Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Szczerze mówiąc, chyba mam "kuku" na punkcie odchudzania. Niestety w takim środowisku żyjemy. Gdybym żyła w czasach Petera Paula Rubensa, byłby ze mnie niezły "towar"... Ale nie żyję, więc muszę schudnąć, żeby dobrze czuć się wśród społeczeństwa. No a poza tym, chcę wrócić do czasów, kiedy biegnąc po schodach nie wywoływałam trzęsienia ziemi na drugiej półkuli i nie trzęsłam się jak galaretka.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 70767
Komentarzy: 489
Założony: 6 sierpnia 2010
Ostatni wpis: 15 stycznia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mitucha86

kobieta, 38 lat,

165 cm, 61.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Być fajną mamuśką i żonką;)))

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 października 2011 , Komentarze (16)

29 września o godzinie 11.12 przyszłą na świat moja córeczka.
55cm i 3560g Szczęścia.
Obie już jesteśmy w domku i czujemy się bardzo dobrze;)))

27 września 2011 , Komentarze (6)

Dziś miałam kontrolną wizytę w szpitalu. Pani powiedziała nam, że główka Maludy jest już w kanale rodnym, więc czekamy tylko na skurcze i do boju!!! Z resztą, czułam, że coś się dzieje, ale nie chcę panikować i wyolbrzymiać, bo mąż i tak już jest dosyć zestresowany...
Poza tym, nic ciekawego...

22 września 2011 , Komentarze (4)

Mąż od rana do wieczora w pracy. Wyjeżdża z domu o 5.30, wraca około 19.00. Siedzimy około 2 godzinki, ale potem mąż jest już tak zmęczony, że nie chcę go męczyć i idziemy się kąpać i spać. Tzn. on zasypia, a ja do późna czytam książki. Dopóki pracowałam, jakoś mi ten czas leciał. Odkąd jestem na macierzyńskim i czekamy na Maleństwo, czas wlecze się niemiłosiernie. I później wyczekuję, kiedy zacznie się cokolwiek dziać, wyolbrzymiam każde ukłucie i inne odczucia...
Więc pytam, jak zabić czas, kiedy wszystko gotowe na przyjście Maleństwa i mieszkanie wysprzątane na cacy???

19 września 2011 , Komentarze (11)

A oto i on:


Mój kochany BZUCHOL
Mam nadzieję, że już wkrótce zobaczę moją Córunię

18 września 2011 , Skomentuj

Ja, kibic naszej reprezentacji siatkówki, nie mogę nie poruszyć tego tematu!!!
3 miejsce Mistrzostw Europy
jest NASZE!!!

Wczoraj czułam lekki niedosyt, kiedy przepełniona nadzieją na obronę Mistrzostwa, przegraliśmy z Włochami i musiałam się zadowolić możliwością walki o 3 miejsce. Lecz kiedy zdałam sobie sprawę, że to z Rosjanami będziemy walczyć, wystraszyłam się nie na żarty Z całej siły kibicowałam naszym siatkarzom, moja dziecina w brzuszku chyba razem z chłopakami z drużyny grała, blokowała i atakowała, więc czujemy, że miałyśmy wielki udział w tym turnieju i nam również należy się medal

Ok, ok, czas ostygnąć po emocjach...
Właśnie spojrzałam na tytuł wpisu i ochłoda przyszła momentalnie. Chodzi o ten sufit...
Już jakiś czas temu miałam w jednej z sypialni problem z cieknącym sufitem. Wczoraj sytuacja się powtórzyła. Tyle, że tym razem kapie w salonie. Ciśnienie podniosło mi się nieziemsko, bo ciągle coś! Już po pierwszym razie strych powinien być sprawdzony dokładnie i wszelkie usterki naprawione. Z racji, że jest to mieszkanie wynajmowane, od razu zadzwoniłam do właścicieli, a tu ciszaaaaa...... Nikt nie odbiera. Przestało padać, to przestało też cieknąć z dachu, więc i ja się troszkę uspokoiłam. Oczywiście tylko do następnego deszczu, bo wtedy ponownie trzeba było z miskami i szmatami latać! Wtedy już powiedziałam: "nie daruję!" i znów próbowałam się dobić do właściciela. Nie odbiera. Skoro tak, to nagrałam im się na pocztę i czekałam na telefon. Zadzwonili łaskawie około 21.00, by dowiedzieć się, co dokładnie się dzieje i poinformować mnie, że ktoś przyjedzie naprawić usterkę w poniedziałek. Tymczasem ja siedzę sobie teraz w salonie, miski na podłogach i modlę się, by nie nadeszła jakaś ulewa, bo może mi misek nie wystarczyć...

