Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam opisać siebie? Hihi, przeciętna obywatelka naszego pięknego kraju, pracująca, wychowująca syna i mająca kochanego faceta. Niby wszystko normalnie, ale ta wielka dupa odróżnia mnie od innych normalnych:)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 104652
Komentarzy: 1026
Założony: 26 stycznia 2011
Ostatni wpis: 19 lipca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Pyniowa

kobieta, 47 lat, Warszawa

165 cm, 104.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 października 2011 , Komentarze (2)


Kurcze, choroba mnie rozbija, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Gdy źle się czuję bardziej brakuje mi mojego ukochanego, który siedzi daleko w pracy na delegacji i zobaczymy się dopiero w przyszły weekend.
Rozmowa telefoniczna mi nie wystarcza , tęsknie za nim.


*****************
******Kocham Cię*******
**********************************
**************Misiaku**************
*****************************************



... ale mnie wzięło na infantylną twórczość, ale w końcu jestem tylko dziewczyną... starszą dziewczyną!

Co do diety, to sama nie wiem jak mi idzie.

Na śniadanie dziś zjadłam:
- 3 kromki macy z wędliną i pomidorem, Activię pitną małą i zioła

Na II śniadanie:
- 2 kanapki z żytniego chleba z szynką

Na obiad:|
- 2 naleśniki z powidłami i jogurtem. Grube i twarde - roboty mojego syna, generalnie pożywne, ale jadłam lepsze i chyba bardzo kaloryczne. Mam to gdzieś, nie mam siły na gotowanie i cieszę się, że dziecko umie gotować na tyle, że nie puścił z dymem całej kuchni.

Kolacji nie jadłam, ale godzinę temu chwyciłam za jedną macę. Oj nieładnie, nieładnie, ale lepsze to niż chwycić za batona czy chipsy !

Piłam też sporo herbaty, gorzkiej i z cytryną.

Idę chorować dalej!

6 października 2011 , Komentarze (2)


Ta cholerna pogoda mnie dobiła. Rano zimno, potem gorąco, nie wiadomo jak się ubrać.
Pojechałam dziś do biura - cała Warszawa i jeszcze trochę ! Rano było zimno i ubrałam się nieco cieplej. Zanim dojechałam zrobiło się gorąco i zdążyłam się spocić.
Na zebraniu siedziałam już rozebrana... no i chyba mnie klima przewiała.

Mam katar, gardło mnie boli jak cholera i mam lekką gorączkę. Cudownie, po prostu cudownie i tak będzie do wiosny. Mój organizm nie lubi zimna - jesieni i zimy, ale na Hawajach nie mieszkam, więc trzeba to przeżyć.

Dziś zjadłam stosunkowo niewiele, ale nie za zdrowo.

Na śniadanie zjadłam:
- 2 kanapki z szynką z żytniego chleba

Na II śniadanie zjadłam:
- coś w rodzaju pasztecika z farszem z różnych warzyw (długość 8 - 9 cm)

W przerwie na zebraniu zjadłam:
- Danio kokosowe

Na obiado-kolację o 18:00 zjadłam:
- gorący kubek i 3 kromki Macy z wędliną oraz Activię malinową
Nie miałam siły na gotowanie.

Od tamtej pory jadę tylko na herbacie. Jedną wypiłam z miodem, ale mnie zemdliło, bo nie słodzę herbat i kaw.... a przesadziłam z miodkiem.
Może mój żołądek się zbuntował, ale za to gardło się ucieszyło... szkoda, że chwilowo.

Ech.... przydałby mi się mój Misiek, a on tak daleko.

Pamiętam jak w 2 lata temu na Boże Narodzenie i Sylwestra dostałam zapalenia płuc. Nie dość, że nigdzie nie poszedł, to jeszcze całymi nocami pilnował, czy mi czegoś nie brak. Dosłownie zmienił dom w szpital.

...kocham Go... dobra, zaraz się poryczę, bo on daleko w pracy, a ja tu sama... idę sobie chorować!

6 października 2011 , Komentarze (3)


Kurcze, nie mam ostatnio czasu na pisanie pamiętnika. Wpisze tylko menu za wczoraj i spadam.

No więc tak.....

Na śniadanie zjadłam:
- 3 kromki pieczywa ryżowego z szynką, kapustą pekińską i papryką

Na II śniadanie zjadłam
- jabłko

Na ... chyba III śniadanie zjadłam:
- jedną kanapkę z serem (chleb żytni)

Na obiad to samo co we wtorek! Uff, grzyby się skończyły, ale były pycha!

