Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem nauczycielką, mamą trójki maluchów. Od kilku lat bezskutecznie walczę z nadwagą. Od 2 lat leczę niedoczynność tarczycy. Może tym razem się wreszcie uda?

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 35507
Komentarzy: 320
Założony: 16 kwietnia 2010
Ostatni wpis: 19 stycznia 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Pulherina

kobieta, 42 lat, Poznań

158 cm, 81.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: 60 kg do wakacji

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 maja 2017 , Skomentuj

Dawno tu nie zaglądałam. A szkoda, bo może dzisiaj byłoby na wadze mniej. Im częściej tu zaglądam, tym moja motywacja jest większa. 

Po wyjeździe w górach było super. Tydzień intensywnego chodzenia. Drugiego dnia czułam każdy mięsień i miałam ochotę leżeć w łóżku, ale nie było litości- Morskie Oko. 22 km, z drogą na parking. Dałam radę bez zadyszki, chociaż dzieciaki przegoniły mnie po skrótach, czyli skakanie po kamieniach. Ledwo za nimi nadążałam :) 

I popełniłam jeden poważny błąd po tym wyjeździe- nie zważyłam się i nie zmierzyłam. A pewnie było mniej i tu i tu. To by mi dało powera. Zamiast tego rozsiadłam się przed kompem i pracowałam na zdjęciami z wyjazdu, nadrabiałam zaległości. Eh, trudno.

Dzisiaj waga pokazała mnie niż wczoraj i przedwczoraj. Wczoraj wieczorem ćwiczyłam i dzisiaj też mam taki plan. Staram się codziennie gdzieś przejść pieszo. Kiedy mogę, zostawiam samochód po domem. Oby coś z tego wyszło.

Za półtora miesiąca wyjazd nad morze i marzyłam, żeby nie wstydzić się na plaży. To już raczej nierealne. Ale jeszcze może być przecież trochę lepiej niż jest. Nie poddam się. Jeszcze nie jest za późno, żeby cokolwiek zmienić. Chociaż 6 z przodu. A wiem, że stać mnie na więcej. Gdybym się tylko porządnie za to wzięła.....

8 kwietnia 2017 , Skomentuj

Waga dzisiaj pokazała 72,5. Niby jest postęp, ale minimalny. No, ale i tak się ucieszyłam, bo przez cały tydzień oscylowała wokół 73,3. 

Doszłam do wniosku, że piję za mało wody i teraz to muszę zmienić. Posiłki jem już zazwyczaj o stałych porach, mniejsze porcje, jak nie mogę, to zostawiam resztę na talerzu (to nowość po tylu latach zapychania się po korek). Ogólnie jestem z siebie zadowolona.

Dietka zupkowa nie idzie mi w 100%, ale zamieniłam 5 obiadów w tygodniu na zupki. 2 razy jemy coś innego. Na razie nikt z domowników nie narzeka, a dzieci jedzą wreszcie więcej warzyw. Ja się czuję lżejsza i znikają problemy z zaparciami. Pojawiły się w tym tygodniu dwa razy, po zjedzeniu produktów z większą ilością pszenicy (pyzy, chleb zwykły). 

Mój jadłospis wygląda prawie codziennie tak samo:

Ś- zupa mleczna z lanymi kluskami/ jajko gotowane/ raz w tygodniu jajecznica

DŚ- kawa plus owoc, czasem wafel pieczywa chrupkiego

O- zupa, 2 razy w tygodniu mięso, warzywa i ziemniaki albo kasza/ryż

P- czasem zupa z obiadu, czasem jakieś warzywa

K- zupka

Jeszcze muszę tylko zróżnicować bardziej zupy jedzone tego samego dnia. Do tej pory to było niemożliwe, bo moja rodzina wyjadała wszystko do końca i nie było czego zostawić na inny dzień. Ale wczoraj został mi krupnik, więc go dzisiaj zawekuję i mam ładnych kilka porcji, a na dzisiaj gotuję barszczyk. Też liczę, że go trochę zostanie :)

Dzisiaj urodziny siory. Zaplanowałam 1 kawałek torta i nic więcej ze słodyczy. Oby się udało :)

1 kwietnia 2017 , Komentarze (2)

Ale sama też jestem sobie winna, bo prawie codziennie mam jakieś małe grzeszki. Muszę się bardziej ogarnąć, bo w życiu nie schudnę. A nie chce być całe życia taka gruba.

