Pamiętnik odchudzania użytkownika:
agi78

kobieta, 46 lat,

168 cm, 77.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 czerwca 2011 , Komentarze (1)

A moze to tylko chwilowy "kryzys":))) Wychodzi na to, ze mozna zyc bez slodyczy, a przynajmniej mozna zyc 6 dni bez czekolady. Dzisiaj dzien 7 i zobaczymy, czy sie zlamie, czy nie. Chociaz i tak jestem z siebie dumna - kierownik troche nabroil w pewnej sprawie i wczoraj otrzymalismy bardzo niefajna informacje, ktora mnie troche przerazila, i dzien caly czekalam, czy uda sie to rozwiazac, czy nie - i nawet mi do glowy nie przyszla mysl, zeby zajesc ow stres i niepewnosc czekolada, czy tez po prostu nawrzucac w siebie jedzenia jako kuracje antystresowa. To dla mnie wazne, bo zaczynam powoli czaic, ze naprawde zajadalam emocje: nude, stres, niepewnosc, moje stany depresyjne... I moze wychodzi na to, ze jednak potrafie nad tym zapanowac.

Na dzisiaj mam przewidziana kapuste wloska na drugie sniadanie, ale troche sie waham, chyba zaczyna mnie dopadac ta panika w zwiazku z ehec, najpierw byla salata, pomidory i ogorki, potem kielki, ale zalecaja, zeby troche zbastowac z surowymi warzywami. Te salata jeszcze jakos przelkne, tego ogorka sie strasznie boje, chyba go zamienie korniszonem?

A tak w ogole to waga zaczela wspolpracowac:) Powinnam do piatku odrobic zaleglosci, ale nie wiem, czy osiagne wage zalozona. Chociaz nie ma co robic planow - przede mna jeszcze czwartek, a to jakis dzien krytyczny, wiem, ze musze sie nastepnego dnia wazyc, a tu dopada mnie tasiemiec jakis okrutny. No nic. Dobrze bedzie. Mam nadzieje.

6 czerwca 2011 , Komentarze (3)

Dzisiaj bedzie na czarno.

- no prosze, wczoraj mi minal 5 dzien bez czekolady. To chyba najdluzszy okres w moim zyciu. Tadam.

- jednakze wcale mnie to nie cieszy, i chyba zaraz sie rzuce na jakas tabliczke z orzechami, bo mimo trzymania sie scislego diety, znow nic sie nie dzieje, i zaczyna mnie to powoli deprymowac, denerwowac, wkurzac, wpieniac i nie wiem, co jeszcze. Buu, buu i jeszcze raz buu. Co jest, kurde? Strajk jakis?

- chociaz z drugiej strony wyciagnelam ciuchy letnie, bo juz inaczej nie wypada, no i jest luzniej. No ale co z tego, jak osiagnelam wage sredniej foczki????????????????????

- mam wrazenie, ze zaczynam po prostu tracic motywacje. Taki troche niefajny poczatek tygodnia, niech to szlag.

- generalnie ja nie stekam i nie narzekam, i moja szklanka jest w polowie pelna, ale dzisiaj nie, nie, nie, jestem obrazona na swoja wage.

- oprocz tego jestem obrazona na Molly, bo dzisiaj zeszlysmy z kolka na sladzie i ulozylam jej zygzak, no i sie okazuje, ze kolko nic jej nie nauczylo, jak rany no.

- mam nadzieje, ze bedziecie mialy fajniejszy dzionek ode mnie:)

5 czerwca 2011 , Komentarze (4)

... i nie bede. Najpierw sie zarzekam, ze cos tam, i wierze w to calym sercem, a potem sie niestety nie udaje, w miedzyczasie dziewczyny pisza takie mega mile i wierzace we mnie komentarze, a mnie jest potem wstyd jak nie wiem co.

Nie, nie zjadlam czekolady:) Ale wcale sie nie trzymalam wczoraj tak diety, jak powinnam. Mimo 100 gramow mniej dzisiaj rano, wcale nie jestem z siebie dumna, wrecz przeciwnie, jestem soba mega rozczarowana i zla na siebie. Takie sranie w banie za przeproszeniem, w ogole nie mam ani grama silnej woli. Bez pysznego bialego chleba z maselkiem tez da sie przezyc w koncu, co nie? :)

Dzisiaj od rana na psim placu, ach, jak za tym tesknilam:) Wprawdzie duzo nie zrobilismy, bo pogoda doprawdy meczaca, ale swoje odpekalysmy z Molka, maly pies popatrzyl sobie na obce miejsce i obcych ludzi, a teraz biedaki od kilku godzin ani drgna, tylko odpoczywaja.  Ja dzisiaj przepisowe sniadanko, przepisowy podwieczorek i przepisowy pyszny obiadzik, a wieczorem ciekawa kolacja na slodko, jeszcze takiej nie jadlam. Sprobujemy:)

4 czerwca 2011 , Komentarze (3)

Bzzzz czekolady. Po raz pierwszy zaliczylam ABS - y w sukience. Smiesznie bylo:) Slad dla Molly ulozony, nogi bola, bo trawa przeorana.

