I poszłam z dzieciakami i mężem, rodzinnie na stadion narodowy. Zabrałam seler, dwa jabłka. Dzieciaki pojeździły na rolkach, zwiedziliśmy stadion - oparłam się wszystkim zapachom bekonu, popcornu....
I potem koniec - chodźmy coś zjeść - usłyszałam...
Ech :/ Diabli to wszystko wzięli, nie chcę iść jeść... nie!Chcę, bardzo, dobre, soczyste, pachnące. mmmmmm......
Pieczony kawałek łososia i brokuły - jak to smakowało! Rozpływające się w ustach kawałki soczystego łososia, pachnące brokuły, al dente.....
Mała porcja - jak to w restauracjach- a ja miałam tak wypchany żołądek.....
Nie mogłam się ruszać!
Kilka dni temu zjadłabym 3 takie porcje i zagryzła pizzą po dzieciakach.
Dziś - jestem z siebie dumna! To działa! hurrraaa! wytrwam i wygram!
PS Dzięki temu punkt programu pt. obiad w postaci pysznego spaghetti mamy nie doszedł do skutku, a na deser miała być pyszna szarlotka z vduża ilością cynamonu!