Niby na wadze 0,5 kg mniej, ale centymetrów tu ubyło, a ta przybyło. Staram się pilnować diety zupkowej i w sumie idzie mi coraz lepiej. Dieta nie jest ciężka do przeżycia, ani jakaś trudna do przygotowania, jeśli się pilnuję. Gorzej, jak rano zapomnę sobie ugotować zupkę na obiad. Ale idę w dobrym kierunku. Przedwczoraj nawet udało mi się uratować zupę przed rodziną i zamrozić trochę :) Plan jest taki, że zjem ja w niedzielę, kiedy moja rodzina będzie jadła zrazy i pyzy. Muszę dać radę. Chociaż chodzi mi po głowie, że może jednak zjem jednego zrazika i jedną pyzę, a do tego dużo surówki.... 

Z jednej strony, bardzo, ale to bardzo chcę schudnąć. Nie cierpię swojego ciała i kompletnie nie akceptuję tego, że jestem gruba. Z drugiej strony, nie wyobrażam sobie diety, która będzie mi dyktowała przez całe życie, które produkty mogę,  których nie. Jest tyle ludzi na świecie, którzy jedzą wszystko i są chudzi (wśród nich moje 3 siostry i przyjaciółka), że to musi być możliwe. Wiem, że jem za duże porcje i to muszę przede wszystkim zmienić. Tymczasem jednak postaram się nie ulegać za bardzo pokusom i trzymać się diety zupkowej. Za miesiąc wyjazd na weekend w góry i strasznie, strasznie, strasznie chciałabym mieć chociaż z 5 kg mniej. Tęsknię już bardzo za 6 z przodu. Do wakacji marzę  5 z przodu. Trzymajcie kciuki!

26 marca 2017 , Komentarze (4)

Malutki kroczek do przodu, ale jest. Nie trzymała się ściśle diety zupowej, a i tak jakieś efekty są. Skutek jest taki, że od jutra planuję się trzymać lepiej :)

Niby wagowo minimalnie coś drgnęło- z 73,3 na 73,1, ale zawsze coś. Za to procent tłuszczu zjechał z 42 na 40 :) Tu ubył centymetr, tam dwa :) Jest dobrze. Na razie nie jest mi ciężko na zupkach. Nie jem tylko zupek. W tym tygodniu niestety zgrzeszyłam pizzą (ale domową, na mące pełnoziarnistej, więc się trochę rozgrzeszam :)) Poza tym nie jest najgorzej. Tylko to wymaga dobrego przygotowania. Na dzisiaj mam już plany wyjściowe, ale jutro gotuję zupki na kilka dni. Bo trzeba je jeść różne z ciągu dnia- minimum 3 rodzaje. Ja na razie jem 2-3 dziennie. Na śniadanie mleczna bardzo mi pasuje :), na obiad i czasami na kolację jarzynowa. Dzisiaj w planie mleczna na śniadanie, obiad zjem normalny i pomidorowa na kolację. Jutro gotuję znowu kalafiorową, którą miałam zawekować, ale wyszła taka pyszna, że rodzina mi ją zjadła :) Czyli nie jest źle- mogę gotować zupki dla siebie i rodziny równocześnie, a to duże ułatwienie. Poza tym, kiedy dla nich gotuję coś innego, dla siebie mogę dzień wcześniej zrobić więcej zupy :) A jutro mam w planie ugotować kilka rodzajów zup i zawekować. Będzie na kilka dni, mam nadzieję :)

Wreszcie jakaś dieta nie wymaga ode mnie zbyt wielu wyrzeczeń, a działa. I jest smaczna. Pasuje mi to :) Zamelduję Wam efekty za tydzień, jak będę się jej bardziej trzymać. Bo na razie to tak na pół gwizdka była.

19 marca 2017 , Komentarze (7)

Hej, 

siora do mnie wczoraj zadzwoniła i powiedziała, że w radiu mówili o diecie opartej głównie na zupach. Trochę masakra, bo 4 razy dziennie je się zupę, raz owoce. Któraś z Was próbowała? Waham się, czy nie spróbować tak chociaż "na pół gwizdka". Zamiast 4 zup dziennie, jadłabym 2- na śniadanie i obiad, albo na obiad i kolację. Bo 4 zupy to dla mnie trochę przegięcie. Sama nie wiem. Niby piszą, że można szybko zrzucić ok.10 kg, nawet w tydzień, ale czy taki spadek jest zdrowy? Nie zależy mi na tempie, tylko na skuteczności, ale może jakbym trochę szybciej dzięki temu chudła, to i motywacja by wzrosła i dalej poszłoby już łatwiej? 

