Dobry wieczór!
Dzisiejszy dzień pod względem samopoczucia był po prostu do dupy. Dawno nie czułam się tak słabo jak dziś. Rano szłyśmy z Mamą do Dziadka (niecałe pół km w jedną stronę) i myślałam, że nie dojdę :/ W dodatku nagle zrobiłam się potwornie głodna, w brzuchu aż mi piszczało i dopiero jak zjadłam spóźnione, II śniadanie, to trochę mi przeszło. W międzyczasie poszłyśmy jeszcze po zakupy dla Dziadka, wrociłyśmy, poszłyśmy po zakupy dla siebie i w końcu kiedyś tam wróciłyśmy do domu. W dodatku pedometr mi coś nie działczył (swoją drogą, co za głupia nazwa...) i wyszło na to, że przez cały dzień nie zrobiłam nawet 1000 kroków :/
W domu megaszybkie gotowanie obiadu, później nareszcie usiadłam. Trochę odpoczęłam, posprzątałam kuchnię i siadłam do kompa. I zaczęło się... :) Szukając jakiejś fajnej muzyki zawędrowałam do japońskiego youtube'a :) Później był k-pop, koreańskie i szwedzkie listy przebojów (nie pytajcie, skąd taki rozmach), japońskie ponponpon (cokolwiek to jest), Gangnam Style, norweski elektropop, piosenki z hindhskich filmów rodem z Bollywood (nienawidzę, ale z drugiej strony jakoś mnie to dziwnie fascynuje)...
W końcu zrobiłam przerwę, żeby trochę poćwiczyć. Nie zrobiłam rozgrzewki (błąd), od razu poleciałam z Mel B na brzuch, później próbowałam zrobić cardio, ale kompletnie nie miałam siły, więc przerwałam po 10 min. i wróciłam do Mel. Zrobiłam jeszcze ręce (ledwo ledwo) i rozciąganie. Szału nie ma, łącznie to może 35 min. ćwiczeń, ale jak dołożę do tego ten jednak dość długi spacer (co najmniej 4-5 km), to było nawet ok. Szczególnie biorąc pod uwagę, że naprawdę nie miałam siły.
Fotomenu:
Na śniadanie jak zwykle owsianka, znów bananowo-ananasowa, ale że na ananasa już nie mogę patrzeć, od jutra będzie coś innego :)
II śniadanie zabrałam ze sobą (na szczęście!). Składała się na nią surówka z sosem balsamico-musztardowym (który będzie widoczny na kolejnym zdjęciu),
słupki ogórka, marchewki i paski pozostałych placków kukurydzianych (tutaj widoczny dressing)
a żeby nie było za sucho, zabrałam też hummusa:
Porcja wyglada na sporą, ale to właściwie same warzywa, więc wolno :)
Obiad to powtórka eksperymentu z wczoraj, tyle że w roli głównej zamiast kalafiora wystąpiły warzywa na patelnię (z kalafiorem, bo mam jeszcze pół główki) i nie dodawałam tych cholernych drożdży :/ Warzywa posmażyłam, ugotowałam i potraktowałam tak samo jak wczorajszego kalafiora. Wyszlo RE-WE-LA-CYJ-NIE! Pycha! Zero śmietany, same chudziutkie warzywa, a makaron aż się w nich rozpływał :D Do tego suróweczka i trochę niezblendowanych warzyw. Bardzo sycące i bardzo smaczne :) Makaron to 3-kolorowa Lubella z pszenicy durum.
Kolacja to pół serka wiejskiego, pół pitnej activii ze śliwką i łyżka otrąb. Wyszło dość płynnie, ale oczywiście przepysznie :D
Na razie lecę wypić ostatnią dziś herbatkę imbirową i lulu :) Jutro czeka mnie kolejny dość pracowity dzień i dłuuugi spacer :)
Dobranoc :*
Roxi18
19 marca 2014, 11:56smaczne menu! sama chetnie bym sprobowala hummusa ale jak sie zabrac za zrobienie jego : D
MusingButterfly
19 marca 2014, 11:15Przepysznie u ciebie !!:)
andzia655
18 marca 2014, 23:00Twoje zdjęcia kuszą - jest prawie 23,00 a ja chętnie dobrałabym się do Twojej kolacji. Mniam... mniam.
afteryourheart
18 marca 2014, 22:45mniaaam, idę spać bo robię się głodna
monka252
18 marca 2014, 22:34Wszystko meeeega smakowicie wygląda :) No i wegetariańskie to mi się podoba! ^^