I na koniec.............................. ruda .... mój bilans za wczoraj to prawie same jedynki, tylko z ćwiczeniami dałam dupy, ale po dzisiejszym zebraniu będę miała więcej czasu to nadrobię!

Spadam, odezwę się wieczorkiem :)

4 października 2011 , Komentarze (3)


Jestem padnięta, od niedzieli wieczorami siedzę i piszę głupie raporty. Jeszcze jutro i mam z głowy, ale mózg to mi się już zagotował, dlatego piszę tylko menu:

Wczoraj zjadłam:
- na śniadanie 3 kromki chleba z prażonego ryżu z szynką i pomidorem. Wypiłam swoje magiczne ziółka (przez weekend ich nie brałam, bo zapomniałam zabrać i efekt tego taki, że czuję się jak balon).
- na II śniadanie zjadłam: jabłko, kawę, kanapkę z serem
- na obiad zjadłam ziemniaki i duszone grzyby. Oj, za ciężkostrawne jedzenie jak dla mnie, a rzuciłam się na nie jak głupia i do wieczora czułam się jakbym połknęła cegłówkę !

TO NIE BYŁO DOBRE MENU DLA MNIE!

Dziś zjadłam:
- na śniadanie 3 kromki chleba ryżowego z szynką i jajkiem na twardo, pomidorem i papryką, zioła
- na II śniadanie zjadłam jabłko, kawę, a potem 1 kanapkę z szynką
- gdzieś po drodze zgrzeszyłam i zrobiłam sobie kanapkę z dupki od żytniego chleba, ale bez masła, tylko z plastrem szynki. Kurde, taka była świeża i chrupiąca, a te cholerne pieczywo ryżowe jest takie............ bezpłciowe!
- na obiad wymodziłam z reszty grzybów sos do gulaszu. Same grzyby były za ciężkostrawne. Zjadłam je z kaszą i surówką moją ukochaną (kapusta pekińska, pomidory, papryka, czerwona cebula, sos - cytryna, czosnek, oliwa, odrobina musztardy)

Jest godzina 23:19 i znowu czuję przyjemne burczenie w brzuchu, którego nie czułam od kilku dni. Oj coś czuje, że za ten weekend z moim Ukochanym w niedzielę waga kopnie mnie w dupę!!!!!!
Nie da się ucztować bezkarnie szczególnie, że na sam widok żarcia moja waga szybuje do góry niczym winda ekspresowa!

Cholera... do niedzieli szlaban na wszystko! Żarcia minimum, bo będzie klops!

Zmiana tematu na koniec. Przeglądałam dziś obrączki - tak, żeby dostać kopa motywacyjnego. Ja pierdzielę ile jest modeli!!!!!!!!!!!!!
Obejrzałam chyba setki i zupełnie nie wiem jakie bym chciała. Mój man chce do kompletu do pierścionka z białego złota, ale ja bym wolała z mieszanego, bo białe złoto dobrze się komponuje tylko z brylantami - samo jest.... jakieś takie.... skromne.

Coś czuję, że to będzie spore wyzwanie - znaleźć wspólny mianownik w wyborze obrączki dla nas !

Dobranoc laseczki!


Niech mi która da kopa motywacyjnego, bo zaczynam wątpić w powodzenie akcji!!!!!!!!

2 października 2011 , Komentarze (5)


Nie miałam kompletnie czasu na pisanie podczas tego weekendu więc dziś hurtem obrobię całe menu.

W piątek miałam konferencję w firmie w której pracuję. Cały dzień byłam na nogach, ale jadłam jak król .

Na śniadanie zjadłam 6 mini kanapeczek z grahamki (średnica 5 cm) z wędzonym łososiem, kaparami i oliwką. Do tego wypiłam morze kawy, bo musiałam wstać o 5:00 i ledwo żyłam.

Na lunch zjadłam rybę w sosie śmietanowym, kilka kopytek szpinakowych, warzywa gotowane na parze, sporo sałatki capresse i 2 kieliszki czerwonego wina.

Na "przekąskę" koło 16:00 wprowadzili do sali pieczonego prosiaka. Kurde, staram się nie jeść wieprzowiny, ale on tak pachniał. Wzięłam więc plaster schabu z dwoma surówkami z kapusty - czerwonej i białej.

Dzięki Bogu na bankiecie już nie zostałam, ale za to w domu dorwałam się do chlebka z prażonego ryżu i koło 20:00 zjadłam 3 plastry z polędwicą i papryką.

W sobotę przyjechał po mnie mój man. Mieliśmy zrobić sobie wycieczkę po jego okolicach. Rano zrobiłam mu śniadanie, ja jednak po piątkowych szaleństwach zjadłam tylko 3 kromki chleba z prażonego ryżu z szynką i pomidorem.