Zobaczymy. Zacznę jutro i napiszę Wam za tydzień, co się zmieniło. Od jutra wracam też do ćwiczenia, bo się strasznie zapuściłam.

Spotkałam się dzisiaj z koleżanką, która schudła ponad 20 kg i wygląda po prostu rewelacyjnie. Niestety, po obejrzeniu wspólnych zdjęć, załamałam się. Wyglądam na nich jak hipopotam.... No trudno, kop w dupę i do roboty :)

Jutro w planie:

śniadanie- zupa mleczna z zacierkami (mam już ugotowaną od wczoraj :))

drugie śniadanie- kawa plus jabłko

obiad- jarzynowa 

podwieczorek- kisiel albo galaretka plus surowa marchewka

kolacja- gotowane jajko na twardo plus czerwona papryka

Miłego tygodnia!!!

18 marca 2017 , Komentarze (2)

E, dzisiaj czuję, że jestem do niczego. Niby w talii 3 cm mniej, ale w brzuchy znowu więcej. W udzie mnie, łydka stoi, to w biodrach więcej. Poza tym wagi nie wiedziałam dzisiaj jak wpisać. W zależności od miejsca, gdzie ja stawiałam, wahała się od 73,1 do 73,9. 

Muszę się bardziej postarać. W tym tygodniu postarałam się za słabo.

Problem w tym, że ciągle sobie samej odpuszczam. Nie umiem twardo trzymać się wyznaczonych postanowień. 

Wczoraj zadzwoniła do mnie siostra i powiedziała mi o wywiadzie z babką, która schudła bardzo dużo w szybkim tempie, dzięki diecie złożonej głównie z zup. Kurcze, może to będzie coś dla mnie. Oczywiście, już kombinuję, jak tu jednak nie jeść 5 zup dziennie i chyba stanie na 3 plus coś innego na drugie śniadanie i podwieczorek, bo jakiś owoc chyba jednak wskazany. Mimo to, zaraz zacznę dzień zupą mleczną. Trochę późno dzisiaj to śniadanie, ale przed chwilką wstałam po zarwanej nocce.

No dobra, najważniejsze chyba, że się nie poddaję, nie? :)

11 marca 2017 , Komentarze (6)

ale się nie poddaję. Od ostatniego wpisu było kilka grzeszków: pączki w tłusty czwartek, pączek w dzień kobiet, tort urodzinowy, placek, snickers schowany w szafce, ciasteczka. To nawet więcej niż kilka. Byłam źle przygotowana na chwile napadu ochoty na coś. Zaraz idę do sklepu kupić paczuszkę orzeszków, owoce i jogurty naturalne.

Nastroju nie poprawiały mi choróbska panujące w  domu. Trudno, trzeba się otrzepać i iść dalej.

Planowałam zjechać do 72 kg do końca lutego. To było w moim zasięgu, ale sobie pofolgowałam. Dzisiaj waga pokazała 73,3, więc jest nadzieja na 72 kg za tydzień. To mój kolejny cel. Już sobie nie wyznaczam dużych. Wolę iść małymi kroczkami. na pewno do końca marca chcę zobaczyć 6 z przodu i ją utrzymać. Do wakacji marzy mi się z przodu 5, ale zobaczymy, co mi się uda. Grunt, że motywacja cały czas nie spada. Mam lepsze i gorsze dni, ale cały czas prę do przodu.  

26 lutego 2017 , Komentarze (4)

Waga spada, więc humor mi się poprawia :) Co prawda, wczoraj było mniej, niż dzisiaj, ale to moja wina. Tłusty czwartek, pizza na obiad w piątek, gofr w sobotę.... Było już 73,1, a dzisiaj waga pokazała 73,8. Trudno. Walczę dalej. Plan na za tydzień- 71. Myślę, że całkiem realny.

