Wczoraj poszłam spać stosunkowo wcześnie. Ze znajomymi z Korei rozmawiałam w dzień i wieczorem. Rozumiemy się coraz lepiej. Obaj są fajni choć mają różne charaktery. Obydwaj są z pod znaku barana. Z tym starszym Jae mam wspaniałe biorytmy. Dziś wstałam po 10 i od razu siadłam przed laptopem. Miałam dzisiaj jechać do miasta, ale pojadę jutro, bo ma nie być światła i nie miałabym co robić. To planowe wyłączenie od 8 do 15. Są już ogłoszenia. Nawet kawy rano nie wypiję. Po południu odpocznę. Oby mi się tylko tego fryzjera udało załatwić. Zwłaszcza martwi mnie obcinanie. Boję się i kolejki w zakładzie i nieudanej fryzury. Niby włosy rosną mi szybko, ale teraz żałuję, że obcięłam. Nie wiem też co z tym balejażem. Chyba się trzeba u fryzjera wysiedzieć, a to mnie pewnie zdenerwuje.
Dziś siedzę w domu. Nudzić się nie będę, bo zawsze sobie zajęcie znajdę. Co to będzie tym razem jeszcze nie wiem. Planów nie mam.
Dieta ok. Czas szybko leci. Jeszcze tylko 3 dni fazy z warzywami, a później znowu proteiny czyli czas zrzucania wagi. Oby spadała jak najszybciej. Marzę o przekroczeniu magicznej 90. Później będę zrzucać dalej już bez przerw i eksperymentów z inną dietą. Jestem zmotywowana. Wręcz zdeterminowana. Powinno się udać.