Na trasie katowickiej były takie korki, że postanowiliśmy zajechać na Statoil. Moje kochanie chciało mi kupić muffina podwójnie czekoladowego i kawę................ hahaha okazało się, że przez remont drogi nie mieli wody więc nie było i tego i tego !

Zanim dojechaliśmy na miejsce zaliczyliśmy jednak piekarnię i zjadłam bułeczkę poznańską.

Później parę godzin kręciliśmy się po lesie nad wodą. Trochę pieszo, trochę samochodem...ale w ruchu... hihi...

Koło 17:00 trafiliśmy do restauracji - głodni i zmęczeni. Zamówiłam sobie sałatkę z kurczakiem w curry, ananasem i różnymi warzywami - głównie była w niej sałata, pomidor i ogórek. Generalnie light option , a do tego pierś z kurczaka z grilla. Obiad byłby całkiem niskokaloryczny gdyby nie placuszek drożdżowy pieczony do sałatki i 2 drinki - Sex on the beatch . Moje kochanie prowadziło więc powiedział, żebym chociaż ja zaszalała. Drinki wydawały się słabe, ale jednak kopa dały :))))))).

Wieczorkiem mieliśmy wypić jeszcze wino, ale wyślizgnęło się Miśkowi przed samym domem. Ech.......... ale marnotrawstwo. Okazało się, że prócz wina moje kochanie kupiło Tiramisu, no i niestety kawałek pochłonęłam .

Rano, kiedy nie było nikogo w domu wpakowałam się na wagę i okazało się, że ważę 122,6 kg..... hmmmyyyy, inna waga i wydaje mi się to nie możliwe. Mam @, jadłam przez ostatnie 2 dni dość obficie i w tydzień miało mi spaść kolejne 1,2 kg....

No nic.... jutro to sprawdzę na swojej wadze.

Później zjadłam śniadanie - sałatkę z kurczaka, ryżu, kukurydzy, groszku, papryki, ogórków, cebuli z odrobiną majonezu. Do tego moje kochanie zrobiło mi kawę i dało kawałek Tiramisu.

Później nie jadłam nic aż do 19:00 - nie było kiedy, kiedy to zjadłam 3 kanapki i szynką i pomidorem.

Generalnie weekendowe pomieszanie z poplątaniem!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Ale już jestem w domu i wracam do normalności................

29 września 2011 , Komentarze (8)


No to.............. tak jak w tytule. Wczoraj pojechałam do KappAhl-a żeby kupić sobie coś na jutro. Mam wyjście służbowe i przecież nie mogę iść w jeans-ach, a wszystkie eleganckie ciuchy w szefie są ciutkę za wąskie.

Kiedyś KappAhl był moim ulubionym sklepem, ich seria XLNT była naprawdę świetna. Mimo, że stroje były duże, krój miały bardziej młodzieżowy, dużo haftów, bardzo ozdobne... dopracowane w każdym calu.
Wczoraj, jak zobaczyłam nową kolekcję opadły mi ręce. Szaro-bure ciuchy z poliestru. Koszule, a właśnie koszule chciałam sobie kupić, były jak dla 80-letnich kobiet. Z takiego śliskiego, błyszczącego materiału, z guzikami pod samą szyję i np kokardką - wieś tańczy i śpiewa z lat 70-tych!!!!

Mam wrażenie, że w KappAhl zaszły zmiany - może wymienili projektantów... generalnie na gorsze!

Kolejny raz uratował mi tyłek C&A. Ich kolekcja XL jest niezła. W ciągu miesiąca kupiłam tam już 3 rzeczy i podobają mi się następne. Wczoraj znalazłam piękną koszulę w kolorze śliwkowym wraz z naszyjnikiem.



Hmmyyyy, aparat w telefonie jednak robi kiepskie zdjęcia, ale uwierzcie mi na słowo - koszula jest fajna !!!!

Przez tą wieczorną przerwę nie napisałam w nocy wczorajszego menu!

NA ŚNIADANIE ZJADŁAM:
- 3 kromki razowca z serem białym, pomidorem, szczypiorkiem i marchewkę. Do tego ziółka

NA II ŚNIADANIE ZJADŁAM:
- jabłko, kawę i magnez

NA MIEŚCIE ZJADŁAM:
- taką małą bułeczkę drożdżową z kapustą (byłam tak głodna od tego latania po sklepach i przymierzania, że albo to.............. albo Mc Donalds hehehe)

NA OBIAD KOŁO 17:00 ZJADŁAM:
- 2 klopsiki z ryżem, sałatką z pomidora, szczypiorku i jogurtu i 1 gotowaną kukurydzę.

