Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka

O mnie

moja największa pasja to książki, lubię też jazdę na rowerze i wszelkie podróże. Zawsze starałam się ładnie wyglądać, ćwiczyłam gł. na siłowni, fitness, rower. Ostanimi laty jednak złapałam ładnych kilka kilogramów, które bardzo zaczęły mi przeszkadzać.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 85471
Komentarzy: 788
Założony: 1 kwietnia 2010
Ostatni wpis: 30 października 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
christii

kobieta, 50 lat, Gliwice

171 cm, 60.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 marca 2011 , Komentarze (1)

padłam ja, padło moje kolanko, tak to jest, jak na starość takich pląsów człowiekowi się zachce, podejrzewam, że sprawcą i oprawcą jest dzisiejszy rock&roll na latundze!!! hehe, na pewno nie taniec indyjski, tego było zaledwie 30 sekund może, reszta skakańce i pląsańce straszne, straszliwe i mocne!!! ale cudne!!! A tam przejdzie ból do rana, a zawsze można zastrzyk zapodać (ałaaaa) albo się położyć i nie ruszać hehe:)))

Miłego wieczorka, nocy, kolorowych snów:)

23 marca 2011 , Komentarze (1)

Skończyłam właśnie czytać "Polkę" Gretkowskiej...wzruszyłam się, cofnęłam w czasie już takim odległym....

A dietowo w porządku, pozwoliłam sobie dzisiaj na odrobinę słodkiego, potrzebowałam tego. Po pracy lecę na zebranie do szkoły, ciekawe czym dzisiaj mnie córcia zaskoczy hehe, a potem od razu na latungę, poszaleć, dowiedziałam się wczoraj od instruktorki, że nawet 600kcal można stracić na godzince. I wcale  mnie to nie dziwi, zmęczenie po powrocie jest takie, jakbym na Trzy Korony weszła:))) ale fajnie, czuję, że żyję! 

W pracy jakoś nudnawo, poczytam sobie ze 3 słówka hiszpańskie i zrobię kawkę, potem pseudo obiadek (zimny niestety, nie lubię zimnego obiadu). Poczytuję sobie co tam u Was słychać. Grzecznie proszę się sprawować, nie objadać, buziaczki;***

22 marca 2011 , Komentarze (1)

co dziś zjadłam?

śniadanie: kubek rosołku cielęcego z dwiema łyżkami kaszy manny

przekąska: serek danio, kilka śliwek z kompotu i kawałek melona

obiad: sałatka: 2 jaja, 2 ogórki kiszone, kawałek łososia, parówka

przekąska: orzeszki - garść lub bułeczka otrębowa

kolacja: jajo lub twaróg

Pięknie:))) 

Rano na 9 byłam poćwiczyć, bardzo osłabiona dzisiaj, ponieważ @@@@@ grrrr, boli brzucho ała.

Za oknem cudnie, muszę doprowadzić do stanu odpowiedniego moje dwa kółka i uderzyć w świat przyrody, pola, łąki, lasy i ugory, nieugory juhuuu! Zaglądam tu sobie i czytam, poczytuję co u Was słychać, potem wyłączam vitalię i po chwili znowu włączam i poczytuję sobie....nie, żebym nie miała co robić.....lekcja hiszpańskiego porozkładana na mym biurku od rana i co? i nic! nie chce mi się wysilić łepka, w międzyczasie jeszcze pracuję i poczytuję Gretkowską. Fajna kobieta! A lekcja ciągle rozłożona, no kilka słówek poczytałam..... Nie nudzę, nie wymyślam już nic idę poczytać jeszcze ze dwa słówka hehe

buziooooole duże posyłam wszystkim odchudzaczom:****

21 marca 2011 , Komentarze (4)

palę głupa, udaję odchudzaczkę, daję dobre rady.....odchudzam się w tygodniu, opowiadam jak to ćwiczę i jaka fajna ta dieta, po czym objadam się w weekend, no comment

18 marca 2011 , Komentarze (1)

Lubię deszcz, kiedy śpię i puka w parapet, ale kiedy mam wstać to już go nie lubię hehe. Ale nie jest tak źle, to tylko deszcz. Problem mają ludzie w Japonii....te elektrownie atomowe mnie przerażają. I ci biedni ludzie....

