Muszę schudnąć. Dla mojego biodra, żeby nie odmówiło posłuszeństwa zbyt szybko, dla serca z tego samego powodu, dla męża, żeby... no wiecie...., dla rodziców, żeby udowodnić im że się da i zaświecić przykładem (jak słońce co najmniej), dla syna, żeby miał mamę the best, dla własnej szafy, żeby ciuchy nie leżały i nie czekały aż kiedyś schudnę. Dla siebie.
Dobrze żarło i zdechło. To znaczy nie żarło wiecej niż dieta pozwala, a waga jak przymurowana. Ale przyszła w końcu @. Długo szła, długo usiłowałam pogryźć każdego, kogo spotkałam na swojej drodze, ale doszła w końcu i muszę jeszcze tylko dziś i jutro przeżyć, a potem.... oczekuję spadków!!!!.
to efekt dwóch dni słabości po 100kcal i obiadu u rodziców. I zapewne wahającej się @. I niby wiem, że to normalne i że jutro będzie mniej, i że nic się nie stanie jeśli chuda będę w czerwcu a nie w maju.... ale i tak diabli mnie biorą.
Dziś pierwszy raz piszę do dietetyczki. Miały być w tym tygodniu dania z fixów bo mam druga zmianę, a tu nic.
Chyba mam lawinowy spadek wagi.... Ale też trzymam dietę kurczowo i z łapek nie wypuszczam. Gdyby nie mąż, to nie wiem jak bym wytrwała. w kazdym razie mam zapas jeśli chodzi o wykonanie planu na ten tydzień, a wiem, że już lada moment będzie ciężko - idzie @.
Siedzę w pracy, przed oczami zegar i modle się żeby dotarł już do 13, kiedy to będzie lunch i pasta litewska. W sumie to bez sensu, bo nie jestem głodna, wręcz przeciwnie, ale przez długi czas jedzenie było dla mnie niezwykle istotne ;-), a teraz niejedzenie jest istotne :-D
Chudnę - nie da się ukryć. Tyle, że wiecznie chodzę glodna a na widok bułki pszennej z sałatą, żółtym serem i majonezem mam ochotę ugryźć właściciela. w pracy zapijam się herbatami. W życiu tyle nie piłam. I wmawiam sobie, że lubię to zmysłowe burczenie dochodzące z żołądka. Baaardzo lubię.
Gdyby siedzenie na Vitalii odchudzało, byłaby po ostatnim tygodniu chuda jak zapałka. Ale niestety..... Niemniej, za sprawą Vitalii waga w dół. Powoli, nieśpiesznie. Już wiem, że nie dam rady do początku czerwca zrzucić tyle, ile bym chciała, ale nawet gdyby wymarzone 55 pojawiło się dopiero w sierpniu to i tak warto.