ochotą. Niestety nie udało mi się dopilnować nawyków i nie wypiłem tyle wody, ile zaleca się dobowo. Niestety też z powodu tego, iż wycieczka trwała do 21.00 ostatni posiłek zjadłem niedługo przed spaniem. Dziś jestem połamany i ledwo się ruszam. Pies śpi, a dzieci leżą przed telewizorem. Wczoraj było ciepło, dziś jest jak w pierwszy dzień jesieni. Mimo niekonsekwencji ubyło trochę na wadze. A ile szczęścia przy tym.
elkada
22 czerwca 2014, 19:51Małymi kroczkami też można dojść do mety,bo każdy z tych kroków przybliża cię do celu!
naja24
20 czerwca 2014, 19:42Marzy mi się wycieczka w góry , tylko ciągle jakoś czasu brak. Taka wyprawa to przyjemne z pożytecznym :)