Szwagierka już wyszła z Małym ze szpitala. A moja Laleczka chyba się jeszcze nie szykuje do wyjścia. Hihi, właśnie tak mi się wypięła jakoś krzywo, że mój brzuch wygląda zabawnie nieforemnie...

Mmmmmm, obiadek się robi, karkóweczka dzisiaj, właśnie tak mi pachnie, że chyba pójdę coś skubnąć Muszę korzystać, póki mogę, bo potem już chyba tylko karkóweczka grillowana mi zostanie, a póki co, sosik jest mój...

Ok, to lecę.Teraz kibicować Serbii, bo wolę, żeby oni wygrali Mistrzostwo, a nie Włosi (za to, że nas wczoraj ograli)

16 września 2011 , Komentarze (4)

Kurcze, zła jestem jak nie wiem! Siedzę cały tydzień sama w domu od rana do wieczora, tylko myślę, co tu na obiad wykombinować, czekam na weekend, bo wtedy mąż będzie w domu. Nareszcie nadchodzi piątek! Mąż jedzie tylko do pracy na 3 godziny. Wraca, jemy śniadanie i on mówi do mnie, że zdrzemnie się godzinkę. No to sobie myślę "pewnie, godzinkę się zdrzemnij, zasługujesz przecież, tak dużo pracujesz". Mówi jeszcze "obudź mnie za tą godzinę". Ok. Zasnął ok 9.30, teraz jest 14.15. Obiecywał mi pomóc i jak zwykle sama muszę wszystko robić, bo nie mogę na niego liczyć. Już umyłam tą górę naczyń w kuchni, pościągałam i wyprałam firany, powiesiłam. I nudzę się niemiłosiernie, tak jak przez cały tydzień...

Wiem, on pracuje. I to dużo. Wiem, potrzebuje odpoczynku. Ale niech w takim razie nie obiecuje gruszek na wierzbie, że zrobi to, tamto, bo rzadko dotrzymuje słowa. A jak już dotrzyma i zrobi, co obiecał, to "na odpier**l". Ciągle sprawia takie wrażenie dobrego męża: "nie rób tego, przecież jesteś w ciąży", "nie przemęczaj się, masz urlop po to, by odpocząć" itd itp... Ech tam, puste słowa...


Dzisiaj właśnie urodziła moja szwagierka. Tak wyolbrzymiała, a tu "rachu ciachu i po strachu";) Mi zostały 22 dni do terminu. Chociaż jak tak dalej pójdzie, to urodzę przed terminem. I dobrze...

13 września 2011 , Komentarze (2)

Byliśmy dziś u lekarza na wizycie kontrolnej. Perełka moja zdrowa, serduszko miarowo bije, ciśnienie mam w porządku, mocz czysty. Nic mi pani doktor nie powiedziała, czy poród jest blisko, czy raczej jeszcze poczekamy, ale chyba skoro nie mówiła nic, to znaczy, że nic się jeszcze nie dzieje. Z jednej strony, to chciałabym już być po wszystkim, bo nudzę się strasznie w domu. Z drugiej strony, wiem, że potem będę jeszcze marzyć o chwili lenistwa. I bądź tu człowieku mądry... Tak samo, jak za dzieciaka chciało się być dorosłym...
Mąż nie był dziś w pracy, bo jakiś wirus go wczoraj dopadł, wymiotował itd, do tego temperatura... Na szczęście dziś już mu się polepszyło. I na szczęście ja nic nie załapałam...

Do następnego;)

12 września 2011 , Komentarze (6)

Jak w tytule.
Do terminu porodu wyznaczonego przez lekarza zostało 26 dni. Myślę, że jestem już chyba przygotowana: łóżeczko, wózek, ciuszki, pościele, kocyki, kosmetyki, pieluchy... Torba do szpitala praktycznie spakowana. Psychicznie już też się w miarę nastawiam na poród (o ile można się przygotować na coś, o czym nie ma się bladego pojęcia- co innego teoria, co innego praktyka). Z niecierpliwością czekam na moją Perełkę ("NASZĄ" powiedziałby mój mąż).

