Taka lekka zagwostka. Jak być na diecie, jeżdżąc po Polsce w ramach pracy... Tak się nad tym zastanawiam. Tak, wiem.. Najlepiej planować, zabierać ze sobą, nigdy nie być zaskoczoną, itd. Ale szczerze mówiąc dla mnie jest jest to nierealne. Nie zawsze mam dostęp do sklepu, do kranu z wodą, już nie wspominając o kuchni. Nie mam też wpływu na dania serwowane przez katering a w restauracjach nie zawsze jest to, co by można określić jako dietetyczne. Nie wspominam nawet o rozpisanej diecie, której teoretycznie powinno się pilnować jak najbardziej rygorystycznie. No więc co pozostaje? No cóż, moje ostatnie doświadczenia pokazują, że dieta MŻ jest jak najbardziej wskazana w takich sytuacjach. Kolejna sprawa, to nie objadać się na noc, no i regularnie uprawiać sport, choćby szybkie spacery. Idealnie nie jest, ale jednak w najgorszym przypadku waga pozostaje bez zmian.
Inna sprawa (odnośnie rygorystycznej diety) jest taka, że ostatnio poznałam pewną dziewczynę, wegankę, i obserwowałam ją pod kątem jedzeniowym, z nieskrywaną fascynacją:) To jak skrupulatnie dobiera swój jadłospis, jak rezygnuje z czegoś tylko dlatego, że jest tak składnik pochodzenia zwierzęcego... No cóż, ja bym tak nie mogła... Ale zapewne jest to już jej nawyk (w końcu odżywia się tak już od kilku lat). Może ja też dojdę do takie etapu...?
Whispers
25 sierpnia 2012, 10:08Dojdziesz! Dasz radę :)
GosiaK1980
25 sierpnia 2012, 10:05No tak to jest problem gdy się wyjeżdża a na dodatek cięzko się pohamować gdy wszyscy w koło zajadają.. trzymam jednak kciuki za Twoją silną wolę i życzę sukcesów w odchudzaniu:-)paaa p.s. ja chyba mimo wszystko nie umiałabym żyć bez mięsa...;-)