Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Mądrze, ale Z HUMOREM :) Krótka rozprawa o
odchudzaniu.


Czasami sama siebie zadziwiam. Moja pierwsza i oby nie ostatnia "praca naukowa" dotyczyła wpływu medialnych ideałów piękna na kształtowanie samooceny kobiet w odniesieniu do postrzegania własnego ciała. W skrócie mówiąc, chodziło głównie o mechanizm, poprzez który kobiety dochodzą do zaburzeń odżywiania. Pisząc pracę, strasznie wkręciłam się w ten temat. Czytałam wywiady, oglądałam reportaże, przeglądałam literaturę... I w myślach miałam tylko "O Boże, o Boże...jak można doprowadzić się do takiego stanu, jak można dać się aż tak manipulować mediom", a jednocześnie z tyłu głowy mam myśl,że sama chciałabym tak wyglądać, że nie da się sprostać spojrzeniom bliskich osób, które widzą we mnie (na pierwszy rzut oka) tylko to, że przytyłam. Momentami nie wiem już sama, czy chcę schudnąć dla siebie, czy dla kogoś... przez ten "zasrany" kult ciała. Biegam razem z moją przyjaciółką, laską jakich mało, która nigdy nie miała problemów z wagą. Czuję się przy niej źle, a uważam że nie powinno tak być. Każdy z nas jest inny, nie wszyscy mogą być chudzi, piękni i gładcy. Przykre jest tylko to, że jeśli się takim nie jest, to ciężko zaakceptować siebie. No i co? Niby wiem to wszystko, niby staram się nie patrzeć na innych, a na własne szczęście, a nadal morduje mnie ten "tył głowy". I jeszcze to, że nie wszystko jest zależne ode mnie, np hormony przez które ciężko mi zrzucić choćby 3 kg.. a ja tak nie cierpię nie mieć na coś wpływu.

W tym roku miałam postanowienie - pięknie wyglądać na plaży. Moje postanowienie na dzień dzisiejszy? NIE WYCHODZIĆ NA PLAŻĘ.

Jak sobie pomyślę o tych wszystkich dziewczynach, którym udało się wytrwać w wyzwaniach "100 dni do wakacji!" "Piękna figura do wakacji!", a ja słoń wywalę się na ręcznik, niczym ludzik Michelin... OMG. Nie ma mowy.

Mój chłopak też nie wygląda idealnie, a mimo to nie ma żadnych oporów przed rozebraniem się. No i nic dziwnego, przecież facet ma prawo nie być idealny, ma prawo mieć odstający brzuszek, bo wtedy jest taki "misiowaty". A kobieta? Jakoś nie słyszałam, żeby ktoś powiedział o mnie, że zrobiłam się "misiowata". Dodatkowo dobija mnie cellulit wszechobecny, wszechogarniający, wszech wszech wszech...obrzydliwy. I jak zwykle zwiększa się z dnia na dzień po tabletach anty, które muszę brać jeszcze przez 2 miesiące.

A teraz doprawię to wszystko dawką humoru:

*******************************************

To JUŻ drugi dzień, kiedy trzymam dietę ściśle tak, jak ją zaplanowałam. Jutro może być gorzej, bo szykuję się małe świętowanie, ale przysięgam sobie, że się powstrzymam. Póki co, jestem mega dumna i to był dobry pomysł żeby powiesić sobie wydrukowany jadłospis na lodówce :)

Śniadanie: kasza manna z dżemem
II śniadanie: truskawki z jogurtem naturalnym
Obiad: Sałatka (tuńczyk, kukurydza, sałata, cebula, pomidorki koktajlowe, oliwki + sos z jogurtu naturalnego) do tego 2 grzanki z razowego z serkiem topionym
Kolacja: 2 kromki razowego z sałatą, jajkiem i tuńczykiem

Ćwiczyłam:
- 8,5 km jazdy na rowerze
- 5,5 km biegania
=  13 km mocnego wysiłku :)

- ćwiczenia na ręce
- 100 brzuszków

  • Zolaviana

    Zolaviana

    11 czerwca 2015, 20:50

    Ja nigdy nie byłam szczupła i nigdy nie miałam problemów z rozebraniem się na plaży. Wychodzę z założenia, że jak uda mi się już dotrzeć nad wodę, to muszę trochę popływać, przespacerować się brzegiem itp. Żadne krzywe spojrzenia, ani uśmieszki nie powstrzymają mnie przed dobrą zabawą! Przed samą sobą wstydzę się jednak solidnego brzucha, który gdy siedzę wygląda jak stos opon (brak słów...), dlatego gdy siedzę na brzegu, staram się czymś go zakryć. Nawiasem mówiąc, zapisałam sobie na dysku piąty obrazek z powyższego wpisu. Nigdy nie lubiłam barszczu, ale rozumiem przekaz ;)

    • tricked_beauty

      tricked_beauty

      11 czerwca 2015, 21:10

      Ja myślę, że mój "problem" z rozebraniem się na plaży i w ogóle z tym jak teraz postrzegam własne ciało, wynika właśnie z tego, że całe życie byłam szczupła, momentami nawet aż za bardzo, a teraz słyszę tylko na każdym kroku, że przytyłam i nie jest mi z tym do twarzy... Najgorsze jest to, że wiem, że powinnam to olać i z podniesioną głową opalać się wszędzie tam, gdzie mam na to ochotę i na nic nie zwracać uwagi, ale...jakoś jeszcze nie mogę :) Chociaż dziś zaliczyłam pierwsze opalanie na podwórku i miałam gdzieś sąsiadów :D Więc mały krok w przód zaliczony :)