Dziś obudziłem się z bólem nóg - zakwasy po dawno niewykonywanym wysiłku - ale miło. Już jestem zmęczony, do tego za oknem śnieg, a następnie przez cały dzień deszcze. Pogoda do Nietzschego. Poranna waga 101,6 kg, ale wzrost to chyba te bolące nogi. Niestety wieczorem dopadła mnie powysiłkowa hipoglikemia i tuż przed snem skonsumowałem trochę glukozy w czystej postaci. Ogólnie, nawet z glukozą, bilans dnia bardzo ok. Dziś rano sok z wyciskarki - standard z białym winogronem. Kurczę, dopiero wczoraj odkryłem, jaki on drogi. To już lepiej chyba buraki - w cenie jednego dnia winogronu - buraki przez cały tydzień. Dzień wg planu, trochę więcej kawy niż wg planu - ale to żebym nie zasnął w pracy. Wczoraj nadrobiłem zaległości - uzupełniłem opłaty i zapisy na najbliższe biegi w okolicy - plan do połowy maja 2016 r. Teraz pozostaje mi już tylko wziąć się za bieganie. Najbliższe w sobotę - bieg na 5 km - "dla kobiet". Pobiegnę towarzysko na rozruch.