Dziś dzień ważenia i muszę stwierdzić, że spadek jest zadowalający.Zawsze mogło być lepiej,ale to już nie ten wiek i nie ten metabolizm. Waga na dziś 78,1kg, a było już nawet 77,8 w środę.
Dietę ustawiłam na trzy posiłki po 500kcal, żebym się najadała i nie podjadała. Nie podjadam, choć nie zawsze się najadam.Śniadanie jem późno,bo po dziesiątej i potem zamulam się kawą z mlekiem, więc do obiadu jakoś leci.Po obiedzie, jak mnie zaczyna coś ciągnąć do przegryzki, biorę się za ćwiczenia. A po kolacji zapijam wodą mały głód. Słodyczy oczywiście nie tykam.Wodę ładnie piję i prawie codziennie ćwiczę z yt. Jestem zadowolona z diety, a zwłaszcza z możliwości wymieniania posiłków. Mimo gotowej rozpiski liczę kalorie, bo te ich miary i wagi, to o kant doopy potłuc.Wróciłam do jedzenia kanapek na śniadanie i jogurtu z owocami na kolację.
Syn mi podrasował vitalie i wreszcie mnie nie wqrwia ten szeroki pasek na dole strony. Pisałam do supportu,ale ten ich programista to chyba jakiś żółtodziub.
Zdrowotnie... naczyniowiec dał skierowanie na operację, ewentualnie za 6 koła mogę się poddać lepszemu jakościowo zabiegowi, lub nosić pończochę. Zaawansowanie niewydolności żylnej to 3, w sześciostopniowej skali.
Endokrynolog skierował do onkologa na cito. heh, termin mam dopiero na koniec kwietnia.I tu też raczej operacja. Zdecyduje onkolog.
Jak nie umrę, to żyć będę, jak ktoś powiedział.