Od samego ranca pieknie trzymam sie diety i wytrzymam do konca dnia, a jutro rano z wieeeelka ciekawoscia sie zwaze. Jutro pol dnia spedzimy na psim placu, wezme ze soba chyba jakies jablko, albo banana, bo niby co bede miala tam zjesc? Surowke ewentualnie.

Oprocz tego mega goraco, stol na taras wystawiony, markiza rozlozona i pieknie ow taras ocienia, na stole kwiatek, swiece i cudnie jest:)

Milego dnia.

3 czerwca 2011 , Komentarze (6)

W zasadzie to jestem zadowolona, ze stoje, bo wczoraj chyba dopadl mnie jakis tasiemiec - dzien caly musialam cos zuc, przezuwac, przegryzac, polykac, po prostu jesc. Wiec badzmy szczerzy - waga okazala sie dzisiaj litosciwa.

Oprocz tego czuje sie wciaz do doopy, nos caly czas zapchany, do tego doszedl okropny bol w okolicach oka, lewego policzka i zebow, to podobno naturalne, ale wiecie, gdzie ja mam to naturalne... I ogolnie nic mi sie nie chce.

Za poltora tygodnia lece do domu, przydaloby sie jeszcze jakis kilogram zgubic, i modlic sie, zeby go podczas pobytu nie nadrobic. Moze sie uda, bo zauwazylam, ze wpadam w szal jedzenia z nudow, jak jestem sama, jak nie wiem, co ze soba zrobic. Wczoraj na ten przyklad tutaj byl dzien wolny, wiec dzien caly w domu, oprocz porannej gimnastyki dla psa, przelezalam praktycznie caly czas na kanapie czytajac ksiazke i ogladajac telewizje i w zasadzie powinnam byc szczesliwa, ze skonczylo sie tylko na takim zarciu, a nie misce chipsow i pietnastu tabliczkach czekolady. Bo trzymam sie:)

2 czerwca 2011 , Komentarze (2)

Mam na mysli dzien pierwszy czerwca, czyli miesiaca bez czekolady. Takie postanowienie:) Kamasutra zas trzyma nade mna bata i moze mnie potem zgniatac jak chrabaszcza, jak tylko zjem jeden kawalek czekolady. Przy czym obiecuje solennie i uczciwie, ze bede mowila o wszystkim.

Ja Kamasutre tez bede zgniatac jak chrabaszcza, jak nie dotrzyma swojej obietnicy

Nos na mega zapchany, nie wiem, skad sie to swinstwo tam bierze, ale juz bez cwiczen nie moglam. Z samego ranca udeptalam slad dla Molly, az mnie nogi bolaly, teraz ABS-y juz za mna i czuje sie o niebo lepiej. Nawet mimo nosa. I gardla. I zadrapanego dziasla. Chcialam sie po owym dziasle pomacac, bo mialam wrazenie, ze cos tam mam, no i sie podrapalam. Teraz jest spuchniete i boli podwojnie. I zab tez, i cala lewa strona twarzy. Chyba nadaje sie do wymiany.

A w ogole to naprawde musze byc strasznie chora, bo sie w tym tygodniu nie zwazylam. Jutro oficjalne wazenie, a ja nie mam pojecia, ile mam ciala w ciele. Nie do wiary normalnie. Sie zaskocze zatem jutro. Obawiam sie tylko, ze negatywnie. Buuu. Niech sobie waga stanie, byle nie urosla, prosze, prosze, prosze.

31 maja 2011 , Komentarze (4)

Ale to tylko dlatego pewnie, ze umieram. Wczoraj, w najgoretszy dzien roku, podczasj najbardziej upalnej wiosyn od stu lat, ja lezalam na kanapie w zimowej pizamie i welnianych skarpetkach, pod koldra i dodatkowo jeszcze pod kocem. I bylo mi zimno.

Mimo braku apetytu, zjadlam porzadnie i przepisowo wszystko, co trzeba, dzisiaj juz tez po sniadanku, i wlasnie gotuje gulasz na obiad, ale nie mam niestety zadnego smaku i ciekawa jestem, co na niego powie kierownik.

Generalnie mam ochote polozyc sie i umrzec. Wszystko boli, o cwiczeniach moge zapomniec, bo przy najwiekszym wysilku dostaje ataku kaszlu, i w ogole z tego wszystkiego zapomnialam sie dzisiaj rano zwazyc, ale moze to i lepiej, nie popadajmy w paranoje.