A u mnie tak sobie, wczoraj się skusiłam na zakazane jedzonko wieczorem, w niedużych ilościach i dużo przed snem, ale jednak... Niepotrzebnie poszłam w  odwiedziny do koleżanki zaraz po pracy, bez obiadu, i tak to się potem kończy...

Miłego dnia wszystkim Wam życzę, mimo brzydkiej pogody, pocieszeniem jest nadchodząca wiosenka, piękna, ciepła i zielona:)))

15 marca 2011 , Komentarze (2)

tak, dzisiaj mam dzień z pocieszaczem:), ponieważ za dużo jem słodkiego to wybrałam dwa dni w tygodniu - i dzisiaj jest właśnie dzień ze słodkim. Och jak mi dobrze... Rano poćwiczyłam, teraz się pocieszyłam, wieczorem zrobię brzuszki bo dzisiaj na zajęciach mnie ominęły, musiałam się spieszyć do pracy i wyszłam 10m. wcześniej. Jutro czeka mnie wspaniała, cudowna, szalona, energetyzująca "latunga", namówiłam siostrę, mam nadzieję że i jej się spodoba. Bardzo się zmartwiłam, bo siostra oznajmiła mi ostatnio, że będzie się wyprowadzać:/// co prawda jakieś 30km. ode mnie, ale to i tak stanowczo za daleko. Będę płakała...chcę ją tutaj!!! 

a dietowo to w porządku poza słodkim dzisiaj, ale takim zaplanowanym i w miarę dozwolonym. Po weekendzie nie weszłam jeszcze na wagę i nie zamierzam, jem grzecznie, ćwiczę ( na latundze szaleję prawdziwie szalenie) i jest dobrze, no bo jak ma być źle, pytam?

13 marca 2011 , Komentarze (4)

bo właśnie...zaczęło się od 2 czekoladek wczoraj w południe. Potem już wszystko prawie, nie jakoś tak koszmarnie dużo ale dużo. Myślę, że chyba z 2500kcal wpadło, masakra!!! Zamiast iść ustalonym rytmem, kiedy było tak dobrze i przykładnie to nie! ja innowacje wprowadzam, zmiany, nie wiedzieć po co, mówię a ...chlebek zostawię do pracy, będzie tak fajnie i smacznie, bo normalnie węgle tylko na śniadanko i potem białka. To  nie, ja zaczęłam od jajecznicy i jak na przekąskę zjadłam chlebek to wtedy już szał ciał i amorków - poooooszło!!! Ale dzisiaj otarłam z łez oczka i jestem grzeczna, w tygodniu dużo ćwiczeń i myślę, że taki jednodniowy bagaż spadnie ze mnie szybciutko, a co ma nie spadnąć:)))

Dzisiaj niedzielka tak niespecjalnie spędzona, córa wycięgnęła na zakupy (grzech w taką piękną pogodę), plus tego taki, że biegałam ponad 2h na obcasach (niedużych), więc porcja ruchu zaliczona. Ale marzył mi się rowerek mmmmm, po polach, lasach i ugorach pędzić z rozwianą grzywą i uśmiechniętą gębuchą:)))) uwielbiam po prostu! Ale rowerki po zimie trzeba pomyć, nadmuchać, naoliwić i dopiero wtedy można, a jeszcze nie mam ich na miejscu:/ ale nic to, dopilnujemy tego w tygodniu Przed nami kolejny tydzień pracy, ale wiosna idzie, żyć się chce żyć się chce:)  Miłego wieczorka niedzielnego życzę wszystkim i pozdrowienia ślę gorące:)

11 marca 2011 , Komentarze (2)

