Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Fighter!


Uprzedzam, że piszę ten wpis pod wpływem ogromnego samozachwytu, "samodumy" i samouwielbienia. 
Mimo wielu prób usprawiedliwienia się przed samą sobą, że w panujących warunkach pogodowych nie ma sensu biegać, przełamałam się i udałam się na stadion. Uznałam, że jak się biegać rzeczywiście nie da to wrócę do domu (swoją drogą pierwszy raz biegałam po stadionie. Zawsze tam tłum i to takich pro-biegaczy. Z dobrym oddechem, bez czerwonych twarzy, w pięknych strojach... A dziś było puściutko, coś wywiało tych prosów) i przynajmniej będę miała spokojne sumienie, że spróbowałam :) 
Na szczęście się dało. I to jak! Biegłam szybciej, więcej (z czterech kilometrów przemaszerowałam tylko 0,25)... dwukrotnie opadałam z sił (wiatr trochę utrudniał gdy wiał prosto w nos i blokował oddech) a wtedy odpalałam sobie powersonga :) 
Zabawne jest to, że kiedy już nie miałam sił, zwalniałam, zastanawiałam się nad maszerowaniem ta piosenka zmuszała mnie do biegnięcia szybciej i jeszcze oddech się znajdował żeby podśpiewywać. 
Wcześniej nigdy nie korzystałam z tej opcji, nie ustaliłam powersonga... ale zauważyłam, że ta jedna piosenka wpływa na mnie genialnie. 
Polecam!




Żeby nie było tak różowo wczoraj zrobiliśmy sobie pizzę. Ale przyznaję, że trochę tę pizzę przerobiłam - do ciasta dodałam mąkę razową, dałam dużo świeżych warzyw i mniej sera. No i nie zeżarłam pół jak zazwyczaj :)
 
A tu moje wyniki z dzisiaj:


  • viola-life-style

    viola-life-style

    12 stycznia 2014, 22:27

    Wynik niesamowity. Ja niestety muszę poczekać na ocieplenie, gdyż mam tendencję do przewiania i przeziębienie murowane. A tobie życzę dalszych wyników. ;D