Dobry wieczór! :)
Dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem patrzenia ze wstrętem na własne odbicie w lustrze, prób kupienia nowych spodni (które w końcu i tak spełzły na niczym) i przełamania tego cholernie beznadziejnego samopoczucia. Dlaczego w poludniowych Niemczech, gdzie mieszkam, jest 20 stopni i świeci słoneczko, a tu gdzie jestem ja musi piździć?
Taka pogoda to najgorsze, co może mnie spotkać w trakcie diety. Nie poddaję się co prawda, ale humor mam wisielczy i autentycznie nic mi się nie chce. Zmusiłam się dziś rano do zrobienia rozgrzewki z Mel B i kilkunastu minut cardio, niestety nie dokończyłam, bo Mama mi przerwała. Później elegancko wysprzątałam kuchnię. Byłam też na dłuższym spacerze, ale przy tym wietrze i tej temperaturze naprawdę było mało zabawnie.
W tesco kupiłam sobie sportowy różowy :) biustonosz. Chciałam jeszcze gatki, ale nie miały kodu, a nie chciało mi się czekać. Z żadnych spodni nie byłam zadowolona, niestety wyglądam jak wyglądam i nie ma co się oszukiwać, że jest inaczej. Strasznie wolno ta waga spada (o ile w ogóle, nawet nie mam możliwości sprawdzić) i drażni mnie powoli.
Kupiłam też na Allegro kilka książek kucharskich - to ostatnie tego typu zakupy. Teraz muszę oszczędzać :) Znalazłam też miliony wege książek na chomiku i już się cieszę na wypróbowanie nowych przepisów :D
Zaraz mam zamiar zrobić ręce albo brzuch z Mel B, a później jakieś fajne cardio. Tymczasem przejdźmy do fotomenu:
Śniadanie (09.30) to tradycyjnie owsianka. Znów w stylu piña colady, bo posiadam ogromny zapas ananasa i nie bardzo wiem, co z nim robić :) Całość posypałam siemieniem lnianym i polałam odrobiną syropu z agawy, bo banan jakiś mało słodki...
II śniadanie (12.30) to pół wieloziarnistej tortilli z siemieniem lnianym z własnoręcznie robionym hummusem, wędliną sojową, sałatą... i chyba ketchupem. Pycha! Do tego lekka sałatka grecka.
Obiad (15.30) to resztka wczorajszej kaszy jaglanej, podlanej trochę mlekiem dla fajniejszej konsystencji z odrobiną ketchupu i jakimiś śmiesznymi warzywami na patelnię z Hortexu (cukinia, marchewki, pomidorki koktajlowe, cebula chyba) z gotowym sosem. Tego gotowego sosu nie zauważyłam przy zakupie, ale w składzie nie widziałam nic strasznego, tak że tego... :)
Kolację (19.45) zjadłam po tym spacerze, a że byłam głodna jak pies, dziś wyjątkowo serek wiejski z jogurtem bez otrąb i mini surówkaz odrobiną oliwy i octu balsamicznego.
Lecę ćwiczyć, bo będzie za późno :)
Trzymajcie się cieplutko, buźka! :*
winter_beats
16 marca 2014, 23:51jajek się nie boję. to jest już chyba mit teraz, że jajka powodują podwyższenie cholesterolu, zresztą mój jest dobry, a że jajca ubóstwiam (mogłabym jeść codziennie), to je jem. stosuję też czasem na włosy. dla mnie to samo zdrowie, więc nie będę się ograniczać :)
winter_beats
16 marca 2014, 22:48czyżby słynne "przesilenie wiosenne"? swoją drogą podziwiam, że mimo wszystko wyszłaś dzisiaj na spacer. u mnie piździało niemiłosiernie, a przy tym temperatura dość znośna, typu "niewiadomocoubrać", nosiło mnie cały dzień, bo dzisiaj mięśnie mi miały odpoczywać, więc bez treningu, wyszłam na dwór wieczorem, ale wróciłam po parunastu minutach, bo taki wiatr, że żadnej przyjemności nie miałam ze spaceru, a takie łażenie na siłę to tylko mnie stresuje... też muszę kupić kaszę jaglaną, bardzo ją lubiłam w połączeniu z jabłkiem i cynamonem, choć raz jak ją kupiłam to miała w sobie te jakieś robaki, nie pamiętam jak się nazywały, ale musiałam całą wywalić. whatever, zdrowa jest, to można jeść. bardzo smaczne menu :)
MusingButterfly
16 marca 2014, 22:25Smacznie tuttaj ;**
studenciak
16 marca 2014, 21:59Jeśli chodzi o II śniadanie to kradnę do swojego osobistego przepisownika! Pozdrawiam i życzę powodzenia!