Sio chorobsko, sio.

30 maja 2011 , Komentarze (4)

No niestety. Zjadlam wszystkiego, ale tylko po trochu, nie wstawalam od stolu z przeciazonym i wolajacym o pomstwe do nieba zoladkiem. Dziubnelam tylko creme brulee, nie zjadlam ani kawalka tortu, tylko jednego takiego a'la faworka. Nadrobilam wieczorem w domu. Zjadlam drugiego a'la faworka i takiego ichniego smiesznego ciastka, taki paczek - nie paczek, nazywa sie kücherl. Nie musze nadmieniac, ze waga sie dzisiaj rano zemscila.

Ale nic to, bo nie mam w ogole apetytu. Polaczenia mega alergii z mega przeziebieniem nie polecam nikomu. Nos caly zatkany, a mimo tego sie z niego leje, jak z kranu normalnie, gardlo boli i swedzi, oczy pieka, nie moge oddychac, i moze juz skoncze z tym wymienianiem, bo sama sobie zaczynam wspolczuc. Lekow kumulowac nie nalezy. W zwiazku z tym wszystkim nie mam owego apetytu, alem czlek w miare madry i wiem, ze zeby chudnac, trzeba jesc. Juz po sniadaniu, niedobrze mi strasznie, ale co zrobic.

Jednakze z przykroscia odwoluje na dzisiaj wszelkie wystepy artystyczne, nie ma szansy na rolki, zabije sie przy okazji, ewentualnie moge odhaczyc spacer z Molly jako moj najwiekszy dzisiejszy wysilek fizyczny. Najgorsze jest to, ze ja to przeziebienie znam, i trzyma mnie zawsze dobry tydzien.  No nic, trzeba myslec pozytywnie, a jako ze tak wlasnie mysle, to w piatek waga sie ze mna pogodzi. Nie ma innej opcji. Sila pozytywnego myslenia. Wizualizacja Nie wiem, jak dojade do pracy. Taka zasmarkana i kichajaca co krok. To zaburza widzenie.

Alez smece.

28 maja 2011 , Komentarze (3)

Poprosze o wykreslenie piatkow z kalendarza. Ale po zwazeniu. Po wazeniu bowiem wpadam w samozachwyt, ktory w sobote rano konczy sie dodatkowymi gramami.

To punkt pierwszy. Punkt drugi jest taki: nie powinnam w ogole zblizac sie do czekolady, bo nie potrafie skonczyc na dwoch kostkach. Nawet gorzkiej. Najlepiej zatem w ogole z niej zrezygnowac. I wiem, ze potrafie!!!!!!!!!!!!!!!! W koncu umiem powiedziec NIE, co nie?

Punkt trzeci nie jest fajny, bo jutro komunia u ostatniej bratanicy, tak wiec dzisiaj trzeba SCISLE trzymac sie wytycznych - dietetycznych (pieknie sie rymnelo), i w poniedzialek zapewne tez. Mam tez plan, ze nie dam sie jutro zwariowac i nie zjem deseru, ktory na pewno bedzie sie skladal z lodow, za lodami na szczescie niespecjalnie przepadam. Zatem na sniadanko szklanka maslanki, potem obiad z umiarem, zadnego deseru i na kolacje puree z marchewki. Taki mam plan.

Punkt czwarty: musze przestac myslec o jedzeniu. No kurde, bo zwariuje.

Dzisiaj z ranca zas slad dla Molly ulozony, znow sie naoralam, az sie spocilam:), lazeinka posprzatana, i zaraz sobie siade i obejrze powtorki "Na Wspolnej". A co tam:) Specjalnie dla tego serialu przeciez zakladalam sobie polska telewizje:)))

27 maja 2011 , Komentarze (7)

No nie do wiary. Waga spada i w chwili obecnej jestem w drugim etapie diety mojej cudownej: fazie wlasciwej, ktora potrwa wieki, ale nic to, jam cierpliwa. Osiagnelam krok milowy, hehe. Moi :))) Oprocz tego, nie wiem, czy ja sie zle mierze, bo to pomiary za kazdym razem inne sa, ale nie do wiary wrecz, ze w talii zgubilam w przeciagu dwoch tygodni 4 cm??? To nie moze byc prawda chyba. Spodnie wprawdzie jakies luzniejsze, to fakt, ale wciaz nie moge w to uwierzyc. Oponka odporna na wszystko, wprawdzie jakis centymetr czy dwa zgubila, ale tu tak samo jak z biustem - nie chce sie ruszyc. Nie szkodzi, poczekam, pokaze zolzie, kto tu rzadzi.

Dibrze, ide zrobic sobie na sniadanie kaszke z bakaliami, a dzisiaj na obiad nowe danie, ciekawe, jak bedzie smakowalo:) Milego dnia.