Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
" zostało mniej niż więcej....


...dasz radę! Pomyśl że to ostatnie kółko..." itd tłumaczę sama sobie kiedy wbiegam na Arkonkę.  I myślę o wszystkim tylko nie o tym że nie mam już sily, że jest za gorąco na bieganie, że drgają mi mięśnie, że jeszcze tyle zostało do końca, że jestem dopiero tu i że najchętniej zatrzymałabym się i odpoczęła. 

W ten sposób przebiegłam wczoraj 7,6 km w 47 min. Dla mnie to sporo, zwłaszcza że po pierwszym km miałam ochotę wrócić do domu(właściwie zawsze ją mam) Szkoda tylko że po biegu nie byłam w stanie poćwiczyć czegoś dodatkowego. Skupiłam się tylko na rozciąganiu. 

W czerwcu mam nadzieję że zwiększę dystans. Przynajmniej do 9 km. 

W maju jeszcze normalnie- na zmianę skalpel, killer, bieg, czasem bieg ze skalpelem. Wszytsko uzależnione od sił i nastroju. W myśl zasady " nic na siłę, wszystko młotkeim" :)

Dziś pora skalpela.