Yupijajaja!!! Bardzo mnie to cieszy, że pomału wracam do siebie i zaczynam być coraz bliżej wagi paskowej:))) myślę, że przy dobrych wiatrach, dobrej diecie, odpowiednim humorze i niewyskokowym weekendzie nastąpi to pod koniec przyszłego tygodnia, ewentualnie w połowie następnego..... Ostatnio też widzę znaczną poprawę w moim ciele, co prawda ćwiczeń trochę za dużo było, prawie codziennie fitnessy, bolą mnie kolana, obawiam się, że jak tak dalej pójdzie to przed wakacjami znowu będą potrzebne zastrzyki w kolana...ałła. Nic to przystopuję troszkę od poniedziałku, ale plusem jest oczywiście mniej luźne ciało i ładnie zarysowane mięśnie na ramionach:) Myślę, że wystarczą 2 dni aerobiku w tygodniu, a do tego powieszę mój worek treningowy i wyciągnę rękawice - jeśli dołożę trochę boksu to spalanie będzie fajne i czasem grzeszek dozwolony a waga pięknie będzie spadała:))) Na majówkę pojadę piękna i szczupła hehe. No tak chcieć to mieć, chcieć to móc...a więc  do dzieła!!! Teraz jeszcze znaleźć siły trzeba do tego wszystkiego.

Ale i tak najważniejsze jest, by choroba taty się zatrzymała...albo chociaż spowolniła. Tak naprawdę to to właśnie jest najważniejsze dla mnie,  mogę wziąć na siebie te wszystkie kilogramy, które straciłam i jeszcze więcej za jego zdrowie. Wstyd mi za moją próżność....

Rozumie mnie ten kto ma chorobę wśród najbliższych. 


A dietowo trzymam się planu, po 2 dniach czysto białkowych waga ładnie spada i nie wraca po kolejnych z porcją skrobi i owoców. Poniedziałek i czwartek - białka. Pozostałe dni grzeczne, chociaż we wtorek wypiłam 2 lampki czerwonego martini, więc nie jestem aż tak grzeczna, jak bym sobie życzyła. Ale jakieś przyjemności trzeba mieć:) 

Ślę buziaki moim znajomym i nieznajomym, którym chciało się przeczytać te bzdurki. Pozdrawiam, bądźcie grzeczni(e)!!

9 marca 2011 , Komentarze (5)

dżyzysss ledwie żyję...poszłam na tą "latungę" i moje boczki po prostu mnie torturują teraz ałłłła. Nie mogę wziąć głębszego wdechu, bo plecy kłują i jestem na płytkich wdeszkach......Nie wiem co to było w ogóle, słyszałam, że jakieś energiczne latino, a to: charce murzyńskie z salsą - 4 tupnięcia na sekundę, gdzieś tam wpadły jakieś elementy skakańca irlandzkiego, przeplatane wspomnianą wyżej makumbączaczą, cokolwiek to znaczy, ale do tego co wyprawiałyśmy tylko taka nazwa mi pasuje. Aha!! a w momentach kiedy miałyśmy apogeum tej pląsawicy pani Jaga zwalniała i delikatnie wprowadzała nas w arkana tańców arabskich hehe. Nie wiem, czy do śmiechu mi będzie jutro jak rano będę zmuszona wygramolić się z łóżka, zakładam, że tylko przymus mnie z niego wyciągnie. Tym przymusem praca jest oczywiście, a przed pracą......taaadaaam - aerobik 

Ale przynajmniej czuję, że żyję, czuję, że mam nogi.... i plecy....i plecy....i plecy, nie mogę oddychać, pisałam już?? chyba tak, ale jak płyciutko wciągam powietrze to jest prawie dobrze. Myślicie że to stan przedzawałowy? Piękne to było, naprawdę, mogłabym tak dziennie:))))))

8 marca 2011 , Komentarze (3)

Dzisiaj My Wszystkie Piękne Kobiety jesteśmy dla siebie, nie ma nas w kuchni, na zmywaku, na szmacie (chyba że to praca zarobkowa), dzisiaj celebrujemy swoją kobiecość.  Nie denerwujemy się iiiiii przyjmujemy hołdy od naszych panów! howgh!!!(jak mawiał Winnetou - miłość mojego dzieciństwa - wódz Apaczów)

Życzę Wam tego na co dzień oczywiście:))) 

jak najwięcej wzlotów,

jak najmniej upadków

i na wagach naszych spadków!!!

oraz  osiągnięcia wszystkiego co tylko do zdobycia.... przeżycia pięknie życia....


Dzisiaj moja waga już mi dała prezent - pokazała ponad kg mniej niż przedwczoraj! i rano poćwiczyłam i mąż był rano taki kochany....kocham życie i Was też kocham.... Buziole.