Często bywam na Vitalii, jednak rzadko się udzielam. Chociaż myślę, że już wkrótce będę bardziej aktywna. Coraz częściej moje myśli kierują się w stronę diety i wracania "do siebie" po porodzie. Zdaję sobie sprawę, że czeka mnie spore wyzwanie. W ciąży przybyło mi 15 kg. Jednak myślę, że będę raczej dążyć do tego, by wrócić do figury, jaką miałam jeszcze około rok przed ciążą. Czyli do zrzucenia będzie około 25kg, może mniej (zależy od tego, ile odejdzie mi po porodzie).
Zgodnie z mężem stwierdziliśmy, że z taką konkretną dietą to ruszę chyba dopiero tak od nowego roku, bo na początku, to wiadomo, że Maleństwo najważniejsze, a że zamierzam karmić piersią, to żadnych składników nie może zabraknąć. Zdrówko najważniejsze, a zdrowe odżywianie będzie najlepsze dla Maludy i dla mnie

Tak więc niedługo wracam na wózek odchudzających się i mam nadzieję, że mi w tym pomożecie. Podczytuję pamiętniki i motywuję się Waszymi sukcesami, nastawiam się pozytywnie i liczę na Waszą pomoc w razie potknięć i chwil zwątpienia.

Do następnego!!!

24 maja 2011 , Komentarze (4)

Ogłaszam wszem i wobec, że moja waga przekroczyła 70-tkę Dziś pokazała mi 71,5kg Nigdy w życiu tyle nie ważyłam
No ale w ciąży to się jednak inaczej na to patrzy. Jak pisałam wcześniej, teraz te dodatkowe kilogramy cieszą

Ale żeby nie było tak kolorowo, to oczywiście musi być coś, co zakłóci moją radość i spokój ducha. Nie wiem, czy już wcześniej wspominałam, ale w ciąży pogorszył mi się stan cery. Zrobiłam co prawda ostatnio oczyszczanie, jest poprawa, ale wiadomo, cudów nie ma... I nawet byłoby ok, gdyby nie to, że na policzku wyszło mi COŚ TAKIEGO, co przeraziło nawet mojego męża.
Hmmm, jakby to opisać... Coś wielkości mniej więcej paznokci od kciuka, sine i w dotyku wyczuwa się, że jest wypełnione płynem (na początku było twarde). Miałam już kiedyś coś podobne, ale nie tak duże! A najgorsze jest to, że zostają po tym blizny! Owszem, niewielkie, ale jak tak dalej pójdzie, to będę miała na całej twarzy...
Mąż zaproponował, żebym poszła do dermatologa, ale chyba dopiero po ciąży, bo teraz, w ciąży, to i tak nic mi nie przepisze...
Inną sprawą jest to, że mąż powiedział mi, że jeżeli nie czuję się swobodnie z tymi blizenkami, to mogę po ciąży zrobić sobie zabieg usuwania blizn potrądzikowych laserem frakcyjnym. Bardzo, ale to bardzo mnie to zdziwiło, że wyszło to z ust mego męża, a nie musiałam się o to prosić! Wręcz nawet nie próbowałabym o to prosić, bo to niestety kosztuje...
Z drugiej strony, przeleciałam kilka stron o tym zabiegu i obejrzałam troszkę zdjęć porównawczych. Stwierdziłam, że to jest rzeczywiście rewelacyjne! Oczywiście ma minusy: kilka dni opuchlizna, no i nie jest to zabieg bezbolesny, ale warto! Tylko jak tak patrzyłam, to robią to ludzie z dużymi problemami skóry... Moje blizny nie są ani tak rozległe, ani głębokie...
Hmmmm... zobaczymy, jak to będzie...

Pozdrawiam i do następnego

15 maja 2011 , Komentarze (8)

Rosnę. Powolutku, ale rosnę
Na początku ciąży ważyłam 65kg, teraz ważę około 69,8kg. Pewnie niedługo siedemdziesiątka pęknie
Dziś zaczynam 20tc i momentami zastanawiam się, czy oby nie za mało przybieram na wadze. Mówią mi też, że jak na 5-ty miesiąc mam mały brzuszek... Lepiej, gdyby nikt mi nic nie mówił, to nie martwiłabym się wcale.
Ogólnie rzecz biorąc potrzebuję troszkę odpoczynku.

DOSYĆ BIADOLENIA!
Chyba zacznę kupować maleńkie ubranka dla mojego maleństwa. To z pewnością poprawi mi nastrój i doda energii. Tylko znajdę czas i wyruszę na łowy