Jak zawsze już później nic nie jadłam.

Zastanawiacie się jak ja to robię, że nie jem kolacji. To jest tak, że do 19:00 nie jestem po prostu głodna po obiedzie, a głód włącza mi się koło 21:00 kiedy to już jest za późno na żarełko i dlatego nawet nie zbliżam się już do lodówki.

Wczoraj znów siedziałam do 1:00 nad kolejną prezentacją - szef mi zlecił poprawkę swojej...


28 września 2011 , Komentarze (6)


Wczoraj do 1:00 robiłam prezentację na konferencję i już mi się nie chciało pisać pamiętnika, dlatego dziś machnę dwa wpisy, bo.................... spowiedź z tego co jadłam przecież musi być .

A więc wczorajsze menu:

Na śniadanko:
- 3 kromki razowca z serem żółtym, pomidorem, marchewka i ziółka, które nazwałam Fuj Fuj :D

Na II śniadanko:
- jabłko i kawka z mleczkiem plus magnez

Na obiadek................ i tu nie spadnijcie z krzesła:
- 4 placki ziemniaczane z 2 klopsikami polane sosem (mniam, pycha obiad, ale bomba kaloryczna.... oj tam... Nie jem słodyczy, nie jem po 17:00 więc raz na jakiś czas jak zrobię coś innego nic się chyba nie stanie).

Po tym obiadku, który zjadłam o 16:40 nic już nie jadłam. Zaczynam się przyzwyczajać do tego burczenia w żołądku od 20:00. Czuję wtedy, że chudnę.... a brzuch krzyczy ŻREĆ!!!!

Poszłam spać o 2:00 więc obiad w 100% strawiłam.

Heheee... dziś jeszcze, żeby mieć pełen obraz plackowych niecności wlazłam na wagę.... spoko, spoko, od niedzieli -0,4 kg, czyli waga powoli spada.


Gorzej, że w niedzielę, kiedy to zawsze się ważę będę miała @ i waga mi ostro podskoczy

26 września 2011 , Komentarze (4)


Dziś miałam dzień jak co dzień... do 14:00. Rano pobudka, zakupy, potem praca, praca, praca, w między czasie śniadanie... I... II...

Później pojechałam do weterynarza z chomikiem syna. Nie dość, że ma jakieś zapalenie skóry, to jeszcze weterynarz znalazł jej guza na cycusiu. Czeka ją zabieg. Ech, strasznie delikatne zwierzątka te chomiki.

Jako, że była piękna pogoda od weterynarza wróciłam piechotą - spory to kawał, ale daliśmy radę - ja się doturlałam, a Kulka w transporterze poszła spać !

Doszłam dziś do wniosku, że nie bardzo mam jak ćwiczyć. Chciałam kupić rower stacjonarny, ale na razie nie mam kaski na niego , a na siłownię się nie zapiszę. Nie mam z kim chodzić, a sama nie pójdę pomiędzy chude i zgrabne laski, które będą na mnie patrzeć jak na walenia.
Próbowałam namówić koleżankę, ale albo coś jej w nodze strzyka, a to kręgosłup boli, a to czasu nie ma. Inne koleżanki się rozmnażają, albo są zapracowane.

Ech... normalnie nie ma z kim ćwiczyć, co by samej nie wyglądać jak kosmita. Mój man pracuje w delegacjach więc
nawet na niego nie mam co liczyć.
A nie mogę się zmotywować, by na podłodze ćwiczyć w domu. No nic... może uzbieram na ten rowerek !

I jeszcze menu:

NA ŚNIADANIE ZJADŁAM:
- jabłko, kawę, magnez (jabłko koszmarne! Kwaśne jak cholera, męczyłam je pół godziny)

NA II ŚNIADANIE ZJADŁAM:
-  3 kromki chleba razowego wieloziarnistego z serem żółtym, szynką, kapustą pekińską i odrobiną majonezu zamiast masła

NA OBIAD ZJADŁAM:
- klopsy w sosie śmietanowym (moje dziecko znowu zażyczyło sobie klopsy - mały klopsik) z ryżem i surówką z kapusty pekińskiej, pomidora i cebuli.
Obiad jadłam koło 17:30 i to byłoby na tyle, gdyby nie...........................

Syn dostał pamiątki z Kazimierza Dolnego - takiego koguta z ciasta jak chałka i krówki Kazimierskie.
Przyznaję, urwałam sobie dupkę od tego koguta - cały pióropusz z ogona i zjadłam jedną krówkę (tylko jedną, morda mi się na amen po niej zakleiła). Niestety wszamałam to koło 20:00  i teraz mam kaca moralnego

25 września 2011 , Komentarze (7)


Cholerny net, muszę zaczynać wpis od początku

Nie będę tym razem się tak rozpisywać, bo wena mnie opuściła.