Jem duuuuużo mniej i pierwszy raz w życiu naprawdę nie podjadam pomiędzy posiłkami. Ten nawyk nawet nie był taki trudny, jak myślałam. Czasami się zdarza, że jestem głodna pomiędzy posiłkami, ale bardzo rzadko. Jem więcej warzyw, a planuję jeszcze więcej. Motywacja wróciła wraz ze spadkiem dwóch pierwszych kilogramów :D Teraz już musi mi jej starczyć, aż dotrę do celu- 55 kg. nie będę się katować do 50, bo to się chyba niestety w moim wieku już nie uda. To moja waga z liceum. Ale 55 kg mnie już będzie satysfakcjonować.

Centymetrów mi za bardzo nie ubyło,ale czuję się lżejsza, a spodnie znowu zaczęły być za luźne w pasie. Zrobiłam się mniej zbita, a bardziej sflaczała. Czas na ćwiczenie!!!

18 lutego 2017 , Komentarze (4)

Dzisiaj 200 g mniej. Za mało. Moja wina, bo po rezygnacji z NH pofolgowałam sobie trochę. Były lody w macu, był hamburger kilka dni później i była wczoraj domowa pizza na obiad. Wszystko w granicach 1300 kalorii, ale jednak. 

Muszę jeść więcej warzyw i nabiału, a mniej tłuszczu. Ten tydzień był tak strasznie zabiegany (i tak będzie jeszcze do środy), że nie miałam czasu ani na wymyślanie, ani na gotowanie dla siebie osobno. Za to jadłam duuuuużo mniej i nie umarłam z głodu :)

Jak już znajdę chwilkę czasu w tym tygodniu, poszukam sobie dietetycznych przepisów, które będą jadalne również dla mojej rodziny. Ale myślę, że kluczowe dla mnie jest jedzenie o stałych porach i nie podjadanie pomiędzy posiłkami oraz mniejsze porcje. Plus ćwiczenia, oczywiście. Z tym na razie jest kiepsko. Coś tam robię, ale nie tyle, ile bym chciała. Za dużo spraw na głowie. Może jak waga trochę ruszy bardziej, to będzie mi się łatwiej też mobilizować. Na razie trochę mi przykro, że jest tyko 200 g mniej niż było. Trudno, moja wina. Teraz czas to naprawiać. Weekend majowy wyjazdowy, więc nie mam wyjścia :)

11 lutego 2017 , Komentarze (12)

I dokładnie tak zrobię od poniedziałku. Do jutra mam jeszcze suplementy, więc będę się jej trzymać. Efekt jest taki, że waga pokazała mi 1 kg więcej.... Poza tym jest mi ciągle zimno i mam problem z zaparciami. I ślinę mam ciągle cieknącą do kolan na widok tego, co je moja rodzina. Tak nie może być, bo w końcu rzucę się na słoik z Nutellą i zjem cały. 

Do czwartku trzymałam się pięknie. Nie było ani jednej wpadki czy złamania zasad. Pilnowałam godzin, wstawałam specjalnie wcześniej, żeby te godziny pasowały do planu, chociaż dzieci mają ferie i mogłabym pospać dłużej. Nie podjadałam niczego niedozwolonego. Nie piłam mojego ukochanego cappuccino. Mimo to, waga pokazała 1,5 kg więcej. I tama puściła. 

Od piątku zmiana kursu z restrykcyjnej diety na liczenie kalorii (znowu...). Nadal przestrzegam tych samych godzin i stosuję póki co suplementy. Ale wolę zjeść miskę rosołu z makaronem na obiad i wytrzymać do podwieczorku, niż zjeść przecier warzywny z serkiem i umierać z głodu po godzinie. A tak własnie było w piątek. Bo nadal próbowałam jednak, na ile się dało.

Eh, wróciłam do jednego cappuccino dziennie. I tak więcej nie piłam. Nie jest to aż taka bomba kaloryczna, a zapewnia mi trochę cukru, dzięki czemu nie rzucam się na słodycze. Nie czuję już takiej potrzeby. Poza tym piję ją w ramach drugiego śniadania, a nie między posiłkami. Do tego przepisowo- owoc plus jogurt naturalny i trociny (błonnik). Popite szklanką wody. 

Nie wiem, czy podołam znowu sama, bo tyle razy się nie udało. Ale podobno warto czasem spaść na samo dno, żeby mieć się od czego odbić. Ja spadłam. Nie zamierzam dalej wyglądać jak spasiona świnia. Niedługo wakacje, a przed nimi jeszcze weekend majowy, na który wyjeżdżamy. Chcę wyglądać lepiej. I będę. Takie mam postanowienie. I tym razem się uda!