Rano, po wstaniu i toalecie porannej, zważyłam się i zobaczyłam wagę o równy kilogram mniejszą.
Niby tylko 1 kg, a jaka radocha dająca kopa na kolejny tydzień!



Cieszę się i się nie poddaję, choć przy tym tempie długo mi zajmie dojście do celu !!!

A menu? Nuda jak zawsze!

NA ŚNIADANIE ZJADŁAM:
- 2 kanapki (niestety z białego pieczywa, bo nic innego nie było w sklepie, a wczoraj moje dziecko odkurzyło lodówkę) z szynką, surówkę z kapusty pekińskiej, pomidorem i cebulą, marchewkę pokrojoną w plastry, zioła (fuj, fuj)

NA II ŚNIADANIE ZJADŁAM:
- sałatkę z ryżu, papryki, groszku zielonego, cebuli, fasolki czerwonej, kukurydzy itd. i oczywiście kawkę oraz magnez

NA OBIAD ZJADŁAM:
- wymęczyłam dwa ostatnie gołąbki wegetariańskie bez niczego i do tego, a właściwie przed nimi pół miski zupy pomidorowej z ryżem.

Obiad ze względu na względy jadłam o 18:00 - nie miałam jak wcześniej, dlatego nie jadłam już kolacji. Do 21:00 byłam nawet najedzona, teraz burczy mi w brzuchu. Wieczorem wypiłam tylko ziółka.

Około 20:00 moje dziecko zażyczyło sobie naleśniki z twarożkiem i cynamonem. Powiem Wam tak, nawet nie próbowałam, chociaż przy smażeniu język do tyłka mi uciekał !

I jeszcze jedna refleksja dotycząca ziółek - hmmmyyyy oprócz tego, że siusiam po nich jak potępiona, zauważyłam też pozytywną zmianę, mianowicie nie puchną mi kostki po długotrwałym siedzeniu przy kompie !!! Ale nadal................................. paskudnie smakują

24 września 2011 , Komentarze (4)


Należę do prężnej grupy na Vitalii, która bardzo regularnie się waży i mierzy. Po powrocie (po długim nie dietkowaniu), w minioną niedzielę dołączyłam do wspólnego ważonka i właśnie jutro następuje termin pierwszego porównania wag.
Jak nic nie spadnie i wyjdzie na zero - to trudno, jak będzie mniej - będzie super, ale jak wyjdzie na plusie - chyba sobie w łeb palnę, bo będzie to zmarnowany tydzień.

Ale cholera, co ja się sobie dziwię skoro ja obiad, który dziś jadłam po 16:00 czuję do tej pory w żołądku . Fakt, porcja była spora, ale nie aż tak.

No dobra, to strzelę sobie jeszcze menu i idę spać z nadzieją, że waga mnie jutro nie zabije!

NA ŚNIADANIE ZJADŁAM:
- jogurt, kanapkę z razowca z kapustą pekińską i szynką, kawę

NA II ŚNIADANIE ZJADŁAM:
- 2 parówki drobiowe (dobra, dobra, już czytałam komentarze, że są niezdrowe, ale musiałam dojeść ostatnie dwie.... już ich nie kupię, ale lubię te INDYKPOLu :( ), 2 kanapki z razowca z kapustą pekińską i pomidorem, ziółka

NA OBIAD ZJADŁAM:
- 2,5 gołąbka wegetariańskiego, surówkę z kapusty pekińskiej i pomidorem, dupkę od chleba (GENERALNIE STANOWCZO ZA DUŻO, PRZYNAJMNIEJ TAK MI MÓWI TERAZ MÓJ ŻOŁĄDEK)

NA KOLACJĘ ZJADŁAM:
- nic, tylko zioła i to też za dużo

Nie rozumiem, ale nadal ciąży mi ten obiad, ale z drugiej strony cholernie burczy mi w brzuchu.... coś dziś nie jest mój dzień na jedzenie

Po za tym odkąd biorę te ziółka strasznie często chodzę do toalety. To miało pomagać na przemianę materii, a nie działać moczopędnie. A może to taki sposób na spadek wagi - pozbyć się wody... Nie rozumiem tego, ale twardo biorę te paskudztwa dalej

PS. Odpowiedź na komentarz jednej z Was - przeważnie chodzę spać koło 00:00 - 1:00, choć w weekendy czasami o 2:00.